Nie istnieją wegańskie źródła pełnowartościowego białka, które nie niszczą gleby.
Wiele osób jest zdziwionych, że jem mięso... Ostatni nawet zadano mi pytanie:
"Jak osoba znająca się na ekologii i założyciel prężnie rozwijającej się organizacji* zajmującej się promowanie zrównoważonego rolnictwa może nie być weganem?"
*sformułowania "prężnie rozwijającej się" nie było w pytaniu, ale osoba pytająca zapewne to miała na myśli;)
By móc odpowiedzieć na to pytanie należy sięgnąć do źródeł - w tym przypadku do źródeł wegetariańskiego wyobrażenia, że mięso jest bardziej "nieekologiczne", niż dieta wegańska. Oto cytat z głównego polskiego portalu wegetariańskiego, Wegetarianie.pl:
Aby pokazać, w jakim ogromnym stopniu spożywanie mięsa wpływa na degradację zasobów naturalnych, przedstawia się poniższe zestawienie. Obszar o powierzchni 5 boisk futbolowych może wyżywić jedynie 2 ludzi jedzących mięso, 10 ludzi jedzących kukurydzę, 24 ludzi jedzących zboża lub 64 ludzi jedzących soję. Logika jest prosta - wyeliminowanie mięsa z jadłospisu wpływa bezpośrednio na zmniejszenie głodu na świecie.
Ta logika jest zbyt prosta, by nie napisać, że to manipulacja. Zgodzić się mogę z tym, że z tej powierzchni w ten sposób da się wyżywić na diecie mięsnej 2 osoby (choć mi się trochę nie zgadza - współczynnik konwersji paszy dla krów wynosi 1:12, dla brojlerów współczynnik ten dochodzi nawet do 1:1,75). W wyliczeniach tych przyjęto założenie, że nasionami wyprodukowanymi na tym obszarze będą karmione zwierzęta.Co jest z tym nie tak? Fakt, że autorzy przyjęli za dogmat nienaturalny sposób karmienia krów - ziarnem i nasionami (w wyliczeniach przyjęto najprawdopodobniej współczynnik konwersji paszy dla krów). Naturalny pokarm krów to trawa, liście drzew i krzewów oraz zioła leśne, a nie jak wydaje się portalowi Wegetarianie.pl: soja, kukurydza czy zboża! Autorzy tekstu przyjęli również za fakt nie podlegający dyskusji przemysłowy chów zwierząt.
Ile jadła można uzyskać z tego samego obszaru, gdy zwierzęta karmimy naturalnie czyli trawą?
Joel Salatin zarządzając holistycznie z tego obszaru (4ha) uzyskuje:
- 3,000 jaj*
- 1,000 brojlerów *
- 80 kur rosołowych*
- 900 kg wołowiny
- 1100 kg wieprzowiny
- 100 indyków
- 50 królików
Z tego obszaru można wyprodukować (odejmując kury i jajka) 6,800,050 kcal żywności. Przeciętny człowiek potrzebuje rocznie 720 000 kcal (365 dni w roku x 2000 kcal). Dzieląc łączną ilość kalorii z tego terenu przez roczne zapotrzebowanie na kalorie wychodzi nam około 9 osób. 9 osób, które będzie dobrze wyżywione, żywnością bogatą w kwasy omega 3 i pełnowartościowe białko. Do tego dochodzi wartość odżywcza kości i organów(nie uwzględnionych w wyliczeniach). Proszę to porównać z soją, pszenicą i kukurydzą i ich wątpliwymi "wartościami" odżywczymi...
Dość istotną sprawą o której twórcom wegetariańskiego wyliczenia się jakby "zapomniało" są nawozy. W jaki sposób soja, pszenica czy kukurydza będzie nawożona bez zwierząt? Mocą wegetariańskiego pozytywnego myślenia czy nawozami sztucznymi?
To jednak temat na osobny wpis...
Dużo informacji zawartych w tym wpisie pochodzi z książki "The Vegetarian Myth: Food, Justice and Sustainability". Jeśli jesteś wegetarianinem i myślisz, że Twoja dieta jest bardziej etyczna, zdrowsza i dobra dla planety koniecznie przeczytaj tą książkę - rozwieje Twoje złudzenia. Autorka książki Lierre Keith przez 20 lat była weganką.
P.S. Nie jestem przeciwny wegetarianom, ale sam nie jestem i mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał być.
Odpowiadając na zadane mi pytanie zacytuję Lierre Keith i niegrzecznie odpowiem pytaniem na pytanie:
"Jak "ekolog" może żywić się roślinami jednorocznymi uprawianymi w monokulturze?"
Kolejna porcja wegetariańskich mitów już wkrótce.
A Ty co o tym myślisz? Zapraszam do gorącej dyskusji :)
Uch... 9 osób (optymistyczne, bo jak sam piszesz nie uwzględnia paszy dla brojlerów) to ciągle < 24 lub 64. Nie rozumiem problemu. Wyższa efektywność ekologiczna diety wegetariańskiej wynika z praw natury, których się nie da przeskoczyć, a są bezpośrednik wnioskiem z II zasady termodynamiki... im więcej pośredników, tym mniejsza efektywność procesu, tym większa dysypacja energii itd.
OdpowiedzUsuńTe obliczenia były bez uwzględnienia kur i jajek.
OdpowiedzUsuńSoja, kukurydza i pszenica to nie jest jakiś szczyt osiągnięć natury w przemienianiu energii słonecznej w jedzenie. Rośliny te nie pokrywają w 100% przez 100% czasu całej gleby, zatem duża część energii jest marnowana.
Zwierzęta są w stanie przemienić rzeczy dla nas niejadalne (celulozę) w jedzenie. Tak jest w przypadku traw czy łętów...
"9 osób to ciągle < 24 lub 64"
OdpowiedzUsuńAle te 24 lub 64, to przy założeniu, że konwertujemy na żywność olbrzymie ilości taniej ropy i degradujemy glebę. To taki żywnościowy odpowiednik życia na kredyt - życie na kredyt jest piękne, ale kiedyś się kończy. Trzeba będzie ten kredyt spłacić (zregenerować glebę) i nauczyć się żyć bez pożyczania (czyli bez taniej ropy).
Mądrze mówisz jako. Właśnie tworze wpis na ten temat...
OdpowiedzUsuńJa wśród wegetarian spotkałam się przestrzeganiem zasady jedzenia jaja tylko niezalężonego. Czyli de facto bez możliwości dalszego rozrodu. Nie uzyskałam nigdy odpowiedzi skąd w takim świecie brałyby się kury :-))) A.
OdpowiedzUsuńI co zrobić z kogutkami :)
OdpowiedzUsuńJakbyś miała okazję, to przeczytaj tą książkę Vegetarian Myth. Otwiera oczy.
Wszystkie te wyliczenia brzmią dla mnie przerażająco! Co takiego etycznego jest w "wegetarniaźmie" czy "ekologiźmie", że wyznawcy tych religii mają się za tak świętych i doskonałych - jednocześnie bez zmrużenia oka przeliczając i ludzi i zwierzęta na kalorie i kg suchej masy..? Toż to potworne... Jakiś wynaturzony, przeciwny zdrowemu rozsądkowi satanizm! Kury nie są bohaterkami mojego romansu, ale postawa pani Ewy, która je po prostu lubi, jest o wiele bardziej ludzka i etyczna, niż postawia szaleńca, który proporcje kuro-hektaro-kalorii wylicza. Miałem zresztą starcie z p. Cezarym Wyszyńskim z Vivy właśnie a propos takich bezdusznych wyliczeń - przy tym, czy one są prawdziwe, czy fałszywe, to mnie, prawdę pisząc, guzik obchodzi, ja w ogóle taki sposób myślenia odrzucam! - efekt został opisany w sylwestrowym wydaniu tygodnika "Najwyższy Czas!" i (w pełnej wersji) w styczniowym numerze miesięcznika "Koński Targ". Jak będę miał chwilkę czasu, wrzucę skany do netu - na pewno nie dziś, bo przy wydajności domowego łącza, to po prostu niemożliwe...
OdpowiedzUsuńNie zauważyłem, by ktoś tutaj uważał się za świętego ani doskonałego. Zauważyłem grupę ludzi, którzy dostrzegają problemy i próbują znaleźć rozwiązania. Może nieidealne rozwiązania, ale lepsze niż to, co obecnie mamy.
OdpowiedzUsuńUmiejętność wyliczania ilości osób mogących wyżyć z hektara ziemi nie jest nieetyczna. Nieetyczne jest przemilczanie wyników takiego wyliczenia. Niezrozumienie lub przemilczenie wyniku skutkuje masowym głodem i/lub wyrzynaniem sąsiadów za pomocą maczety, po to, by zdobyć kilka kęsów żywności.
W najbardziej światłym i kulturalnym społeczeństwie etyka staje się niepopularna, gdy prawdziwy głód zagląda w oczy.
Dlatego, o ile nie każdy musi w ten sposób myśleć (ma Pan prawo odrzucać taki sposób myslenia), to ktoś w ten sposób myśleć jednak powinien. Moim zdaniem, im więcej ludzi zna takie fakty, tym lepiej. Musimy zacząć dostrzegać świat takim jakim naprawdę jest, przestać odrzucać fakty dlatego, że są nam niewygodne. Jeśli tego nie zrobimy, to trwanie w złudnym błogostanie źle się dla nas skończy.
Historia już wiele razy pokazała nam, co się dzieje ze połeczeństwami, które ze względów światopoglądowych odrzucają twarde fakty.
No i właśnie o to mi chodzi: pisze Pan tak, jakby to Pan był tym światłym, zatroskanym i życzliwym życiu, a ja bym tu robił za chciwego i bezdusznego kapitalistę, który dalej własnego nosa nie widzi... Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie. Wyliczanki tego rodzaju służą wyłącznie ideologii i niczemu więcej. Nie są to żadne "twarde fakty". To w ogóle nie są fakty! Jak wpis pana Wojciecha dowodzi, zasadzają się bowiem na manipulacji i fałszerstwie. W ogóle: jakie 4 ha..? Jakiej ziemi..? Ukraińskiego czarnoziemu, czy moich biednych piasków nad Pilicą..? Nie widzę tu miejsca na żadne fakty. Jest za to nachalna propaganda "jedynego słusznego stylu życia" i oczywiste uroszczenie "jedynej słusznej moralności".
OdpowiedzUsuńCzy grozi nam głód..? Panie, daj Pan spokój! Cena owsa i żyta właśnie spadła poniżej 30 zł/100 kg. Dla mnie to super, utrzymanie koni będzie mnie jeszcze mniej kosztowało - ale moi sąsiedzi gorączkowo myślą, co by tu zasiać zamiast tych zbóż, bo taka cena nawet im za ropę nie zwróci. Cena koniny w skupie utrzymuje się na poziomie 6 - 8 zł/kg: a ponieważ konia, w przeciwieństwie do świni czy krowy nie da się utuczyć na mączce kostnej i granulowanym moczniku, hodowcy mięsnych "zimniaków" płaczą mi w mankiet za każdym razem, gdy takiego spotkam. 5 lat temu, gdy konina kosztowała 10 zł/kg kupili klacze - matki, które teraz mają po 8 - 10 lat i już się na mięso nie nadają, będą je musieli sprzedać za połowę normalnej ceny skupu...
Jaki głód..? Żywności jest za dużo. Co wynika również z absurdalnej, fałszującej normalny mechanizm popytu i podaży, polityki rolnej Jewrosojuza. Że co, że w Afryce głodują..? Jak przestaną się wyżynać macztami, to od razu i głodować przestaną! Taka jest właśnie naturalna kolejność rzeczy: najpierw jest wojna, a dopiero potem głód i choroby...
@Boska Wola
OdpowiedzUsuńWydajność z ha jest poniekąd związana z ekonomią. Ewa jest zadowolona z wydajności jej ziemi, ale jeśli chcemy (a ja chcę) by przemysłowe fermy drobiu (co mają po 100 tys. niosek i więcej) zniknęły to musi być jakaś alternatywa i dlatego te wyliczenia.
Pan Panie Jacku hoduje konie z miłości, więc nie patrzy w ogóle na wydajność. Jeżeli chodzi o kwestie wyżywienia nas, Polski czy świata to tym sprawom trzeba się przyglądać. Podobnie jeżeli chcemy produkcję rolniczą opierać na liczbach.
Na suchą masę się przelicza, bo to bardzo dobry wskaźnik - żywokost daje plony wielkości kilkadziesiąt ton z ha. Niestety większość z tej masy (chyba 85%) to woda. Trudno najeść się wodą (choć wg żydowskiego dowcipu dobrze zapełnia żołądek;)
@Jako
Amen :)
@Boska Wola
OdpowiedzUsuńMój drugi wpis dzisiaj ( o ile się wyrobię) będzie poruszał właśnie kwestie jakości ziemi i wyliczeń.
Kwestie głodu w Afryce to jeszcze dopłaty do kukurydzy w USA. Trudno ocenić, co jest przyczyną a co skutkiem, nie mniej dopłaty do rolnictwa w USA i UE nie pomagają w utrzymaniu produkcji rolnej w Afryce.
Co do głodu, to paradoksalnie mimo niskich cen nie jest dobrze - z powodu dominującego sposobu zarządzania rezerwami "just on time". W przypadku ziarna jest tak również - oby nie było gorszego roku, bo będzie nieciekawie (dla biednych ludzi).
P.S. Za bezdusznego kapitalistę to na tym blogu ja uchodzę, także proszę sobie mojej metki nie przywłaszczać ;)
Panie Wojciechu, problem w tym, że ostateczną konsekwencją takiego "wskaźnikowego" rozumowania (i p. Cezary z Vivy nie powstrzymał się przed jasnym tej tezy postawieniem!) jest taka, że powinienem jak najszybciej moje konie zabić. Bo "marnuję" w ten sposób zasoby, które mogłyby kogoś nakarmić: one się przecież w ogóle do jedzenia nie nadają, nawet jako karma dla psów marnie by się spisały... Jak to nie jest totalitaryzm, to co to jest..? W tym momencie to ja przestaję dyskutować na słowa, a zaczynam na pięści, czy jakiekolwiek ostre przedmioty, jakie mam pod ręką...
OdpowiedzUsuńNa szczęście mamy jeszcze własność prywatną. Miejmy nadzieję, że "Wegetariański sen" się nie ziści nigdy... W razie czego jak będą nas w przyszłości rozkułaczać to do bitki się przyłącze :D
OdpowiedzUsuńWiecie co panowie, pozwólcie powiedzieć słówko.
OdpowiedzUsuńDużo mądrych komentarzy padło, ale jakoś wszystko zręcznie omija sedno rzeczy, i niestety cała dyskusja to teoretyczne pierdu-pierdu.
Z wpisów pana Wojciecha wynika (jeśli dobrze zrozumiałem), że nie ma pan dostępu do świeżej żywności od rolnika, tak?
To znaczy, że je pan mięso ze sklepu. I ono jest "produkowane" metodami potwornie degradującymi środowisko (stłoczenie, problem odchodów, zanieczyszczenia...). Co więcej, mięso to jest żałosnej jakości(bo to masówka, no chyba że pan kupuje tylko elitarne kiełbaski), które panu de facto szkodzi.
A wegetarianie wcinający soję, oprócz tego że niszczą sami siebie(praktycznie cała soja jest GMO - nie czarujmy się etykietkami "niemodyfikowana"), to soja jest nieergonomiczna, monokulturowa i w ogóle pfe pfe :)
Czym tu się podniecać, wegetarianizm, weganizm, nabijanie pychy, tak czy siak większość z nas żyje w miastach i swoim obrazem życia niszczy planetę. Więc nie ważne co się je, niech każdy je to co naprawdę potrzebuje, ale niech je SWOJE JEDZENIE, SWOJE WŁASNE PRZEZ SIĘ WYHODOWANE. Wtedy wszystkie durne dyskusje zakończą żywot.....
Myślę że Anonimowy dotknął sedna problemu.
OdpowiedzUsuńJa sam jestem sobie od 16-stu lat wegetarianinem (ostatnio lakto-owo, czyli przyswajam mleko i jajka), prześlizgnąłem się po witarianizmie i innych wynalazkach.
To co mnie na ten moment odrzuciło od witarianizmu, mimo że czułem się na nim świetnie, to totalna hipokryzja która była moim udziałem.
NIE DA się w polskim klimacie być raw-foodystą i jeść zdrowo, jeśli nie ma się do tego bardzo dobrze przygotowanego gospodarstwa z wybitnie opanowanymi metodami uprawy roślin na przedłużonym cyklu wegetacyjnym (czary-mary z mikroklimatem, uprawą na grzejącym kompoście, itp) + super-hiper spiżarni a może nawet lodowni.
Bo to co się da kupić, zakładając że nie jest się milionerem mieszkającym w okolicach powiedzmy Warszawy, to jest masakra...
Dążenie do samowystarczalności z naciskiem na zdrowe, własne jedzenie jest na ten moment dla mnie ważniejsze niż konkretna filozofia żywieniowa. Szczególnie że moja "filozofia" opiera się głównie na przekonaniach moralnych i badaniu samopoczucia po konkretnym jedzeniu. Dane 'naukowe' są tak sprzeczne i mało obiektywne, że nie wiadomo czemu wierzyć.
Dlatego dążę do produkowania jak największego % swojego żarełka bez chemii, wartościowego, nie pędzonego.
A że nie jestem w stanie osobiście zarżnąć świni, dopóki to mnie będzie "ja lub ona" i uważam intencjonalne zabijanie zwierząt za coś moralnie niewłaściwego (ale nie zamierzam nikogo "nawracać" i proszę o "nienawracanie" mnie również ;) ), to uprawiam wyłącznie rośliny. Jaj już nie produkuję bo husky sąsiada miał miej oporów przed zabijaniem niż ja i pojawił się w okolicy zanim zdązyliśmy stworzyć chicken tractor :) Mleko biorę od sąsiadów, którym zaglądam do obory i wiem czym krowę karmią a czym nie. Nie mają certyfikatu i Bóg zapłać, bo w ten sposób mam eko-mleko za 1 zł za litr... opłaca mi się to bardziej, póki co, niż własna krowa. Szczególnie że nie mam dla niej budynku. Oczywiście obornik byłby miłym dodatkiem do kompostownika....
@ Anonimowy
OdpowiedzUsuńPisanie o soi, że jest niemodyfikowana oznacza, że jest to zwykła, wysuszona soja a nie , ze jest to soja niemodyfikowana genetycznie.
Taka niemodyfikowana soja nie została ześrutowana, ługowana czy prażona. Żywność w sklepie w Polsce nie musi być opisywana jako nie zawierająca GMO, bo teoretycznie jedzenie bezpośrednio spożywane przez ludzi nie może być GMO. Inna sprawa jak jest w rzeczywistości...
Mięso i produkty zwierzęce kupuję "normalne". Cokolwiek to w dzisiejszych czasach znaczy.
@Jurek
Zgadzam się co do większości.
Nie mniej... Wkleję jedną moją wypowiedź z forum:
"Nie możemy mylić pojęć. Mamuty żyły w dużo zimniejszym klimacie niż rosną awokado... Awokado poza tym pochodzi z Ameryki Południowej, nie z Afryki.
Najlepszym dowodem na to, że ludzie nie byli tradycyjnie weganami jest to, że nie istnieje (i chyba nie istniało) żadne wegańskie społeczeństwo pierwotne.
Chociażby najstarszy stworzony przez człowieka rysunek przedstawia polowanie:
http://en.wikipedia.org/wiki/Art_of_the_Upper_Paleolithic
Przodkowie ludzi zaczęli używać narzędzi 5-2 milionów lat temu, zatem wszystko obywało się bez łapania - rzucano czy dźgano zwierzę dzidą. "Człowiek" nie wtapiał zębów w sierść, tylko używał noża zrobionego z kości czy kamieni do wycięcia otworu w brzuchu zwierzęcia. "Ludzie" jeśli coś większego upolowali to nie jedli mięsa - żywili się organami, bo w nich więcej tłuszczu było. Tłuszcz to składnik, który zapewniał najwięcej energii i był zatem najbardziej pożądany. Jakby nie było 60% suchej masy mózgu to właśnie tłuszcz.
Kolejne źródło żywności dla przodków ludzi to padlina i resztki zwierząt upolowanych przez mięsożerców.
Brzmi to obrzydliwie, ale takie są fakty - jedzenia było ciągle mało, więc jak coś było zjadliwe, to się to jadło... "
Ktoś mi to na forum wkleił
OdpowiedzUsuńLudzie, jak wy to liczycie? Tracę wiarę w ludzkość jak czytam takie bzdury.
Z 4 hektarów uzyska się 20 ton siana. To starczy na wyżywienie raptem 3 krów, oczywiście pod warunkiem, że jeszcze kupę kasy zainwestuje się w dodatkowe odżywki - kiszonki, ziarna. Akurat będzie 900 kg wołowiny.
Yo, na tym się kończy wydajność 4 hektarów. Tzn źle, skończyła się jeszcze zanim zaczęliśmy liczyć, bo na samym sianie krowa nie pociągnie.
Na 4 hektarach to akurat można sobie postawić gospodarstwo z pomieszczeniami dla tych zwierząt i małe pastwisko, a lwią część pokarmu dla tych zwierząt trzeba sprowadzać od sąsiada, który potrzebuje 20 hektarów by wyżywić te nasze "tanie" zwierzęta.
OK, a teraz jeszcze trzeba uwzględnić:
- pomieszczenia gospodarcze dla zwierząt
- rzeźnie
- dodatkowe koszty obróbki
To wszystko zużywa gigantyczne ilości energii, wody - no, ogólnie kosztuje. Jak gigantyczne ilości wody zużywa rzeźnia można zapytać dowolnego technologa ochrony środowiska. Biochemicznego zapotrzebowania tlenowego ścieków z rzeźni nie przeskoczy się.
Kolejna sprawa, czemu akurat uwzględniono soję do porównań? Bo na jakimś małym portaliku wege ktoś tak napisał? Spoko, jak się poszuka innego portaliku wege to można znaleźć jeszcze mniej wydajne rośliny. W sumie jakby porównać najbardziej wydajną produkcję mięsną z najmniej wydajną roślinną, "zapomnieć" uwzględnić koszty dodatkowego przetworzenia inwentarza w posiłek, problemy z zatruciem środowiska w trakcie tejże produkcji - to wyjdzie "tylko" kilkakrotnie mniejsza efektywność produkcji mięsa w porównaniu do roślin.
Ale jeśli już weźmiemy do obliczeń np ziemniaki, to mamy 175 osób z 4 hektarów. Niezłe porównanie, 2 osoby z hodowli krów + gigantyczne ilości ścieków i dodatkowo zużytej energii, albo 175 osób z ziemniaków. No, w przypadku marchewki trochę gorzej, bo raptem 80 osób.
Ale spoko, po co brać 175 osób, jak to wygląda? Lepiej uwzględnić coś tak mało wydajnego jak kukurydza i przedstawić światu wielkie odkrycie, że taka powierzchnia upraw wyżywi tylko 10 wegetarian.
Spoko, ja proponuję w następnym artykule porównać broilery do uprawy np goździków, dopiero się okaże jacy ci wegetarianie są nieekologiczni!
ehh....
@ Veggie
OdpowiedzUsuńTo porównanie (soi) pochodzi ze strony Wegetarianie pl i użyte zostało jako argument za wegetarianizmem. Dane dotyczące tych obliczeń portal Wegetarianie.pl zabrał najprawdopodobniej od organizacji VegFarm.
Trudno ocenić "wielkość" portalu. Wegetarianie.pl jest lepiej wypozycjonowane niż Twój serwis, więc może dlatego użyłem danych z tego portalu...
Nie wiem skąd wzięło Ci się wyobrażenie, że chcę żywić krowy sianem? Przez część roku zapewne będzie to niezbędna, jednak w sezonie krowy żywić się będą runią pastwiskową, która jest kompletnym pokarmem dla krów. Swoją drogą siano dobrej jakości również jest wystarczającym pokarmem dla krów. Zwykle jednak dokarmia się je ziarnem i paszą by szybciej przybierały na wadze. Farmer z opisu tego jednak nie robi.
Jeżeli chodzi o pomieszczenia dla zwierząt to rzeczywiście zajmują trochę miejsca. Nie mniej jakiś garaż dla ciągnika też musi być (ciągnik jest potrzebny by uprawiać rośliny jednoroczne np. wymienione przez Ciebie ziemniaki). Pomieszczenia nie muszą być aż tak duże, bo świnie są w trzymane na pastwisku i zabijane przed zimą, kury są zamykane w specjalnie przystosowanym do tego tunelu foliowym, który przez wiosnę - jesień wykorzystywany jest jako szklarnia do uprawy warzyw.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@ Vegie
OdpowiedzUsuńNie wiem co masz na myśli pisząc "dodatkowe koszty obróbki". W tej chwili nie rozpatrujemy chyba tego pod katem ekonomicznym. Zresztą skoro rolnicy hodują świnie to musi się to opłacać na dłuższą metę.
Co do zużycia wody w celu zabijania zwierząt:
http://www.youtube.com/watch?v=k4P229ArpZA&feature=related
Na tym filmie pokazane jest jak kurczaki są przerabiane na farmie z której pochodzą "mięsne" statystyki. Nie wiem czy zużywane jest do tego dużo wody czy nie. Wiem jednak jedno - nie jest to woda "zmarnowana" gdyż sama woda wraz z zawartymi w niej biogenami służy za świetną irygację i nawóz dla pastwiska. Zatem bez problemu "przeskakuje się" biologiczne zapotrzebowanie na tlen. Z prostego powodu - wykorzystuje się takie techniki w którym ten wskaźnik w ogóle nie ma zastosowania. Nie wiem, czy prawo USA zezwala na zabijanie zwierząt na farmie. Zapewne w przypadku krów byłoby podobnie - nie byłoby ścieków z rzeźni a byłby cenny nawóz. Możliwe, że większość "odpadów" z uboju krowy można by dać świniom do zjedzenia (to musiałbym jeszcze doczytać).
Dlaczego użyto soję do porównań? Możliwe, że dlatego ponieważ jest rośliną która może zaspokoić (w kiepski sposób ale jednak) wszystkie niezbędne człowiekowi makroskładniki odżywcze (tłuszcz i białko).
Ziemniaki nie są źródłem tłuszczu. Źródłem białka są pod warunkiem, że zostaną połączone z innym produktem (zwierzęcym bądź roślinnym).
Chciałbym zaznaczyć, że dieta współczesnego wegetarianina jest lepsza dla środowiska niż dieta przeciętnego zjadacza mięsa (z racji tego, że je niżej w łańcuchu pokarmowym).
OdpowiedzUsuńJednak jeśli będziemy żywić się zwierzętami pochodzącymi z wypasu (idealnie z systemu agroleśniczego) to taka dieta będzie dużo lepsza dla środowiska niż przeciętna dieta wegetariańska. Z prostego powodu - jakieś środowisko na pastwisku istnieje poza monokulturą soi, ziemniaków czy zbóż.
Celem PIP jest promowanie trwałych osiedli ludzkich. Trudno o wysoki poziom zbiorów jakichkolwiek roślin jednorocznych bez nawozów sztucznych lub obornika czy innych produktów odzwierzęcych.
Szanowny Pan opisuje na swoim serwisie sytuacje idealną, która (niestety) nie dotyczy praktycznie wszystkich jedzących "mięso", bądź nie.
OdpowiedzUsuńDlatego wydaje mi się porównywanie jednego (wyidealizowanego)wyjętego przypadku z ludźmi którzy obrali sobie inną dostępną dla nich drogę ku polepszeniu stanu świata i ulżenia okrutnie traktowanym zwierzętom w hodowlach przemysłowych, za niewłaściwe.
Wydaje mi się, że nie należy się sprzeczać która metoda ochrony środowiska jest słuszniejsza, a zastanowić jak je sensownie połączyć.
pozdrawiam
Marek