wtorek, 9 marca 2010

Czego Monsanto może nas nauczyć o permakulturze? Ekologiczna i dochodowa kontrola chwastów.


Kozy w trakcie zmieniania definicji chwastów
Chwasty - przekleństwo ogrodników i rolników. Czy chwasty są bezwzględnie złe i niepożądane?

Nie.

Wszystko zależy od kontekstu, czyli umieszczenia elementów (w tym wypadku roślinnych) w szerszym systemie.

Monsanto - największa na świecie firma agrochemiczna i lider biotechnologii w dużej mierze swoje istnienie opiera na chwastach, gdyż w uproszczeniu zarabia na ich niszczeniu. Nie da się ukryć, że jest w świetnym biznesie, bo przy obecnych metodach gospodarowania chwastów po prostu nie da się zniszczyć. To prawdziwie trwały biznes. Im więcej działają, tym większa jest potrzeba ich istnienia. Przynajmniej w ramach obecnego "systemu rolniczego".

Czy zatem będę doradzał, żeby Czytelnicy zaczęli warzyć herbicydy w garażu a po godzinach pracy modyfikowali genetycznie ziemniaki? Raczej nie - przecież by się to kłóciło z przesłaniem bloga;)

Chciałbym przedstawić alternatywny sposób zarabiania na tym "nieszczęściu" jakim są chwasty - taki przyjazny dla środowiska i kieszeni.

Wiele osób na kursie permakultury nauczyło się, że "problem jest rozwiązaniem". Również w przypadku chwastów jest podobnie. Nie ma jednej listy roślin, które są chwastami. Chwast to wg Wikipedii:
Chwast – każda roślina niepożądana z punktu widzenia osoby, posługującej się tym terminem. Chwasty rosną zazwyczaj dziko na polu uprawnym, łące, pastwisku itp. Chwasty często produkują nasiona zdolne do długotrwałego przebywania w stanie spoczynku. Pozostają one w tym stanie, póki nie zostaną wystawione na działanie światła lub na przykład nie nastąpi uszkodzenie ich łupiny. Dzięki temu chwasty mogą kiełkować, np. w świeżo zaoranej ziemi.
Widać zatem, że jeśli zmieni się definicję tego co jest niepożądane w łatwy sposób "giną" chwasty i to dużo lepiej niż po zastosowaniu najnowocześniej mieszanki herbicydów.

W naturalnych ekosystemach jest tak, że jednych organizmów odpad, to innych pokarm. Opisywany był już wcześniej na blogu sposób jak sprawić, że ludzie będą nam płacić za paszę dla naszych zwierząt. Tą paszę jednak musieliśmy przywozić do zwierząt.
Tym razem to zwierzęta przywozimy "do paszy". Po co? Właśnie żeby się pasły na cudzym pastwisku. Lub inaczej mówiąc przywozimy zwierzęta by zwalczyły chwasty...

Hektar jeżyn, chaszczy nie do przejścia? Co trzeba zrobić, żeby sobie z tym poradzić? Jedna opcja to opryskać wysoką dawką herbicydów, wynająć potężną maszynę by zaorała teren. Niezbyt permakulturowe, ekologiczne i zdrowe rozwiązanie...

Alternatywą jest ogrodzić teren elektrycznych pastuchem i zamknąć wewnątrz tego hektara kilkadziesiąt kóz. Po 4-5 dniach kozy wyczyszczą dany teren do ziemi, odatkowo go nawożąc. Oczywiście przeciętny człowiek nie ma tylu kóz. Dlatego istnieją (w USA, Australii) firmy zajmujące się tego typu działalnością. Przykładowa firma bierze za oczyszczenie takiego ha 800-1000 dolarów. Trudno przekładać to na polskie realia, ale warto zauważyć, że kozy oprócz tego, że na siebie zarabiają to także tuczą się. Z racji tego, że trudno byłoby je doić stosuje się raczej rasy mięsne, czy rasy dające wełnę. Inna firma, ma zajęte terminy na kilka miesięcy naprzód...

Zadam więc pytanie... Ile kóz można mieć na ha stosując ten sposób "wypasu"?

Jakby ktoś miał taką firmę, lub ją założy, to proszę napisać do mnie - chętnie pomogę ja promować.

Dla środowiska taka metoda jest na pewno lepsza. Czy zatem stosowanie naturalnych sposobów kontroli chwastów może być łatwiejsza i bardziej przyjazne dla kieszeni? Może - jeden z deweloperów zaoszczędził na oczyszczeniu w ten sposób terenu kilka tysięcy dolarów.

Chyba już nie mamy innych wymówek.

Zdjęcie z tej strony pozyskane na zasadzie "fair use".
Inspiracją do napisania tego artykułu była dyskusja na tym wątku forum muratora.

6 komentarzy:

  1. Z mojego punktu widzenia przy odchwaszczaniu pszenicy czy rzepaku, to raczej metody monsanto będą lepiej skutkowały niż kozy. W takiej właśnie uprawie potrzeba kontroli chwastów, choć lepiej było by je wyeliminować całkowicie. A Twój sposób może i skuteczny, ale kontroli w nim nie widzę, bo nie ma tam uprawy głównej, są tylko "chwasty" które trzeba zniszczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście kozy w uprawie pszenicy, czy rzepaku nie są zbyt przydatne.

    W przypadku tu opisanym nie ma W OGÓLE chwastów, jest tylko pasza dla kóz.

    To, że takie trudności są z chwastami w pszenicy czy rzepaku powinno nam dać dużo do myślenia. Istnieją przecież "bezchwastowe" alternatywy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Wojtku,
    firma ktorej nazwy Pan użył, nie tylko produkuje herbicydy, ale GMO, ponadto współpracuje z IG farben firma która produkowała cyklon B do znanych celów z tego względu zwracam się do Pana z prosba, jako człowieka który powinien szerzyć specyiczną swiadomość aby Pan jescze przemyślał tytuł tego artykułu, bo w tej postaci to nadaje on konotacji wrecz ekologicznej dla tej szkodniczej korporacji
    Z powazaniem

    OdpowiedzUsuń
  4. @Anonimowy

    Słowo Monsanto na tym blogu jest praktycznie synonimem Zła przez duże Z. Przesłaniem artykułu jest to, że nawet od tych trucicieli możemy się uczyć.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Owce zastąpią kosiarki na łąkach wokół Góry Świętej Anny:
    http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100325/POWIAT10/513079060

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za linka.

    Bardzo to rozsądne ze strony urzędników - po pierwsze użycie owiec a po drugie, że urząd nie zakupi owiec na własność a będzie je "wynajmował".

    Ciekawe czy urząd będzie musiał za to płacić czy obrotni urzędnicy (to chyba oksymoron ;) załatwią, że pastwisko będzie wynajmowane pasterzom nieodpłatnie?

    OdpowiedzUsuń