piątek, 30 kwietnia 2010

Warsztaty

Polski Instytut Permakultury i Fundacja Królewski Szlak zapraszają na pierwsze w Krakowie warsztaty z cyklu:
Permakultura w ogrodzie
Warsztaty odbędą się w sobotę 08.05.2010 w siedzibie Fundacji Królewski Szlak przy ul.Promowej 4 w Tyńcu (w pobliżu parkingu nad Wisłą u podnóża Opactwa o.o.Benedyktynów) w godz : 9:00 -18:00 Warsztaty, połączone z wykładem prowadzi Wojciech Majda, założyciel Polskiego Instytutu Permakultury. Planujemy kontynuację weekendowych warsztatów w ciągu całego roku, co pozwoli chętnym zdobyć praktyczna wiedzę stosowania zasad permakultury we własnym ogrodzie. Promocyjna cena warsztatów: 90 zł, dla studentów 60 zł
w cenie wliczone są materiały szkoleniowe i jeden ciepły posiłek
UWAGA: konieczne jest ubranie i obuwie robocze, niezbędne do pracy w ogrodzie!

Wyjaśnienie dla tych, dla których pojęcie permakultury jest nowe:

Permakultura to podejście do ogrodnictwa, które szuka
równowagi między wszystkimi formami życia poprzez ich odpowiednie usytuowanie
w ekosystemie
.
Barbara Wojtkowska-Guicherit Fundacja Królewski Szlak, 607-373-088
Wojciech Majda Polski Instytut Permakultury permakulturnik.blogspot.com

niedziela, 25 kwietnia 2010

Pasza dla kur

Zapewne wielu z Czytelników tego bloga chce trzymać kury lub już je ma. Jednym z ważniejszych czynników decydujących o sukcesie w hodowli zwierząt jest odpowiednia dieta. Kiedyś kur praktycznie nie karmiono - same musiały sobie radzić. Niestety odbijało się to również na nieśności tych zwierząt - znosiły kilkanaście-kilkadziesiąt jaj na rok. Jeśli chcemy mieć tych jajek więcej musimy kury dokarmiać.

Dieta kur musi być odpowiednio zbilansowana. Pasza dla kur powinna zawierać odpowiednią ilość
  • kalorii
  • białka
  • tłuszczu
  • węglowodanów
  • mikroelementów
  • wapna
Ważna jest również jakość ww składników.



Warto również pamiętać, że poszczególne rodzaje kur potrzebują różnego rodzaju żywności. Przykładowo brojlery (kury hodowane na mięso) potrzebują więcej białka niż kury nioski. Nioski zaś muszą mieć w diecie zdecydowanie więcej wapnia.

Zwykle podaje się, że kury w zależności od rodzaju i wieku potrzebują białka w diecie w ilości:
  • brojlery 19%
  • kury rosnące 16%
  • kury nioski 17%
Przedstawię przykładowe mieszanki dla poszczególnych rodzajów kur wg zaleceń jednego z członków American Pastured Poultry Producer Association - Jeffa Mattocksa

Mieszanka dla brojlerów 19% białka (w gramach):

  • ześrutowana kukurydza 1015
  • prażona, ześrutowana soja 625
  • owies 100
  • mączka z lucerny 100
  • mączka rybna 60% (?) 75
  • aragonit(źródło wapna) 25
  • mieszanka minerałów i suplementów diety dla kurczaków 60
Łącznie 2000 g

Mieszanka dla kur rosnących 16% białka (w gramach)
  • ześrutowana kukurydza 1215
  • prażona, ześrutowana soja 450
  • owies 100
  • mączka z lucerny 100
  • mączka rybna 60% (?) 50
  • aragonit (źródło wapna) 25
  • mieszanka minerałów i suplementów diety dla kurczaków 60
Łącznie 2000 g


Mieszanka dla kur niosek 17% białka (w gramach)
  • ześrutowana kukurydza 965
  • prażona, ześrutowana soja 600
  • owies 100
  • mączka z lucerny 100
  • aragonit (źródło wapna) 175
  • mieszanka minerałów i suplementów diety dla kurczaków 60
Łącznie 2000 g

Podane wyżej mieszanki żywnościowe są dostosowane dla chowu pastwiskowego zwierząt w warunkach amerykańskich. kury zatem pobierają dużą część paszy z pastwiska - "robaków", trawy i ziół, nasion chwastów...
Inne składniki, które mogą stanowić część paszy dla kur:
  • żywokost lekarski
  • ołownik łatkowaty
  • "odpady" mleczarskie (serwatka, twaróg, maślanka)
  • kiełki
  • pokrzywy (zawartość białka w suchej masie 40% !)
  • resztki kuchenne
  • siemię lniane (do 5% składu paszy)
  • ześrutowany rzepak
  • suchy chleb
  • rzęsa wodna
  • buraki cukrowe
  • ugotowane ziemniaki
  • kiełki
  • spady z sadu
  • drożdże

W filmie opisane jest jak brojlery jedzą kijanki dzięki czemu staw jest oczyszczany i zmniejszane są koszty zakupu paszy (7:00).

Warto zapewnić kurom dostęp do pryzmy kompostowej czy pryzmy z obornikiem - będą z nich wybierać dżdżownice, czerwie i inne robactwo dzięki czemu nasze jajka i mięso będą zdrowsze i smaczniejsze. Zmniejszymy również przy okazji zużycie paszy.

Polecam również przeczytanie wpisów:
Czy kury na wolnym wybiegu trzeba karmić?
Dlaczego nie powinniśmy karmić zwierząt ziarnem i czym je zastąpić.
Kolor i światło jako źródło żywności.
Permakultura i opłacalność produkcji rolnej


A Ty co o tym myślisz?

sobota, 24 kwietnia 2010

Uprawa bezorkowa z wysiewaniem poplonu

Znalazłem ciekawy filmik w którym pewien amerykański farmer połączył dwie metody zapobiegania erozji gleby:
  1. Uprawa bezorkowa  (tzw. uprawa zerowa)
  2. Wysiewanie poplonu
Połączenie tych dwóch metod pozwala nie tylko zatrzymać erozję gleby ale na dodatek budować glebę poprzez zwiększenie poziomu materii organicznej w glebie. W ten sposób sekwestruje się CO2 zapobiegając globalnemu ociepleniu. Jest to ciekawy przykład na to jak intensywniejsze użytkowanie ziemi może być lepsze dla środowiska niż to bardziej ekstensywne.

Teren na którym on gospodaruje jest jak na polskie realia kosmiczny (8500 akrów czyli około 3400 ha) nie mniej warto zauważyć, że da się uprawiać rośliny jednoroczne bez niszczenia gleby oraz ograniczając zużycie nawozów sztucznych. Dużym minusem stosowania tych technik w warunkach polskich jest spory koszt zakupu specjalnego siewnika.



Farmer ten używa na dodatek płodozmian. Wszystkie te cele osiągnął zwiększając produktywność swoich pól oraz co bardzo ważne dochód z ha.

Polecam przeczytanie tych wpisów:
Projektowanie Keyline cz.3
Holistyczne zarządzanie ziemią cz.2
Uprawa zbóz jednorocznych w Polsce bez orania. Metodą FUKUOKA-BONIFILS
Zboża wieloletnie i Monsanto w permakulturze
Zboża bez orania, czyli o uprawa zbóż jednorocznych w permakulturze.


A Ty co o tym myślisz?

sobota, 17 kwietnia 2010

Zastosowanie moczu ludzkiego jako nawozu w ogrodzie.

Ostatnio duże zainteresowanie wśród Czytelników wzbudziło wykorzystywanie moczu jako nawozu.
Temat jest na tyle poważny ;), że postanowiłem poświęcić mu cały wpis.

Mocz w ogrodzie ekologicznym może pełnić wiele funkcji. Jedną z najważniejszych jest jego wartość nawozowa.

To w moczu zawarta jest większość biogenów (pierwiastków potrzebnych roślinom pobieranych z gleby w największych ilościach)wydzielanych przez człowieka. Średnio jeden człowiek dziennie w moczu wydala:
  • 8-11 g azotu
  • 2 g fosforu
  • 2 g potasu
Mocz zawiera również sporą ilość wapnia (2g) oraz dużą ilość innych mikro i makroelementów. Mocz jest bogatym w azot nawozem wieloskładnikowym.
Przykładowo nawóz płynny marki Florvit Eko uniwersalny zawiera w 1 kg:
  • 50g azotu
  • 14,1 g potasu
  • 16,6 g fosforu
Cena 1,5 kg opakowania tego "ekologicznego" nawozu to 8,20 zł. Zatem jeśli przez 7 dni będziemy sikami podlewać nasz ogród możemy zaoszczędzić tę sumę pieniędzy. Zamiast zanieczyszczać wodę pitną, obciążać środowisko i oczyszczalnie ścieków możemy tę wodę użyć do rozcieńczania moczu - będziemy podlewać i nawozić ogród zarazem. Takie rozwiązanie jest dużo bardziej "ekologiczne" niż nawet świetnie reklamowany "ekologiczny" nawóz komercyjny. Wykorzystanie moczu w ogrodzie stanowi zatem dość prostą i łatwą do zastosowania alternatywę dla toalety kompostowej.


Film o wykorzystaniu moczu w Afryce

Jak stosować mocz? 
Najlepiej rozcieńczony. Na jedną część moczu należy dawać od 5 do 10 części wody. Taka mikstura jest dobra do podlewania warzyw, roślin ozdobnych i trawnika. Drzewka (również te owocowe) można podlewać bezpośrednio, pod pień lub na ziemię pod drzewkiem.

Dawkowanie:
Na 1 ha przeciętnego sadu nawozi się azotem w ilości 100-200 kg (średnio) na rok. Na 1 m2 ogrodu przekłada się to zatem na dawkę 10-20 g azotu na m2. Dobrze jest rozłożyć całą ilość nawozu na kilka dawek.

W praktyce jeśli rozcieńczamy mocz w stosunku 1:5 to dziennie możemy wyprodukować około 7,5 - 10 litrów nawozu. Jeśli podlejemy takim roztworem tylko 1 m2 to możemy trochę przesadzić - część azotu zostanie wymyta. Dlatego lepiej jest podlać nim 5 m2. Wtedy jednorazowa dawka na m2 będzie wynosiła około 2g azotu, czyli nie za dużo. Jeśli nawożenie będziemy powtarzać w odstępie 2 tygodni możemy dostarczyć danemu fragmentowi sadu dostarczyć około 20 g azotu na m2. Nawożenie nawozami azotowymi (czyli np. moczem lub obornikiem) drzew i krzewów owocowych powinniśmy zakończyć pod koniec lipca by nie pobudzać nadmiernie wzrostu wegetatywnego drzew i krzewów późno w sezonie. Jeśli byśmy dalej kontynuowali nawożenie możemy sprawić, że część nowych gałęzi nie zdąży zdrewnieć przed zimą i stanie się podatne na uszkodzenia mrozowe. Od sierpnia można przeznaczać płynne złoto na trawniki, grządki z warzywami czy żywokostem.

Mocz 4 osobowej rodziny w sezonie wegetacyjnym w zupełności wystarczy do nawożenia 400 - 800m ogrodu. Jeśli dodatkowo posadzimy w ogrodzie rośliny wiążące azot nie bedziemy musieli się już więcej martwić (i kupować) o nawozy azotowe. Idealnie zatem wykorzystanie moczu wpisuje się w koncepcję samowystarczalnego, przydomowego leśnego ogrodu.

Jak aplikować mocz?



Sprawa jest najłatwiejsza w przypadku mężczyzn. Wystarczy butelka z odpowiednio grubym lejkiem. Najlepsze są plastikowe butelki po 5 l wodzie mineralnej. Po użyciu można ją odstawić w jakieś ustronne miejsce w toalecie.
Sam mieszkając przez dłuższy czas w domku jednorodzinnym z ogrodem ustawiałem butelkę w toalecie. Zwykle wieczorem gdy była już pełna po prostu szedłem do ogrodu i opróżniałem zawartość. Nie raz zdarzyło mi się wylać zawartość bezpośrednio na trawnik starając się "podlać" kilkanaście m2. Trawnik w miejscu w którym takie praktyki wykonywałem był niesamowicie zielony i odporniejszy na suszę.

Istnieje możliwość stosowania moczu w formie nawożenia dolistnego. Osobiście rozcieńczałem wtedy mocz z wodą w proporcjach 1:15. Efekty są (jak zwykle w przypadku nawożenia dolistnego) bardzo szybkie i w moim przypadku były bardzo dobre. Po 4 bezdeszczowych dniach od aplikacji na warzywa liściowe  i zioła nie wykrywa się żadnego zapachu czy smaku nawet bez mycia tych produktów. Okres karencji dla komercyjnego użycia jest jednak chyba trochę dłuższy;)

Od czego zależy skład moczu?


Zawartość składników nawozowych w moczu zależy przede wszystkim od naszej diety - im więcej w niej białka tym więcej mocznika (a zatem azotu) będzie posiadał nasz mocz. Jeśli nasza dieta bogata jest w produkty takie jak orzechy, pełne ziarna zbóż, nasiona, ryby, mięso, jajka  nasz mocz będzie bogatszy w fosfor. W przypadku przyjmowania leków typu antybiotyki nie powinniśmy się obawiać, że pojawią się one w naszych warzywach czy owocach. By mieć dodatkową pewność najlepiej nie uzywać moczu do nawożenia dolistnego w czasie choroby a aplikować go bezpośrednio na glebę.

Kwestie na które trzeba zwrócić uwagę:
Mocz zdrowego człowieka jest sterylny. W klimacie umiarkowanym nie ma żadnych chorób przenoszonych poprzez kontakt z moczem. Jeśli przyjmujemy leki typu antybiotyki nie powinniśmy się obawiać, że pojawią się one w naszych warzywach czy owocach.

Moczu lepiej nie przechowywać długo, bo zaczyna śmierdzieć - to oznaka ulatniania się amoniaku czyli strat azotu. Zużyć najlepiej w ciagu 24 godzin.

W przypadku choroby dróg moczowych, przyjmowania antybiotyków lub menstruacji lepiej nie stosować moczu do nawożenia dolistnego. Dużo bezpieczniej i higieniczniej użyć jest go wtedy do podlewania drzew i krzewów owocowych lub innych roślin, których jadalne części nie mają bezpośredniej styczności z ziemią.

Ostatecznie nie ma co panikować -  to nie są toksyczne ścieki tylko zwykłe siki...

A Ty co o tym myślisz? Stosujesz lub zamierzasz stosować mocz w swoim ogrodzie?

piątek, 16 kwietnia 2010

Zmiana punktu odniesienia - oceany i pustynie.

Ludzie do diabelnie inteligentne istoty. Czasami jednak ludzie uczą się zbyt szybko. Często takie podejście stawało się przyczyną problemów. Podobnie jest z naszą oceną stanu środowiska. Jeśli zmiany zachodzą bardzo powoli i są nieznaczne, to na przestrzeni pokoleń możemy ich nie dostrzec, myśląc, że stan świata zastany za naszego życia jest normalny, ba naturalny!

Dla lepszego zrozumienia o co mi chodzi posłużę się przykładem szynki. Podczas odwiedzin jednego z moich znajomych zostałem poczęstowany szynką swojskiej roboty. Szynka nie za bardzo mi smakowała, mimo, że gospodarze (są starsi niż ja o około 7-15 lat) zachwycali się niesamowicie. Szynka mi nie smakowała, z wielu powodów:
  • była zbyt "mięsna"
  • miała zbyt intensywny smak
  • była twarda
  • była taka szara, a nie ładna różowiutka...
 Dla mnie, człowieka który świadome życie (powiedzmy od wieku 6 lat) spędził za "kapitalizmu" inna jest definicja dobrej szynki. Zmienił się mój punkt odniesienia na to co jest "normalną" szynką. Normalna szynka wg mnie:
  •  jest delikatna w smaku (wpływ sojowego izolatu białkowego)
  •  jest miękka (pod wpływem dużej zawartości solankami)
  • jest różowa (pod wpływem rożnych konserwantów i barwników)
Na moją ocenę tego czym jest dobra szynka wpłynęło to, że w czasach młodości (która trwa do dzisiaj w sumie ;) zawsze jadłem inną szynkę i się do niej przyzwyczaiłem.

Za bardzo Was szanuję, by zajmować Wam czas opisami moich kulinarnych upodobań tylko w celu pochwalenia się moją osobą. Piszę o szynce z powodu tego, że "szynkowy" problem występuje  również w nauce. Gdzie konsekwencje tego co uznamy za "normalna szynkę" są dużo głębsze - jest to jeden z błędów poznawczych.

Dobrze opisuje sytuację dowcip o Żydzie z zatłoczonego mieszkania, który udał się do rabina po poradę:
Przychodzi biedny Żyd do rabina i prosi o radę:
Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...
Na to Rabin powiada:
Słyszałem, że masz w obórce kozę?...
- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.
- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.
Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...
Ale rabin był nieubłagany - musisz wprowadzić sobie kozę do domu!!
Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:
- A co tam Icek u ciebie?
Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.
Na to rabin powiada:
- To zabierz kozę z powrotem do obórki.
Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:
Jak tam Icek, w twoim domu?...
- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj jakiś ty mądry, Rebe...
Nasz problem polega na tym, że nie bardzo mamy gdzie tą kozę odstawić...

Zachodni naukowcy zajmujący się oceanografią stworzyli nawet odpowiedni termin na tego typu określenie - "shifting baseline" - zmiana punktu odniesienia. Starsi naukowcy zauważyli, że młodzi badacze mórz i oceanów zaczęli zachwycać się bogactwem i bioróżnorodnością mocno już zubożonych na skutek działalności człowieka ekosystemów morskich. Młodzi uznali za "normalne", że w rafie koralowej jest 300 gatunków ryb, 500 gatunków koralowców, starzy jednak pamiętają, że za ich młodości tych ryb było 500 gatunków a samych koralowców 700. Są natomiast zapiski świadczące o tym, że wcześniej wyginęło kilkadziesiąt innych gatunków ryb.



Problem zmiany punktu odniesienia ma zastosowanie również w większości nauk środowiskowych (oceanografii, sozologii, ekologii) ale również może wpływać na ocenę pracy historyków.
Jednym z lepszych przykładów jest obecność i aktualna wielkość Sahary - pustyni zajmującej  obszar ponad 9 milionów kilometrów kwadratowych. To jest "normalne" - przecież była tam od zawsze...
Czyżby?

W skrócie - na pewno nie takiej wielkości jak jest dzisiaj.

Istnieje na świecie wiele pustyni, jednak nie wszystkie są naturalne. Potocznie uważa się, że przyczyną powstawania pustyń jest mała ilość opadów. Zatem jeśli klimat się zmienia (jak zmienił się np. kilkanaście tysięcy lat temu, pod koniec ostatniej epoki lodowcowej) to niejako "automatycznie" powstaje pustynia. Nic dalszego od prawdy. Rzeczywiście okresy suszy lub zmniejszenie się ilości opadów wpływają na pogorszenie stanu szaty roślinnej, jednak główną przyczyną pustynnienia jest złe zarządzanie ziemią a nie sama susza czy obniżenie ilości opadów. Obniżenie ilości opadów sprawia tylko, że człowiek ma tendencje do większej eksploatacji środowiska. Może to robić na wiele sposobów głównie poprzez nieodpowiedni wypas zwierząt:

  • Nie zostawia roślinom odpowiednio długiego okresu odpoczynku między jednym wypasem a drugim.
  • Zbyt długie wystawienie roślin na spasanie zwierząt
Innym, nawet szybciej i o wiele wydajniej przyczyniającym się do pustynnienia działaniem jest oranie pól i pozostawianie gleby bez okrywy.

Pan Jacek Kobus na swoim blogu polemizuje z moimi tezami dotyczącymi rolnictwa i łowców - zbieraczy. Sam Pan Jacek streszcza je bardzo trafnie:

  1. Istnieje ścisły związek pomiędzy uprawą roli a państwem, czy też ogólniej rzecz biorąc: aparatem przymusu.
  2. Zbieracko – łowiecki tryb życia został wyparty przez tryb życia rolniczy siłą. Ludność do tej pory zbieracko – łowiecka utraciła swoją ziemię i została zmuszona do uprawy roli oraz świadczeń na rzecz państwa.
  3. Zbieracko – łowiecki tryb życia był o wiele zdrowszy, czego dowodzą znalezione w egipskich wykopaliskach szkielety. Przed rewolucją neolityczną mierzą po 1,80 m i nie wykazują żadnych zmian chorobowych (najczęstsza śmierć: gwałtowna), a po tej rewolucji maleją do 1,50 m i pełno wśród nich dowodów na liczne choroby trapiące ludność.
Autor podaje wiele informacji, które zmieniły moje podejście do kwestii wyżywienia i rolnictwa. Jest jednak w tym wpisie kilka kwestii z którymi się nie zgadzam.
Dalej autor bloga Konie achałtekińskie i... inne sprawy! pisze:


Jest całkiem prawdopodobne, że dość gwałtowne pustynnienie sawanny, do jakiego doszło ok. 10.000 lat temu zmusiło jej pierwotnych mieszkańców aby chcąc nie chcąc porzucili dotychczasowy tryb życia i skupili się w pobliżu wody. Tam zaś, aby uzyskać ziarno, które w sposób naturalny na bagnach nie rosło, siłą rzeczy trzeba się było wziąć za rolnictwo.

Z tym punktem nie mogę się zgodzić - pustynnienie nie zachodzi "ot tak po prostu" tylko w zdecydowanej większości jest spowodowane działalnością człowieka. Albo bezpośrednio poprzez nadmierny i niekontrolowany wypas bydła. Pierwsze udomowione zwierzęta - owce i kozy zostały udomowione około 11 -9 tys. lat temu. Całkiem możliwe zatem, udomowiono owce i kozy na tysiąc lat zanim zlodowacenie się zakończyło. Koniec epoki lodowcowej nie był procesem który dokonał się oczywiście w konkretnym roku, ale rozciągał się na setki lat. Nie mniej jednak pierwsi pasterze nie mający współczesnej wiedzy dotyczącej zarządzania pastwiskiem przyczynili się do zamiany sawanny w Saharę. Analogiczna skutki miało rolnictwo z jego oraniem na terenach podatnych na pustynnienie. Fakt, że rolnictwo i zły wypas zwierząt przyczynia się do pustynnienia nie podlega wątpliwością - proces ten występuje przecież również do dziś. Również w przypadku prymitywnych rolników i pasterzy, których sposób uprawy ziemi nie różni się zbytnio od tego, który najprawdopodobniej stosowali pierwsi rolnicy. Dzisiaj proces pustynnienia postępuje nawet w USA. Trzeba dodać, że niektóre stanu USA jak Teksas i Nowy Meksyk są prawdziwymi światowymi liderami jeżeli chodzi o tempo i dotkliwość pustynnienia.
Przecież te pustynie są naturalne... No nie?

Pan Jacek nawet na swoim blogu opisał przykład jak  wspólnotowe pastwisko jest w opłakanym stanie. Przy złym zarządzaniu pustynie mogą powstać nawet w Polsce! Nie mówiąc nawet o dużo cieplejszym Teksasie czy Saharze.


Ciekawy film jak chwasty mogą przyczyniać się do erozji wodnej i w konsekwencji do pustynnienia.


Kolejny cytat z tekstu Pana Jacka z którym się nie zgadzam:
... Płodozmian, który w połowie XIX wieku spowodował – wraz z zagospodarowaniem prerii amerykańskich i stepów południowej Rosji – ogromny wzrost produkcji żywności w krajach klimatu umiarkowanego umożliwił wzrost liczby ludności Egiptu i innych krajów importujących żywność ponad jej dotychczasowe limity. Nie widać na razie granicy tego wzrostu.
 Niestety granicę wzrostu widać. Chociażby po tym o ile rocznie wzrasta produkcja żywności:

In fact, there is evidence that limits to agricultural intensification are already being reached. The average annual growth rate of cereal production in developing countries has fallen to 1.0 percent, compared to 2.5 percent per year over the past 35 years (FAO 2000:12). Water scarcity and land degradation are already severe enough to reduce yields on about 16 percent of agricultural lands, especially cropland in Africa and Central America and pasture in Africa (Wood et al. 2000:Intro3).



Populacja ludzka wzrasta natomiast o więcej niż 1% - co roku przybywa 80-75 milionów ludzi. Uwzględniając skalę erozji gleby, przełowione morza i oceany oraz to, że duża część z żywności produkowanej przez nas jest produkowana przy pomocy wody, która pochodzi ze źródeł nieodnawialnych. Przykładowo rok 2008 był szóstym z rzędu rokiem w którym wyprodukowano mniej żywności niż jej zużyto. Ostatni rok był dobry dla rolników. Niestety nie mam danych dotyczących światowych rezerw żywności.

Polemika z kilkoma innym częściami artykułu będzie musiała poczekać... Już wkrótce powrót do "normalnych" czyli praktycznych wpisów :)

Polecam przeczytanie tych wpisów:
Holistyczne zarządzanie ziemią cz.1
Dlaczego żywność GMO nie jest rozwiązaniem dla problemu głodu na świecie? I co właściwie nim jest...
Jak zwiększyć pięciokrotnie wydajność pastwiska bez stosowania nawozów sztucznych, czy herbicydów.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Popychadło leśniczego - Leśnictwo, władza i permakultura

Kilka razy wypowiadałem się już na łamach bloga na temat leśnictwa i lasów. Osobiście mam mocno niepochlebną opinię o naszym prawie dotyczącym wycinania drzew. I tego, że właściciel ziemi z chwilą zamiany stanu prawnego jego gruntów ornych w grunty leśne traci władzę nad tym obszarem. Zmienia się w popychadło nadleśniczego. Proszę nie zrozumieć mnie źle - nie twierdzę, że leśnicy są źli - to prawo stojące za nimi jest złe. Prawo, które zmienia właściciela lasu w wykonawcę poleceń leśniczego. Wolny człowiek nie może sobie posadzić lasu w sposób jaki chce i zarządzać nim jak chce.
W czym ta monokultura sosnowa, chciałem powiedzieć las jest lepszy niż polikultura stworzona z orzechów włoskich i kasztanów? Chyba tylko w łatwości podpalenia.

Jeśli człowiek zgodzi się żyć pod dyktando leśniczego ma z tego wiele korzyści, których nie ma osoba, która posiada las "bezprawny":
  • zwolnienie z podatku gruntowego przez 40 lat
  • różnorodne dopłaty rzędu kilku-kilkunastu tys. złotych od ha na zalesianie i później przez 15-20 lat mniejsze - na pielęgnacje i za utracone korzyści
Osoba, która chciałaby  zasadzić sobie las sama - idąc drogą planacji drzew (nie wiem czy wszystkie drzewa można w ten sposób uprawiać) nie będzie korzystać z tak hojnych dotacji - musi płacić podatek rolny, nie ma dotacji na zalesienie...

Dobrze jest rozważyć przyczyny dlaczego dotacje do lasów są tak wysokie. Wnika to głównie z tego powodu, że lasy pełnią wiele pożytecznych funkcji. Wiele z tych funkcji które pełni las (jak np. ochrona przed powodziom i suszom) nie dostarcza właścicielowi lasu bezpośrednich korzyści finansowych. W skali państwa jednak te usługi przekładają się na konkretne korzyści (np. nie potrzeba budować  tyle zbiorników retencyjnych). Rolnicy jednak nie sadzą masowo lasów (bez dotacji) ponieważ pierwsze plony ze standardowo posadzonego lasu  (10000 - 2000 sadzonek na ha tak jak chcą tego leśnicy) można uzyskać dopiero (wersja optymistyczna) po kilkunastu latach. Z czego rolnicy mieliby żyć do tego czasu za bardzo nie wiadomo - dlatego są dopłaty.

Czy problem ten możebny rozwiązać bez dopłat? Moim zdaniem tak. Wystarczyłoby dać ludziom wolność.

Lasów moglibyśmy mieć w Polsce więcej. Znam osobiście jedną osobę, która chciała sobie posadzić las. źródłem utrzymania tej osoby nie jest rolnictwo - mógłby sobie zatem pozwolić żeby nie osiągać dochodów z tego hektara czy dwóch. Ta osoba jednak gdy dowiedziała się z czym wiąże się (poddanie się władzy leśniczego) zrezygnowała z tego. Właśnie z powodu umiłowania wolności nie chciała dobrowolnie pozbywać się władzy nad swoją ziemią na kilkadziesiąt (jak nie więcej) lat.

Las to coś więcej niż drzewa w nim rosnące, ale nie da się ukryć, że drzewa są w nim bardzo ważne. Dlatego najbardziej ekonomicznym sposobem na posadzenie lasu jest założenie systemu agroleśniczego. Umożliwi to osiąganie korzyści finansowych z lasu dużo wcześniej niż te drzewa dojrzeją. Po posadzeniu drzew (w ilości 200 - 500 na ha) można ciągle prowadzić na nim działalność rolniczą - w międzyrzędach uprawiać zboże (jeśli chce się być konwencjonalnym). Po kilku latach (powiedzmy 5) gdy drzewa zaczną zacieniać zboża, można uprawiać rośliny cieniolubne lub zbierać siano z takiego "lasu". Zbiory nie będą tak obfite jak w przypadku normalnego pastwiska, ale umożliwią uzyskiwanie dochodów na długo zanim drzewa dojrzeją. Po kolejnych 5 latach nasz system agroleśniczy jest już gotowy na przyjęcie większych zwierząt.
Jeśli zapewnimy drzewom odpowiednią ochronę w postaci osłonek możemy już w drugim roku po posadzeniu paść w takim "lesie" gęsi i kury - będą kontrolować wysokość traw, chwastów oraz możemy uzyskać dochód w postaci mięsa czy jaj.


Drzewa w takich okolicznościach rosną też szybciej niż drzewa w lesie. Zatem pierwsze duże zyski możemy uzyskać wcześniej niż w lesie (30 lat i wcześniej). Dużym plusem lasu pastwiskowego (systemu agroleśniczego w którym wypasane są zwierzęta) jest fakt, że możemy połączyć wzrost drzew z praktykami, które przyczyniają się do przyspieszania procesów glebotwórczych kilkaset razy. Jeśli nie chcemy drzew wycinać i zamienić nasz system agroleśniczy w las wystarczy dosadzić krzewy (maliny, porzeczki, jeżyny...) i niskie drzewa (głóg, jarzęby...). W ten sposób można w ciągu kilku lat od decyzji o zmianie "stworzyć" bardzo różnorodny i stabilny ekosystem leśny. 


Minusem systemu agroleśniczego jest:
  • opodatkowanie sadu (to moim zdaniem najlepsza forma prawna dla tego typu "bezprawnego" lasu)
  • większa złożoność zarządzania niż lasem
  • potrzeba częstszego podkrzesania drzew jeśli chcemy je sprzedać na wartościowe drewno
Możemy mieć lasy do których nie będzie trzeba dopłacać. Możemy mieć lasy, które będą pod każdym kątem lepsze niż to od czego wymaga od nas prawo. Lasy który na dodatek są w stanie wyżywić więcej zwierzyny - zwłaszcza jeśli posadziliśmy drzewa typu orzechy włoskie czy kasztany. Las w którym bioróżnorodność jest wyższa niż w naturalnym lesie. Nasz "nienaturalny" las jeśli go odpowiednio zaprojektujemy może mieć również większą retencję wodną niż las naturalny - wystarczy stworzyć odpowiednie roboty ziemne i zarządzać nim pod katem tworzenie się gleby.

Niestety trzeba by w tym celu dać ludziom wolność i pozbawić władzy urzędników. Jak powszechnie wiemy (według ustawodawców i biurokratów) Polacy nie dojrzeli jeszcze do wolności. Podobnie zresztą jak do demokracji, prawa do posiadania broni i wielu wielu innych rzeczy. Jesteśmy jednak odpowiednio dojrzali by nas doić i strzyc niemiłosiernie. Tyberiusz zwykł mawiać, że "owce należy strzyc a nie obdzierać ze skóry"...


A Ty co o tym myślisz?

niedziela, 11 kwietnia 2010

Stan świata cz.1 - Ryby morskie i lingwistyka.

Amerykanie zwykli mawiać gdy chcą np. pocieszyć kolegę, że nie wyszło mu podrywanie jakiejś ładnej dziewczyny "there are plenty of fish in the sea" - po polsku idiom ten oznacza "tego kwiata jest pół świata". Kolega ma się zatem nie martwić, bo na świecie jest dużo ładnych kobiet. Którąś na pewno uda mu się "ściemnić" ;)
Jeśli chcemy przetłumaczyć to amerykańskie przysłowie dosłownie wyjdzie nam coś w stylu "jest wiele ryb w morzu"... Czyżby?

Według raportu FAO łowiska w 2007 roku były:

  • 19% łowisk było nadmiernie wykorzystywanych
  • 8% załamanych (wyczerpanych)
  • 1% regenerował się z wyczerpania
  • 52% maksymalnie trwale wykorzystywanych (bez uszczerbku dla przyszłego pogłowia ryb)
  • 20% umiarkowanie wykorzystywane z potencjalną możliwością niewielskiego zwiększenia produkcji
Wynika z tego, że 79% łowisk jest wykorzystywana maksymalnie jak to możliwe lub nawet bardziej. Nie ulega wątpliwości, że ten trend musi się odwrócić - inaczej w 2050 roku nie będziemy mieć nie tylko ryb morskich ale również owoców morza.

Brak ryb drapieżnych w morzach i oceanach doprowadza nawet do zmiany nawyków kulinarnych - zaczyna się łowić... meduzy. Meduzy namnażają się w dużej ilości korzystając z nisz ekologicznych zwolnionych przez ryby. Są zatem "chwastami" morskimi, które korzystają z okazji.

W połączeniu z rosnącą populacją ludzi - aktualnie 6,9 mld, w 2050 na Ziemi będzie żyło 9-11 mld ludzi, Peak Oil i skalą rocznej degradacji gleby nie napawa to optymizmem.

Pozornie pocieszający jest wzrost produkcji ryb pochodzących z hodowli. Dlaczego pozorny? Ponieważ duża część paszy dla tych ryb pochodzi z ryb karmowych złapanych w morzach i oceanach. Mączka rybna wykorzystywana jest również w produkcji zwierząt lądowych (kur, świń). Musimy zatem zacząć produkować ryby i zwierzęta w sposób który nie przyczynia się do degradacji mórz i gleby.

Ciągle nasuwa mi się pytanie ile ludzi może wyżywić Ziemia?

Polecam również przeczytać wpisy:
Permakultura i akwakultura cz.1
Ile ludzi może żyć na Ziemi?
Permakultura i maksymalne plony kalorii z ha
Krowy jedzą deser najpierw, czyli o tym jak zwiększyć wydajność pastwiska 5 krotnie.

A Ty co o tym myślisz?

sobota, 10 kwietnia 2010

Projektowanie ekonomicznie opłacalnych systemów agroleśniczych cz.1

Na zdjęciu młody system agroleśniczy - las pastwiskowy. Posadzone drzewka zabezpieczone są przed zwierzętami. Posadzone na tym terenie drzewa to jabłonie, morwy czarne, grusze europejskie, czereśnie i wiśnie. Na tym terenie pasą się owce (niewidoczne teraz na zdjęciu), gęsi i kury. Zapewnia to dywersyfikację ryzyka i wyższe łączne plony. Zdjęcie zrobione w Devon w Anglii.

Nowym Czytelnikom przypomnę co to jest gildia - gildia to grupa roślin wzajemnie się wspierających rosnących w tym samym czasie na tym samym obszarze. Gildie roślinne to nie płodozmian. Rośliny nawzajem dostarczają sobie wzajemnie różnorodnych korzyści. Sztandarowym przykładem jest gildia zwana "trzy siostry". To połączenie kukurydzy, fasoli i kabaczka. Kukurydza służy za tyczkę, fasola wspina się po kukurydzy oraz dostarcza kabaczkowi i kukurydzy azotu. Kabaczek zaś swymi liśćmi ocienia glebę czym zmniejsza presję ze strony chwastów, ogranicza wyparowanie wody z gleby i ogranicza erozję wodną. Łączne plony tego typu mieszanki przewyższają plony konwencjonalne. Jeśli uprawy konwencjonalnej się nie nawozi (jak trzech sióstr) to trzy siostry wyglądają o niebo lepiej.

Największym minusem jest jednak to, że trudno w takim systemie pracować z maszynami. Trudno zebrać fasolę i kukurydzę nie rozjeżdżając kabaczków kombajnem. Również różnice w terminie dojrzewania poszczególnych komponentów nie ułatwiają sytuacji. Gildia ta zatem ma zastosowanie raczej na skalę ogródka, gdzie nie ma problemu z ręcznym zebraniem fasoli w lipcu, kukurydzy w sierpniu a kabaczków we wrześniu/październiku.

Czy można stosować gildie i permakulturę na skalę komercyjną?

Tak i robione jest to z dużymi sukcesami przez wielu ludzi na świecie. Gildie projektowane pod kątem komercyjnym muszą być prostsze w obsłudze. Z reguły oznacza to mniejszą liczbę roślin. Leśny ogród to przykład takiego systemu złożonego z bardzo dużej iloci rożnych gildii roślinnych. Możliwe, że ze zbyt dużej jak na skalę komercyjną. Dużo ekonomiczniej (pod kątem czasu na zbieranie) jest jeśli w danym miejscu jest duże zagęszczenie jednego typu plonów (np. jabłek). Ideałem pod tym względem jest monokultura.

Gdy do gildii doda się zwierzęta użytkowe to zaczynamy mieć całkiem konkretny ekosystem - to jest jednym z założeń permakultury.

W poprzednim wpisie o istocie holistycznego zarządzania ziemią podałem przykład systemu agroleśniczego w którym uprawiany jest kasztan chiński. W rzędach w których jest kasztan posadzone są pawpawy (asymina/urodlin). Pawpawy to drzewa niższe niż kasztany i są na dodatek cieniolubne. Wykorzystywana jest zatem światło, którego kasztany nie wykorzystują. Zarówno kasztany jak i pawpawy dają plony (kasztany i owoce) to dla Polaków produkty egzotyczne. Kasztany są trochę mniej egzotyczne, pawpawy to całkowita nowość. Dlatego będą stanowić produkt ryzykowny (trudno o rynek zbytu) ale też są to produkty, które mogą osiągać wysoką cenę. Są to zatem produkty dobre na czasy prosperity. Jeśli ich nie sprzedamy (ciężkie czasy), to mamy jedzenie dla siebie i rodziny oraz paszę dla zwierząt.

W rzędach między drzewami mogą wypasać się zwierzęta - krowy dając mleko, mięso oraz kontrolując chwasty i trawę. W tym samym czasie dostarczają drzewom nawozu. Krowy dają mięso i mleko czyli produkt na które zbyt raczej jest zawsze (inna sprawa to opłacalność). Jeśli jest się dobrym marketingowcem można przekonać klientów, że nasze mleko/mięso jest lepsze bo od krów wypasanych na ziołach (w cieniu drzew trawy rosną gorzej niż rośliny zielne) - to na czasy dobrobytu. W tym systemie możemy również wypasać świnie - zeżrą kasztany zakopane przez myszy (i same myszy) oraz spady pawpawów. Ograniczy to choroby drzew. Świnie możemy marketingować jako świetne świnie bo z wolnego wypasu i jeszcze kończone na kasztanach. Jeśli czasy będą ciężkie (recesja, wojna itp.) to ograniczymy koszta paszy dla świń. Nie widzę tez przeszkód by do tego systemu nie dorzucić też kury.

Inną opcją jest uprawa w cieniu kasztanów i pawpawów drogich, cieniolubnych ziół leczniczych np. żeń szeń amerykański lub gorzknik kanadyjski. Zioła te są trudne w uprawie, ale uzyskuje się za nie dobre pieniądze. W międzyrzędach, tam gdzie jest światło można uprawiać jeżówkę purpurową. Ta druga wersja jest chyba bardziej dochodowa jednak większość produktów będzie dobrze schodzić raczej tylko w czasie prosperity.

Jeden z komentatorów zwrócił mi uwagę, że ciągle męczę te kasztany chińskie. Dlaczego nie piszę o innych drzewach paszowych np. dębach, orzechach włoskich, cedrach(sosnach syberyjskich), bukach? Opiszę dlaczego nie uważam dębów, buków i sosen syberyjskich za najbardziej pożądane drzewa paszowe do systemów agroleśniczych:
  • dęby - silna tendencja do naprzemiennego owocowania - zwykle dobry rok występuje co kilka lat (przynajmniej u rodzimych gatunków). Pierwsze plony po kilkudziesięciu latach (50-60)
  • buki - nie mam danych dotyczących ilości plonów na ha. Zaczyna owocować po kilkudziesięciu latach (40-50), owocuje przemiennie
  • sosny syberyjskie (zwane przez wielu cedrami) - plony z ha dojrzałej plantacji to kilkadziesiąt kg na ha na rok. Pierwsze plony po 15 -20 latach (wersja optymistyczna)
Orzecha włoskiego rzeczywiście nie opisywałem :) Będzie trzeba mu wpis poświęcić.

Mam nadzieję, że Czytelnicy będą wiedzieć już czym kierować się w przypadku projektowania systemu agroleśniczego...

Polecam przeczytać również:

Dlaczego system agroleśniczy jest bardziej produktywny, niż "normalne" pole?
Jak zarobić na lesie zanim drzewa dorosną?
Rolnictwo wspierane przez wspólnotę.
A Ty co o tym myślisz?

piątek, 9 kwietnia 2010

Pogodzić ekonomię, ekologię i kulturę - Holistyczne zarządzanie ziemią cz. 3 - ustalanie celów

Holistyczne zarządzanie ziemią (z ang Holistic Land Management) to specyficzny sposób zarządzania. Oznacza to zatem, że jest to sposób podejmowania decyzji. Już wcześniej opisywane były na blogu pewne elementy holistycznego zarządzania ziemią. Jak do tej pory jednak nie zostało napisane czym do końca jest to holistyczne zarządzanie.

Słowo "holistyczne" oznacza całościowe - całościowe podejście do problemu zarządzania ziemią. Zarządzanie holistyczne uwzględnia trzy ważne czynniki, które musi uwzględnić każda osoba, która chce:
  • mieć wysoką jakość zycia
  • mieć pieniądze
  • być w zgodzie z naturą
  • być w zgodzie z lokalną społecznością
Te czynniki to:
  1. ekonomia
  2. ekologia
  3. kultura
Wszystkie trzy muszą być uwzględnione w planie.

Przykładowo ferma przemysłowa świń może i jest ekonomicznie opłacalna (1), ale zatruwa się środowisko (2) - najpierw pod uprawę soi wycinane są lasy deszczowe potem jeszcze ogromna ilość odchodów gromadzonych w jednym miejscu zanieczyszcza wody gruntowe i powierzchniowe. Czy takie mięso jest zdrowe dla ludzi?
Następnie dochodzi czynnik społeczny (3). Czy jakaś lokalna społeczność chce mieć fermę na 5 tysiące świń na swoim terenie? Kto chce mieć taką fermę "za płotem"? Czy ludzie chcą jeść mięso z ferm przemysłowych (nie uwzględniając ceny)?

Innym przykładem jest system agroleśniczy. Powiedzmy główne piętro to kasztan chiński. Jako niższe drzewo w rzędach kasztana uprawia się cieniolubny pawpaw (egzotyczne drzewo owocowe). W międzyrzędach wypasane są krowy. Pod koniec zbiorów kasztanów do tego "lasu pastwiskowego" puszcza się świnie by pozjadały niezebrane i zakopane przez myszy kasztany. W ten sposób zapobiega się chorobom kasztana przy okazji produkując drogie świnie.

W ten sposób czynnik ekonomiczny (1) jest dobry - zdywersyfikowaliśmy produkcję (kasztany, pawpaw[asymina], wołowina/mleko/świnie). W przypadku braku odbiorców na te lekko egzotyczne płody rolne można chociażby dać je świniom. Ograniczone są koszty nawożenia i "odchwaszczania" - zwierzęta robią to za nas. Czynnik ekologiczny (2) również jest uwzględniony. Erozja gleby w tego typu systemie jest dużo mniejsza niż w przypadku gruntów ornych, przy odpowiednim zarządzaniu gleba może być nawet wytwarzana. Z racji małej gęstości zwierząt na jednostkę powierzchni i niemal ciągłej okrywy roślinnej nie są zanieczyszczane wody gruntowe. Taki system agroleśniczy przyczynia się również do łagodzenia skrajności pogodowych - suszy i powodzi. Zwłaszcza jeśli wykorzystane są w nim zasady projektowania Keyline.
Czynnik kulturowy (3) - w tym przypadku system ten jest nowością mogą być problemy z przekonaniem ludzi do spożywania większej ilości naszych produktów. Również regulacje prawne mogą nie być najbardziej przyjazne tego typu rozwiązaniom. Nie mniej lokalna społeczność i sąsiedzi nie powinni mieć większego problemu z zaakceptowaniem tego typu rozwiązania.


Allan Savory - twórca holistycznego zarządzania ziemią opowiada (po angielsku) o jego koncepcji.
Warto zawsze odpowiedzieć na pytanie jakie cele chcesz osiągnąć?
Szczerze mówiąc wątpię, żeby właściciel przemysłowej fermy świń miał za cel produkować na rok 10000 ton wieprzowiny. To raczej jest środek do celu. Domyślam się również, że chodzi o pieniądze (hodowla świń przemysłowych IMO nie zapewnia dobrej jakości życia) Istnieją natomiast lepsze sposoby zarabiania pieniędzy na ziemi niż stłaczanie kilka tysięcy świń na obszarze mniejszym niż hektar...

A Ty jaki cel chcesz osiągnąć?

środa, 7 kwietnia 2010

Gnieźnieńska masakra piłą mechaniczną: Jak marnowane są nasze pieniądze cz.2

Zapewne każdy mieszczuch i wsiok widział jak w miastach naszego kraju poprzycinane są drzewa będące częścią tzw. "zieleni miejskiej". Drzewa w miastach pełnia wielorakie funkcje:
  • oczyszczają powietrze z pyłów i zanieczyszczeń
  •  upiększają okolice
  • niszczą bakterie i wirusy
  • są miejscem gdzie gniazdują ptaki
  • łagodzą ekstremalne temperatury 
  • wiele wiele innych
Ogólnie rzecz biorąc pełnią wiele pożytecznych funkcji. Czasami drzewa trzeba jednak przyciąć. Robi się to z wielu powodów. Jednym z nich jest np. wyeksponowanie pewnych szczególnie urokliwych obiektów.


Pracownicy Gnieźnieńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej (GSM) postanowili przyciąć trochę drzewa by mieszkańcy bloków mieli możliwość podziwiania swojego śmietnika z okien i balkonów.

Innym powodem dla którego drzewa są przycinane jest ich zbyt duży rozmiar.



Również w tym przypadku pracownicy GSM przychodzą z pomocą. Na pierwszym planie dwa drzewa przycięte w tym roku. Dalej widać drzewa "przycięte" rok wcześniej.


Zapewne tak mocne cięcie powodowane jest względami ekonomicznymi - jeśli drzewo przycięte zostanie mocniej, to nie będzie trzeba przycinać go tak często.

Na moje pytanie do "kierownika" brygady wycinającej czy ma wytyczne od GSM, że ma wycinać niemal 100% korony czy nie wie, że nie należy wycinać więcej niż 1/3  uzyskałem zaskakującą odpowiedź (cytuję z pamięci):
"E tam, to tylko takie. Można wycinać więcej, nie ma z tym problemu. Zresztą drzewa w mieście żyją i tak tylko 20-30 lat. Przecież ile one mają ziemi?" . Zachowując ocenę "wiedzy" pana kierownika dla siebie i Czytelników  zapytałem, no skoro nie ma wytycznych od GSM, to dlaczego wycinane jest ponad 30% korony. Przecież to fatalnie wpływa na estetykę tych drzew. Pan kierownik przyznał mi rację: "No estetyki to tu nie ma żadnej".

Robiąc zdjęcia do tego wpisu zostałem zatrzymany przez jednego z mieszkańców mojego osiedla. Domyślił się, że fotografuję robotę rzeźników z Gniezna. W jego wypowiedzi słowa debile i idioci powtarzały się często. Mówił również, że już nie jeden raz mieszkańcy walczyli z rzeźnikami drzew.

Jakie byłoby permakulturowe rozwiązanie? Posadzić drzewo , które naturalnie dorasta do niższej wysokości i/lub ma pokrój kolumnowy. Naturalnie. Wtedy ograniczy się znacznie potrzeby przycinania. Jeśli już się przycina, to robi się to raz na 20 lat a nie jak to jest czynione w GSM - co około 5 lat. Wtedy można przyciąć tak, jak powinno się przycinać - usuwając maksymalnie 1/3 korony (a nie jak to robi GSM 100%).

Byłoby zatem taniej, byłoby ciszej, byłoby ładniej, byłoby rozsądniej. Wystarczy dostosować konkretny gatunek drzewa do danego miejsca... Niby niewiele, od władz spółdzielni nie można jednak zbyt dużo wymagać... No chyba, że to działanie świadome, by "znajomi prezesa" mieli miejsca pracy a zaprzyjaźnieni z zarządem GSM przedsiębiorcy wielotysięczne kontrakty. Ta niekompetencja albo kolesiostwo kosztuje spółdzielców w Polsce miliony złotych.

Nadal jednak widzę, że w centrum miasta (to już nie teren władania GSM) sadzone są dorastające do 20-30 metrów klony i lipy. Czy nie lepiej w tym miejscu posadzić np. głóg, który dorasta do 6-7 metrów skoro obiektywnie rzecz biorąc miejsca jest tam tylko na małe drzewo?

Jestem pewien, że rzeźnicy drzew grasują nie tylko w Gnieźnie - ich ofiary widziałem w całej Polsce. Masz może jakieś doświadczenia z Tym związane? Jeśli tak to podziel się z nami pisząc komentarz.

To jeden z przykładów w jaki możemy stwarzać sobie zbędną pracę. Polecam przeczytać również te wpisy:
Orać czy nie orać? Oto jest pytanie
Zmiana paradygmatu i pomysł na biznes, który zarabia w czasie kryzysu

wtorek, 6 kwietnia 2010

Ciekawy artykuł o wyższości masła nad margaryną


Pajda chleba ze smalcem jest zdrowsza niż chleb z margaryną...
Znalazłem dzisiaj ciekawy artykuł na temat tłuszczy. Dowiedzieć się z niego można dlaczego tłuszcze roślinne promowane są jako zdrowe mimo, że takie nie są (jak zwykle chodzi o pieniądze). Pani profesor Grażyna Cichosz przedstawia kilka faktów dotyczących wpływu margaryny i smażenia potraw na oleju. Rozwiewany jest stereotyp:
tłuszcze zwierzęce - złe
tłuszcze roślinne - dobre

Jak to zwykle w życiu bywa w pewnych kwestiach się z panią profesor nie zgadzam: Osobiście uważam, że stosunek omega 3 do omega 6 powinien być jak 1:1 a nie około 1:4. Mam też inne podejście do mleka niż pani profesor...
Wreszcie jednak do głównego nurtu świadomości (Gazeta Wyborcza to niestety główny nurt) docierają informacje o prawdziwym znaczeniu tłuszczu w diecie.

Polecam przeczytać ten artykuł:

My chcemy masła a nie margaryny


Polecam również przeczytać te wpisy:

Czy ludzie powinni jeść ziarno?
Dlaczego nie powinniśmy karmić zwierząt ziarnem i czym je zastąpić.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Jak marnowane są nasze pieniądze na ochronę środowiska? Nieholistyczne podejście do problemu zanieczyszczenia wody.

Uważam, że w Polsce za dużo pieniędzy wydawanych jest na tzw. "ochronę środowiska".

Z reguły im więcej pieniędzy jest wydawane tym gorzej są wydawane (szef działu nie zauważy, że wleję sobie trochę benzynki do prywatnego baku, przecież budżet na benzynę mamy i tak w wysokości 3 mln zł rocznie. Co to jest kilkadziesiąt litrów...)
Zwykle dużo gorzej wydawane są pieniądze publiczne niż prywatne (patrz prywatyzacja i obsadzanie stanowisk w spółkach skarbu państwa wg. partyjnego klucza).
Również w miarę zwiększania odległości geograficznej od źródła funduszy do miejsc ich wykorzystania wzrasta marnotrawstwo (szef nie dowie się, że w pracy nie byłem w końcu cały miesiąc jest na Bahamach).

Poprzez różne połączenia wyżej wymienionych czynników powstają różne połączenia. Czasami uzyskuje się efekt synergii (2+2+2 =15).
Najgorszą kombinacją pod kątem wydajności wykorzystywania pieniędzy jest połączenie:
Duże pieniądze + Publiczne pieniądze + Pieniądze płyną z daleka. Idealnie w ten schemat wpisują się wszelkiego rodzaje fundusze z Unii Europejskiej. Pieniążków jest dużo (bo zabrano nam je w podatkach) są to pieniążki publiczne (bo zabrane nam w podatkach i wkładane do jednego "wora") i pieniążki są wysyłane z daleka (składkę Polska przekazuje karnie do Brukseli, potem jest nam zwracana (oczywiście nie cała kwota w postaci różnych funduszy).

Korzystając z okazji postanowiłem wybrać się nad okoliczne jezioro na spacer. Nazwa geograficzna jeziora to jezioro Jelonek, przez okolicznych zwana Łazienki. Moim zdaniem bardziej adekwatna byłaby nazwa "Toaleta", "Ściek" lub "Rynsztok".

Tablica informacyjna o rekultywacji jeziora "Jelonek" w Gnieźnie

Nie znam się za bardzo na finansach na skalę samorządu, państwa czy UE jestem jednak moim chłopo - robotniczym rozumem ogarnąć to, dlaczego rośliny i glony rosną a czemu nie. Również w jeziorze.Także takim, które jest zanieczyszczone... Dzisiejszy wpis będzie o rekultywacji zanieczyszczonego jeziora. Rekultywacji finansowanej a jakże ze środków unijnych (przynajmniej częściowo).



Przeżyźniona woda nie zachęca do kąpieli...
Problemem jeziora Jelonek jest zanieczyszczenie z powodu przeżyźnienia lub bardziej fachowo eutrofizacji. Słowo przeżyźnienie bardzo dobrze oddaje na czym problem polega. Nie będzie zbytnim uproszeniem jeśli napiszę, że istotą problemu jest nadmierna żyzność jeziora. Do wody dostało się zbyt dużo biogenów, czyli pierwiastków które sprawiają, że rośliny dobrze i szybko rosną. Biogeny to głównie N - azot, P - fosfor, K -potas. Jak to co dobre mogłoby być problemem?

  1. Do wody dostaje się dużo N P K, choć główną rolę w eutrofizacji wiedzie fosfor i azot.
  2. Szybko rozmnażające się glony i sinice wykorzystując obfitość "pokarmu" (biogenów).
  3. Przejrzystość wody spada, co prowadzi do zaniku dopływu światła dla roślin żyjących na dnie zbiornika. W konsekwencji rośliny umierają.
  4. Duża część glonów po "zakwicie" opada na dno.
  5. Brak roślin fotosyntetyzujących oraz rozkład glonów i sinic doprowadza do wytworzenia się warunków beztlenowych przy dnie jeziora.
  6. W warunkach beztlenowego rozkładu glonów wytwarzane są min. związki takie jak siarkowodór, które przyczyniają się do śmierci zwierząt wyższych
  7. Z powodu braku tlenu giną zwierzęta wyższe w jeziorze (poza tymi żyjącymi kilkadziesiąt cm od powierzchni wody)
  8. Na dno zbiornika opada muł co przyczynia się do wypłycania zbiornika.

Projekt rekultywacji tego jeziora zakłada inaktywację fosforu w osadach dennych (tutaj założenia tego konkretnego projektu). W uproszczeniu zakłada on dodanie odpowiednich związków chemicznych, które sprawią, że fosfor (ważny składnik nawozowy) zmieni się w formę niedostępna dla roślin i glonów. Byłoby to działanie jak najbardziej rozsądne gdyby nie fakt, że nie zadbano o jedną z podstawowych zasad rekultywacji jezior - zapobieganie dostawanie się nowych biogenów (czyli głównie N i P ). Do jeziora Jelonek ciągle dopływają biogeny...


  • W czasie deszczu do jeziora płyną wartkie strumienie niosące ze sobą glebę i materie organiczną. Te składniki zawierają w sobie między innymi fosfor.
  • Innym potężnym źródłem zanieczyszczenia jeziora fosforem są okoliczne Pracownicze Ogrody Działkowe - ogrodnicy amatorzy często sypią nawozy "na oko" przekraczając kilku-kilkunastokrotnie dozwoloną dawkę.
  • Okoliczne grunty orne są nawożone




Drugim całkowicie ignorowanym problemem jest podaż azotu. O tym pierwiastku "rekultywatorzy" jakby zapomnieli. To fosfor i azot właśnie są głównymi czynnikami ograniczającymi wzrost glonów. W pierwszej kolejności powinny być wycięte drzewa wiążące azot - takie jak robinia akacjowa, która rośnie w wielkiej obfitości wokół jeziora.Wokół jeziora można naliczyć kilkanaście dużych (20 -25m) akacji, kilkadziesiąt średniej wielkości (5-15m) i setki małych (do 5 metrów).



Nie twierdzę, że rekultywacja nie da żadnych efektów. Efekty jednak będą dużo gorsze niż jeśli twórcy programu rekultywacji podeszliby do sprawy holistycznie, działając na wielu frontach. O wydajność w przypadku wykorzystania funduszy publicznych za bardzo nikt się nie przejmuje. W tym przypadku chodzi przecież bardziej o gonienie króliczka a nie o jego złapanie. Za złapanego króliczka nikt przecież funduszy nie daje...

Zdjęcia autorstwa Aleksandry Majdy.
A Ty co o tym myślisz?

sobota, 3 kwietnia 2010

pH i permakultura cz.1

Jeden z Czytelników poprosił bym napisał coś o zmianie pH gleby. Najpierw krótkie wprowadzenie czym pH jest i dlaczego jest tak ważne.

Skala pH – ilościowa skala kwasowości i zasadowości roztworów wodnych związków chemicznych.
Wikipedia

Najniższe pH (0) ma kwas solny, najwyższe (14) ma wodorotlenek sodu. 7 to odczyn obojętny.

Większość roślin uprawnych czuje się najlepiej w pH o przedziale 6-7.
Zapewnienie odpowiedniego pH roślinom uprawnym jest istotne, gdyż:
  • rośliny gorzej rosną w glebie o nieodpowiednim pH a niektóre nawet nie rosną wcale
  • spada jakość i ilość plonów
  • mogą występować niedobory mikroelementów w roślinach
  • przy zbyt niskim pH zwiększa się absorpcja metali ciężkich (ołów, kadm...) oraz szkodliwego w dużych ilościach glinu
  • makroelementy są słabiej przyswajane
  • na glebach o niskim pH obniża się wydajność procesu wiązania azotu z powietrza przez bakterie brodawkowe


W Polsce większość gleb jest zakwaszona lub silnie zakwaszona. Składa się na to kilka czynników:
  1. Skała macierzysta na większości terenów naszego kraju ma naturalnie niski odczyn.
  2. Na wielu terenach Polski opady deszczu są większe niż potencjalne wyparowanie co przyczynia się do wypłukiwania łatwo wymywanych pierwiastków zasadotwórczych (wapnia, potasu, magnezu) .
  3. Nawożenie sztucznymi nawozami azotowymi przyczynia się do obniżenia pH
  4. Uprawa roślin, które przyczyniają się do zakwaszenia gleby (głównie sosny i inne iglaki) poprzez wytwarzanie zakwaszającej ściółki
  5. Uprawa roślin na sprzedaż wiąże się z eksportem zasadotwórczych (zwiększających pH) pierwiastków - wapnia, potasu i magnezu
Wiemy już, że pH w Polsce mamy z reguły za niskie. Naszym zadaniem jest zatem sprawić, że pH się podniesie, albo chociaż nie będzie się obniżać. Odniosę się do poszczególnych punktów i dodam kilka innych spostrzeżeń:

1.O ile to pierwsze jest niemożliwe do zmiany (no chyba, że zmienimy miejsce zamieszkania), to z innymi czynnikami możemy już "pracować".

2. Wymywanie pierwiastków zasadotwórczych możemy w dość łatwy sposób ograniczyć. Wystarczy sprawić, że woda nie będzie tak szybko przepływać przez naszą glebę. Pierwszym sposobem jest odpowiednie ukształtowanie terenu, by zatrzymać erozję wodną. Jednym z takich sposobów jest wykopanie swalea. Drugim sposobem jest jest zwiększenie poziomu materii organicznej w glebie. Dzięki temu woda dłużej będzie w warstwie dostępnej dla korzeni roślin więc mniej pierwiastków zasadotwórczych zostanie wymyte. By ten efekt zwiększyć jeszcze bardziej dobrze jest łączyć rośliny o płytkim i głębokim systemie korzeniowym - wtedy jeszcze mniej wody (z rozpuszczonymi w niej pierwiastkami) zostanie wymyte poza zasięg korzeni roślin. Mączka bazaltowa jest przydatna do wiązania wody na terenie piaszczystym. Sama ma delikatne działanie zasadotwórcze.

3. Sztucznych nawozów azotowych nie musimy stosować w gospodarstwie permakulturowym. Przeczytaj dlaczego są one niepolecane w gospodarstwie permakulturowym.

4.Powinniśmy bardzo uważać jaką ściółkę stosujemy. Jako regułę można uznać, że ściółka organiczna, która mimo rozdrobienia materiału przyczynia się do zakwaszenia gleby. Z reguły materiały te są również ubogie w azot oraz bogate w różnego rodzaju woski (które utrudniają rozkład).
Najlepszym przykładem są ściółki pochodzące z sosny: kora lub igliwie. Do ich rozkładu potrzebne są grzyby, które wytwarzają silne kwasy by rozłożyć te ubogie w azot a bogate w woski substancje... Czasami warto tą właściwość wykorzystać - można ściółkować borówki ścinkami z przycinania tuj i sosen.

5.Jeśli sprzedajemy rośliny na sprzedaż warto zastanowić się czy nie sprzedajemy czasami biomasy. Sprzedawanie biomasy roślin jest najbardziej "kosztownym" rodzajem produkcji jaki możemy prowadzić. Oczywiście rozpatrując eksport pierwiastków z gleby. Dobrym przykładem jest wierzba energetyczna. Dochód z plantacji bardzo umiarkowany (jeśli w ogóle), eksport mikro i makroelementów ogromy. Sprzedaż ziół, dżemów czy agroturystyka pod tym względem nie jest aż tak kosztowna. Dobrym przykładem są producenci wełny z alpaków. Produkują wyrób którego nie jest dużo na rynku, ale który jest odpowiednio drogi.

6.Warto wykorzystywać dynamiczne akumulatory, które gromadzą wapń. Jednym z nich jest żywokost lekarski. Spełnia on co najmniej dwie funkcje w dostarczaniu wapnia roślinom. Po pierwsze magazynuje wapń w sobie. Po drugie ma głęboki system korzeniowy co zapobiega...wymywaniu wapnia poza zasięg korzeni naszych roślin.
Podobnie robinia akacjowa ma głęboki system korzeniowy i jest dynamicznym akumulatorem. Marc Bonfils opisuje, że popiół z niej zawiera 75% tlenku wapnia (nie wiem czy dobrze przetłumaczyłem - chalk). Jako, że robinia to drzewo rosnące bardzo dobrze na glebach suchych i piaszczystych, wiąże azot atmosferyczny z powietrza (nawet do 250 kg na ha) jest używana do rekultywacji gleby. Dobrze nadaje się zatem na gleby VI klasy.

7. Dobrym rozwiązaniem dla osób, które się budują a mają piaszczystą glebę jest wykorzystanie gruzy budowlanego - ma zasadowe pH. Podobnie stary cement. Pudełka plastikowe i różne chemikalia budowlane lepiej odkładać na inną kupkę.

Dla największego efektu najlepiej łączyć wszystkie te strategie.

Życzymy Wam wesołych świąt Wielkanocnych!

Wesołych świąt Wielkanocnych spędzonych w miłej, rodzinnej atmosferze i smacznego jajka życzy załoga Polskiego Instytutu Permakultury :)

piątek, 2 kwietnia 2010

Peak Oil u bram?


Znalazłem na jednym z blogów, który obserwuję "Co w złocie, srebrze i ropie piszczy" artykuł "Peak" na plynnych paliwach miedzy 2011 a 2015. Na naszym blogu już pisałem o Peak Oil w kontekście farmy przyszłości.
We wcześniej wymienionym blogu znalazłem informacje zawarte w oświadczeniu Amerykańskiego Departamentu Energii (dalej ADE;). ADE przyznaje, że "istnieje szansa, iż możemy doświadczyć spadku w produkcji paliw płynnych pomiędzy 2011 a 2015 jeśli nie będzie odpowiednich inwestycji".
Dla przypomnienia napiszę, że Peak Oil to teoria (a w niektórych krajach już rzeczywistość) zakładająca, że:
  1. Ropa naftowa to surowiec nieodnawialny
  2. Po tym jak zostanie osiągnięty szczyt odkryć złóż ropy na danym obszarze następuje (po kilkudziesięciu latach) szczyt produkcji ropy naftowej z danego terenu.
  3. Nie oznacza to, że ropa się skończy, tylko że nie będziemy w stanie wydobywać jej tak szybko jak do tej pory
  4. Koszta wydobycia są znacznie wyższe po Peak Oil niż przed nim. Oznacza to wzrost ceny dla konsumenta.
By zrozumieć jakie to może mieć konsekwencje dla nas trzeba wiedzieć, że cała nasza gospodarka opiera się o ropę - od transportu przez szczoteczki do zębów, komputery do nawozów sztucznych. Czy oznacza to, że świat się zawali?
Nie, skądże znowu choć między 2011 a 2015 jest rok 2012 - rok w którym kończy się kalendarz Majów;).
Oznacz to jednak, że będzie najprawdopodobniej wzrost cen paliwa i wszystkich produktów i usług, które w jakiś sposób korzystają z tego paliwa (czyli praktycznie wszystkiego).
Polecam przeczytanie artykułu o historii dwóch rodzin. Może warto sprawić, że Twój dom stanie się producentem a nie konsumentem?

A czy Ty uwzględniasz w swoim życiu Peak Oil, uważasz, że jeszcze nie czas a może nie przyjmujesz tego do wiadomości (jak polski rząd). Proszę podziel się z nami swoja opinią.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Zwycięstwo ekologów! Monsanto rezygnuje z produkcji kukurydzy MON810!

Niespodziewana nowina i zwycięstwo przeciwników GMO. Firma Monsanto zrezygnuje z produkcji kukurydzy MON810 w 2011 roku. Prezes Monsanto - Hugh Grant powiedział w porannym oświadczeniu między innymi:
1.“We just felt we needed to do the right thing,”
"Po prostu czuliśmy, że musimy uczynić to co dobre."

2.“If our products are doing more harm than good, we thought perhaps we should change our tact for feeding the world.”
"Jeśli nasze produkty robią więcej złego niż dobrego to pomyśleliśmy, że musimy zmienić taktykę by wyżywić świat."
Jednocześnie Hugh Grant zwrócił się do akcjonariuszy zapewniając, że "biotechnologia to droga bardzo owocna jednak również bardzo trudna i wyboista. Jedną z takich kolein była właśnie kukurydza MON810. Teraz na szczęście jesteśmy już na właściwiej drodze"

Wypowiedz Granta jest odpowiedzią na niedawno ogłoszone badania nad żywieniem myszy kukurydzą MON 810. Kukurydza ta wywoływała odpowiedź immunologiczną u myszy. Zwłaszcza starszych .

Co dodaje sprawie kontrowersji to fakt, że kukurydza MON 810 jest uprawiana w USA na milionach hektarów.

Aktualizacja 1:
Wczoraj był 1 kwietnia... Tylko informacja o tym, że Monsanto wycofuje się z produkcji tej kukurydzy była żartem. Reszta to niestety smutna rzeczywistość.

Dlaczego nie powinniśmy karmić zwierząt ziarnem i czym je zastąpić.

Porzekadło "Jesteś tym co jesz" sprawdza się również w przypadku zwierząt. Jeśli zwierzęta będą karmione byle czym to i zwierzaki będą byle jakie. W dzisiejszym wpisie skupię się na bylejakości jedzenia... dla zwierząt - ziarnie.

Zacząć należy od tego, że ziarna zawierają mało nienasyconych kwasów tłuszczowych omega 3 a stosunkowo dużo nienasyconych kwasów tłuszczowych omega 6. Tłuszczu w zbożach jest bardzo niewiele, jednak w tym przypadku chodzi o proporcje w udziale tych poszczególnych (omega 3 i omega 6) kwasów tłuszczowych w tłuszczu a nie absolutne ilości.

Niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe omega 3 i omega 6 są... niezbędne dla organizmu człowieka. Niezbędne ponieważ organizm ludzki sam nie potrafi ich wytwarzać, więc muszą być dostarczane wraz z pokarmem. U zwierząt hodowlanych jest podobnie.Naukowcy japońscy za główną przyczynę zachorowań na choroby degeneracyjne w ich kraju (i prawdopodobnie na świecie) uznali spadek spożycia kwasów omega 3 a drastyczny wzrost spożycia kwasów omega 6.


Jak wszędzie ważne są odpowiednie proporcje. W tym przypadku idealne proporcje to 1:1
Oznacza to, że na każdą jednostkę kwasów tłuszczowych omega 3 powinna przypadać jedna jednostka kwasów tłuszczowych omega 6. W diecie współczesnego człowieka stosunek ten wynosi 1:10 - 1:50. Oznacza to, że dominują w nim kwasy omega 6.
W diecie ludzi pierwotnych i współczesnych łowców-zbieraczy współczynnik ten wynosi 1:1 lub 1:2. W tych społecznościach choroby cywilizacyjne (degeneracyjne) są rzadkością (reumatyzm, próchnica, nowotwory, choroby serca, cukrzyca), by nie powiedzieć, że niemal nie występują.
Warto zauważyć, że w diecie śródziemnomorskiej oraz diecie mieszkańców Okinawy (znanych ze swej długowieczności) stosunek ten wynosi 1:4 lub nawet mniej.


W tłuszczu dzikich zwierząt stosunek omega 3 do omega 6 wynosi zwykle około 1:1 (czasami jest nawet niższy). Dlaczego tak jest?
Ponieważ zwierzęta te jedzą zwykle produkty w których stosunek omega 3 do omega 6 jest podobny do stosunku tych tłuszczy w nich samych.Poznanie przodków zwierząt hodowlanych pozwoli nam określić co jest naturalną dietą dla zwierząt. Przykładowo:


Kury - podstawą diety przodków kur nie było ziarno a owady, drobne zwierzęta, owoce, nasiona (np. granatu). Mniej więcej w takiej kolejności jeżeli chodzi o ilość.

Przodkowie krów - tury to zwierzęta leśne - również nie żywiły się ziarnem a ziołami, liśćmi drzew i trawą.

Gęsi - dzikie gęsi jedzą miękkie trawy, wodorosty, minimalną ilość owadów i małych ryb.

Nie oznacza to, że zwierzęta te (nawet dzikie) nie zjedzą ziaren - bardzo prawdopodobne, że będą je jeść, preferując je nawet nad swoją naturalną dietę. Podobnie jak wiele ludzi przekłada batoniki czekoladowe i czipsy nad owoce, mięso i orzechy. Tego typu dieta jednak niekoniecznie jest dla nich zdrowa...


W USA wiele krów mięsnych rośnie na ranczach żywiąc się trawą, pod koniec życia często trafiają do ferm przemysłowych (z ang. feed lot) by tam karmić je paszą, gdyż wtedy mięso jest "delikatniejsze" i "bardziej smaczne". Tabela przedstawia jak ilość dni na paszy (głównie zboża+soja) a nie pastwisku wpływa na spadek ilości omega 3 w mięsie tych zwierząt.





Tak samo spada ilość kwasów omega 3 w mleku zwierząt karmionych "paszą" a nie trawą/liśćmi drzew.



Podobny efekt (lepsze proporcje kwasów tłuszczowych omega 3 do omega 6) uzyskamy dla jajek, gdy kury będą żywiły się na pastwisku.


Wbrew pozorom jaja od kur z wolnego wybiegu (jak na zdjęciu na lewo) wcale nie muszą być dużo bogatsze w kwasy omega 3 niż te karmione "przemysłowo". Mimo, że warunki w jakich trzymane są te kury są o niebo lepsze niż z ferm przemysłowych niekoniecznie w jajkach musi być większa ilość kwasów omega 3. To dostęp do odpowiedniej paszy (trawa, zielenina, owady) sprawia, że kury znoszą jajka bogate w te dobroczynne tłuszcze. Różnice w proporcjach omega 3 - omega 6 między jajami z ferm przemysłowych a jajami z wypasu pastwiskowego mogą być nawet dziesięciokrotne. Zdjęcie pokazuje jak ważna jest odpowiednia rotacja na "pastwisku". Tym ważniejsza im mniejszym obszarem dysponujemy i im bardziej intensywnie dany obszar chcemy użytkować. Na pierwszym planie zdjęcia widoczny jest również orzech włoski - jest to zatem swego rodzaju system agroleśniczy.
Zatem jeśli chcemy mieć zdrowsze jajka czy brojlery musimy kury trzymać na trawie, ewentualnie często im trawę i zieleninę dawać. Kolejną strategią by poprawić jakość jajek i mięsa jest wykorzystywanie owadów i innych małych zwierząt jako karmy dla kur. Warto zatem umożliwić kurom dostęp do miejsca gdzie tych "robaków" jest dużo - wyściółkowany sad ze spadami, grządka pod koniec sezonu ogrodniczego czy kompostownik to kilka z takich miejsc gdzie kury mogą znaleźć sporo jedzenia. Obniżą się koszta paszy oraz zwiększy to zdrowie kur i ludzi jedzących jajka czy te kury.


Nie zawsze zrezygnowanie z ziaren jest możliwe (zwłaszcza zimą jest to trudne) wtedy można suplementować paszę zwierząt w produkty bogate w omega 3 a ubogie w omega 6 . Jednym z przykładów jest siemię lniane. W przypadku kur nie powinno jednak przekraczać 5% diety, gdyż może to spowodować "rybi zapach" jajek. Stosunek omega 3 do omega 6 w nasionach rzepaku jest równy 1:2 dlatego pod tym względem to dobry pokarm dla zwierząt.


Rośliny, które możemy uprawiać w naszym ogrodzie/gospodarstwie, które są bogate w kwasy omega 3:


Wszystkie te rośliny są również jadalne dla ludzi (nie całe oczywiście;)


Zwłaszcza osoby cierpiące na bóle stawów, cukrzycę, reumatyzm i nadciśnienie tętnicze zyskają na zmniejszeniu spożycia omega 6 a zwiększeniu spożycia omega 3.


Oto krótka lista pokarmów i ich proporcji kwasów tłuszczowych. Pierwsza liczba to omega 3 druga omega 6:
  • olej sojowy 1:7
  • siemię lniane, olej lniany 4:1
  • olej kukurydziany 1:146
  • olej słonecznikowy 1:200
  • olej z pestek winogron 1:140
  • olej rzepakowy* 1:2
  • oliwa (olej z oliwek) 1:12
Podsumowując chciałbym zaznaczyć, że właściwe proporcje kwasów tłuszczowych omega 3 i omega 6 nie stanowią jakiegoś magicznego eliksiru, który rozwiąże wszystkie nasze problemy zdrowotne. Niemniej jeśli to tylko możliwe warto sprawić, że proporcje kwasów tłuszczowych w diecie naszej i naszych zwierząt będą bardziej... naturalne. Równowaga również w kwestiach zdrowotnych to podstawa.

Aktualizacja 1:
Dodałem stosunek o3 do o6 oleju rzepakowego i oliwy.

*Olej rzepakowy jest niezwykle mocno przetworzonym olejem. W trakcie obróbki chemicznej i termicznej zdecydowana większość kwasów omega 3 zostaje zniszczona.