wtorek, 16 marca 2010

Specjalizacja w gospodarstwie permakulturowym

W ciągu ostatnich kilku dni na łamach bloga przetoczyła się ostra (jak na skalę naszego spokojnego bloga;) dyskusja. Dotyczyła ona kwestii specjalizacji, konkretnie koncepcji trzymania 300 kur niosek w kurzych traktorach...

Jeśli chcemy rozważyć, czy jest to dobre z permakulturowego punktu widzenia należy zadać pytanie:
Czy jest to zgodne z permakulturową etyką?

Dla przypomnienia trzy zasady etyczne to:
1.Troska o Ziemię
2.Troska o ludzi
3.Ograniczenie konsumpcji i redystrybucja nadmiaru (plonów, energii, pieniędzy...)

By móc odpowiedzieć na to pytanie należy zrozumieć, że nie żyjemy w próżni, tylko w społeczeństwie i środowisku. Jeśli my (permakulturnicy) nie będziemy produkować jajek w sposób zbliżony do naturalnego, niskoenergetycznie i ekologicznie, to ktoś inny zrobi to za nas. Z zupełnym ignorowaniem ww. zasad np. posiadając fermę na 100.00tyś niosek.

Ogród, sad, pole czy pastwisko jest tworem całkowicie sztucznym. Większość terenu Polski gdyby nie ludzie porosłaby lasem. Naturalny las może wyżywić bardzo mało ludzi - każde społeczeństwo łowcy-zbieraczy zawsze przegrywa/przegrywało w wojnach z rolnikami/pasterzami. Dlaczego?
Ponieważ wydajność z ha była na tyle mała, że Ci ludzie nie byli w stanie konkurować (choćby pod kątem liczebnym) z wydajniejszymi (a więc liczniejszymi) rolnikami. Naturalny las nie jest ekosystemem, który jest w stanie wyżywić tyle ludzi, co pole kartofli - tutaj nie ma żadnych wątpliwości.

Zatem by utrzymać populację ludzi na tym poziomie co mamy obecnie musimy produkować w Polsce żywność dla około 38mln ludzi. Nie tylko musimy ją produkować, ale musi to być dla rolników ekonomicznie opłacalne. Docelowo bardziej opłacalne niż konwencjonalne sposoby - tylko w ten sposób jesteśmy w stanie zmienić nasz region, kraj, świat... Gdy uświadomimy sobie, że tereny użytkowane rolniczo zajmują w Polsce ponad połowę powierzchni kraju to wiemy, że właśnie w dziedzinie rolnictwa możemy najwięcej zdziałać.


Jeśli chcemy by konwencjonalni rolnicy przestawili się na uprawę permakulturową/ekologiczną to musi się to im opłacać. Jestem skłonny przypuszczać, że zdecydowana większość rolników to nie są psychopaci, którzy celowo stosują chemię by nas truć... Oni stosują chemię, ponieważ jest to opłacalne. Jeśli zatem stworzymy system, który będzie atrakcyjną finansowo alternatywą dla rolników to oni sami się zaczną przestawiać na ten model produkcji.

By Rolnik mógł się utrzymywać z jakiejś działalności musi mu ona przynosić odpowiednio duży dochód - czyli musi wyprodukować nadwyżkę. Przykładowo z 20 kur niosek będzie miał (średnio) 10-15 jaj dziennie. Zakładając, że koszta (pasza, amortyzacja, reklama, transport) stanowią połowę ceny (zakładając, że takie ekologiczne jajko jest sprzedawane za 60 groszy) to jego dzienny dochód z tych kur 3 - 4,5zł zysku. To naprawdę niewiele - miesięczny dochód wyniesie około 90 - 135 zł. To dużo mniej niż pensja minimalna.
Jeśli ilość kur się zwiększy tak z 10 razy to już robi się z tego jakiś pieniądz.


Można by rozważać, czy trzymanie kur w kurzych traktorach jest dobre dla zwierząt. Trzeba przed tym rozważyć jaka jest alternatywa. Tą alternatywą jest:
-chów klatkowy
-chów ściółkowy

-kury są całkowicie wolnym wybiegu

Każda z tych opcji ma swoje minusy.

Pierwsza z nich - wiadomo to dla zwierząt i środowiska tragedia. Dla ludzi jedzących później te jajka również nie jest to najlepsze.

Druga opcja - trochę lepsza, ale nadal wymaga dużych nakładów energii. Zwierzęta są w trochę lepszym stanie.

Trzecia opcja - kury są na całkowicie wolnym wybiegu - szwendają się po całym gospodarstwie. Teoretycznie dobre rozwiązanie, ale:
  • proszę sobie wyobraźcie 200 - 300 kur chodzących wokół gospodarstwa (odchody i podatność na pasożyty wynikła z braku rotacji)
  • okoliczna szata roślinna zostanie szybko zdegradowana, gdyż rośliny jadalne przez kury wkrótce zostaną przez nie pożarte.
  • by pozbyć się niechcianych roślin wkrótce będzie trzeba stosować herbicydy lub mechaniczną kontrolę chwastów oraz podsiewanie wartościowymi roślinami. Mimo wszystko wkrótce sytuacja się powtórzy.
Widać zatem jasno, że kurzy traktor, czy na dużo większą skalę jakaś forma ruchomego kurnika to najlepsza, a co się z tym wiąże najbardziej przyjazna dla środowiska opcja dostępna dla osoby chcącej hodować kury na jajka na skalę komercyjną.


W tym filmie, od 4:30 Joel Salatin pokazuje jak można hodować na skalę przemysłową z poszanowaniem praw zwierząt i po prostu zgodnie z naturą. Rocznie na jego 40 ha pastwiska produkowane jest:

  • 18 ton wołowiny
  • 13 ton wieprzowiny
  • 10.000 brojlerów (kurczaków na mięso)
  • 1200 indyków
  • 1000 królików
  • 420000 (420 tysięcy) jajek.
Z tego co mi wiadomo jego farma nie ma certyfikatu produkcji ekologicznej, jednak jest bardziej ekologiczna niż inne. Nie mniej dzięki odpowiedniej rotacji (w tym kur) nie musi stosować nawozów sztucznych, czy herbicydów, nie mniej jego pastwisko z każdym rokiem robi się coraz żyźniejsze - nie dochodzi na nim do nadmiernego wypasu.

Jeśli zgadzasz się (lub nie) z treścią tego wpisu to napisz komentarz - chętnie poznam Twoją opinię.

39 komentarzy:

  1. Może zmień ostatnie zdanie, bo wygląda jakby komentarze mogli dawać jedynie przeciwnicy opisanej wyżej sytuacji ;)
    Moje refleksje są takie:
    Reportaż z youtube świetny, dużo treściwych informacji. "Kosmiczna technologia" elektrycznego pastucha i wykorzystanie tunelów do parkowania kurników na zimę bardzo ciekawe i dają dużo do myślenia :)
    Mobilne kurniki mają jeszcze jedną przewagę nad stacjonarnymi - nie trzeba za nie płacić podatku od nieruchomości (za mały budynek gospodarczy-garaż płaci się więcej niż za dom) I tutaj nie jestem pewien, ale tunel jest chyba nieruchomością za który trzeba płacić podatek :/
    No i niestety, zrównoważona hodowla zwierząt, wymaga sporego areału. Małorolny musi chyba poprzestać na produkcji roślinnej - zwierzęta traktując jako ruchome rozrzutniki obornika i pestycydy.
    Trzymanie zwierząt w mobilnych kurnikach to chyba najlepszy sposób na ochronę terenów nie gotowych na przyjęcie zwierząt. Np. grządek ze świeżo rozsianymi ziarnami, lub dopiero co kiełkującymi (kiełki są zdrowe bogate w enzymy). To chyba ekonomiczniejszy sposób niż zabezpieczanie siatką wrażliwych obszarów. Choć myślę, że w pewnych porach roku, kury z mobilnego kurnika należałoby wypuścić samopas. np podczas inwazji stonki na ziemniaki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście, może dawać takie odczucie ;) zatem zmieniłem trochę ostatnie zdanie.

    Czy małorolny powinien poprzestać na produkcji roślinnej? Moim zdaniem nie, bo zwierzęta dostarczają dużej "wartości dodanej". Jeśli ma się 5 ha, to przykładowo uprawiając zboże można zarobić w dobrym roku maks 2 tyś zł z ha (dane szacunkowe). Zatem maksymalny dochód to 10 tyś.

    Jeśli zakombinuje się jakoś ze zwierzętami, to potencjalny plon może być dużo większy...
    W przypadku 5 ha, to szczerze mówiąc nie widzę powodu, by nie mieć tam tych 300 kur niosek.
    Zwierzęta są kluczowe do utrzymania żyzności w gospodarstwach ekologicznych, gdyż przyspieszają obieg materii. Nic nie stoi na przeszkodzie, by pod koniec sprzedać je na mięso (czy skórę/wełnę).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyraziłem się precyzyjnie, miałem na myśli, tak jak piszesz - traktowanie zwierząt jedynie jako dodatek do głównego źródła dochodu - roślin. Głównie z powodu twojego komentarza pod innym tematem - o ilości obornika jaką 300 niosek produkuje. Myślałem o większym stężeniu kur na ha niż 300 na 5 ha.
    Oczywiście, da się wszystko zorganizować. Co do paszy - suchy chleb z piekarni mógłby zapewnić nawet 100% węglowodanów potrzebnych kurom (resztę składników wydziobały by z pastwiska). To akurat może byłoby zgodne po części z ideą permakultury (wykorzystanie odpadów), ale niezgodne z ekologią (bo jadłyby śmieci).
    No ale byłyby kłopoty z utrzymaniem gleby w dobrej kondycji. Część obornika - ta którą kury wydalają śpiąc na grzędach, można by wynosić do kompostownika w celu ochrony gleby..
    Wg moich pobieżnych wyliczeń, farmer z filmu, trzyma nie więcej niż 90 sztuk drobiu na hektar w tym samym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Racja, z tym, że on jeszcze ma tam inne rzeczy (świnie, krowy itp)

    To o ekologii i jedzeniu śmieci to domyślam się sarkazm na przepisy unijne?

    Właściwie, to trudno określić jakie potencjalne zapotrzebowanie na azot miałoby takie intensywnie, holistycznie zarządzane pastwisko. Wg. książki "Łąkarstwo" wyd. Kurpisz
    Stosowano nawożenie w ilości 450kg N na rok, jednak wtedy spada smakowitość i współczynnik wykorzystania runi w porównaniu do nawożenia 300 kg N na rok.

    W systemie agroleśniczym sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że dobrze jest zaprzestać nawożenia N w okolicach końca lipca, by drzewa zdążyły zdrewnieć przed zimą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z tego, co wiem (wój ma gospodarstwo na Kujawach - prawie 100 ha własnych+dzierżawa) uprawa roślin jako roślin (nie jako pasza dla własnych zwierzą) jest na dzień dzisiejszy całkowicie nieopłacalna, chyba że w niszach rynkowych - trudne, wymagające specjalnych technik i specjalnych zabiegów, żeby je sprzedać, uprawy (poziomki, szparagi itp). Dochód z czystej uprawy roślin jest niewiele większy od zera nawet przy tak dużej skali - ledwo by starczyło na koszty stałe, a przy wysokiej wartości ziemi byłoby to wyjątkowe marnotrastwo kapitału.

    OdpowiedzUsuń
  6. @WM
    Niezupełnie sarkazm, chleb współczesny jest pełen śmieci. Ponoć kury go uwielbiają (chyba z powodu ulepszaczy), ale nie wpływa dobrze na ich wątroby, robią się tłuste i mało ruchliwe. No i oczywiście - można zapomnieć o certyfikacie produkcji ekologicznej.
    Ogólnie poszukuję czegoś co dałoby dochód z niewielkiej ilości ziemi - 1-2 ha (Mieszkam w województwie gdzie ziemia jest droga - ale nie chcę się stąd ruszać, bo jest ogromny rynek zbytu na wyciągnięcie ręki i dobry klimat). To niemal nierealne - doświadczony rolnik machnąłby ręką i wyśmiał. Ale uważam że się da - pieczarki, szynszyle, szkółka - to przykłady. Zaciekawiły mnie kasztany jadalne - nasiona zdobył bym z pobliskiego parku - drzewo będzie więc przystosowane do lokalnej pogody. No, ale komercyjne plony pojawiłyby się chyba za 10 lat. O wyżywienie siebie i nadwyżki dla rodziny się nie martwię - człowiek je tylko tonę rocznie. Koszty ogrzewania na zimę zniweluje już 10 arów wierzby en. lub ślazowca. Pozostaje mi tylko znaleźć coś komercyjnego, no i "posiadłość" ;)
    @panika
    No właśnie, 100 ha, i ledwo zyski przewyższają koszty. Muszę być strasznie naiwny licząc na zysk z 1 czy 2 ha :D

    OdpowiedzUsuń
  7. @Mp

    Kurom tłuste wątroby robią się od rafinowanych węglowodanów (jak i zresztą ludziom) patrz fenomen diety Kwaśniewskiego.

    Polecam iść w rzadkie ziółka...
    Sprawdź, czy kasztan z Twojej okolicy daje jakieś konkretne plony itp. Może być, że to jakaś podrzędna odmiana. Szczepione dają już plon w 3-4 roku. Zaimportowanie z UK 10 sadzonek to koszt rzędu 800zł (na oko liczę) Można je później rozmnożyć wegetatywnie wykorzystując jako podkładki te dziczki z parku.
    Zawsze będziesz miał szlachetne odmiany - większe kasztany i bardziej plenne. Uwzględniwszy, że taki kasztan daje komercyjny plon przez 100 lat to będzie dobra inwestycja.

    Niech zgadnę...jesteś z okolic Wrocławia? ;)

    W UK jedna pani (co ją znam) wyciągała 13.000 funtów z dwóch akrów, czyli 0,8 ha - kursy, CSA...
    Normalnie by się nie zarabiała tak, ale potrzebowała takiego dochodu, by móc się wybudować legalnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,

    Przepraszam bardzo, ale jeśli ktoś ma 100 ha i to na Kujawach, gdzie jest bardzo dobra ziemia i nie osiąga porządnego zysku, to albo absolutnie nie zna się na rolnictwie, albo wprowadza w ludzi w błąd, co się często zgadza (Nowy ciągnik stoi na podwórku, ale jest źle, oj jak źle).

    100 ha to z samych dopłat liczą lekko bez specjalnego kombinowania z programami rolnośrodowiskowymi, to będzie ponad 100.000.
    Jak się pogłówkuje, to już może 300.000, a na malinach nawet 400.000.

    Nie wiem jakie wujek ma potrzeby, ale jak dołoży do tego zyski z uprawy, to jest potężna gotówka.

    Jak mu się nie opłaca uprawiać, to niech przestawi się na TUZ-y, zwiększy poziom próchnicy w glebie i spokojnie 300.000 zarobi.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  9. Mollison kiedyś mówił o wydajności z ha i ile może ludzi wyżywić i ilu może dać pracę.

    On opisywał, że w Chinach z 8000 ha żyło 40000 ludzi, jeden z uczestników kursu powiedział, że na takiej samej powierzchni jego syn właśnie bankrutuje (w Australii).

    OdpowiedzUsuń
  10. Mieszkam w śląskim - klimat jest dobry - bo industrialny :D . 1/10 Polaków mieszka na Śląsku - w dużym stężeniu. Każde miasto ma sklep ze zdrową żywnością, a odległość od miasta do miasta to 15 - 20 km. Dlatego koszty dystrybucji byłyby niewielkie. Myślę, że mniejszy areał tutaj dałby większy zysk od większego areału w jakimś zapomnianym zakątku Polski.
    Kasztany rosną w parkach pałacowych - dlatego pewnie są to szlachetne odmiany. Tyle że może bardziej ozdobne niż plonodajne - o tym nie pomyślałem.
    Przykład pani z UK budujący, choć oczywiście, Anglicy są w stanie zapłacić więcej za kurs czy "organic, free range" produkty. Można śmiało założyć że polskim odpowiednikiem byłoby 13tys zł. CSA to swietny pomysł - trzeba ciąć pośredników, albo klepać biedę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. "chleb współczesny jest pełen śmieci"

    Dlatego piekę własny chleb i Wam też polecam.
    Na bazie przepisów ze strony www.chleb.info.pl wyhodowałem zakwas, bo najbardziej lubię chleby żytnie razowe. Ale chleby i bułki pszenne (bez zakwasu) też czasem jadłem.
    Chleb pieczony w domu kosztuje 2-3 razy mniej niż ten ze sklepu. W przypadku bułek różnica w cenie jest wręcz kosmiczna. Najwięcej kosztuje prąd do piekarnika - wg moich szacunków około 1zł.
    Piekę raczej okazjonalnie, dla relaksu - polecam wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy lubią czasem coś upichcić.

    Podobnie polecam robienie w domu jogurtu - kilka minut roboty (jak się już opracuje metody) daje w efekcie świeży żywy bio-jogurt dla całej rodziny. Nieprzetworzone mleko jest niezbyt zdrowe dla ludzi, ale w postaci jogurtu jest już dużo lepiej przyswajane, i co ciekawe - dużo lepiej się przechowuje. Odpowiednio zrobiony naturalny jogurt jest gęsty że prawie da się kroić (mimo, że bez zagęstników), można dodawać co się lubi (konfitury owocowe, świetny jest polany miodem), zrobić na nim sernik (ciekawe - sernik bez sera :) ), używać zamiast śmietany, do zup i sosów, itp.

    OdpowiedzUsuń
  12. @Markowy
    Nowy traktor na podwórku to jeszcze nie wyznacznik dobrobytu, to tak jak byśmy oceniali jak to dobrze żyje się Polakom po wskaźniku PKB. Znam osobiście rolników, którzy posiadają nowy park maszynowy (zakupiony z dotacjami UE), dużą ilość ziemi plus dzierżawa, a ledwo wiążą koniec z końcem. Produkcji rolniczej nie możesz przestawić tak z dnia na dzień, bo:
    - niektóre rośliny wydają plony na drugi lub trzeci rok po posadzeniu, a nawet dłużej,
    - trzeba „poznać” roślinę, sposób jej uprawy, plonowanie na naszych ziemiach itd. zanim tak naprawdę będzie ona dawała odpowiednie plony,
    - przy tak dużym areale nie wystarczy ręczny zbiór, czy magazynowanie gdziekolwiek. Często potrzebne są kolejne (specjalistyczne) maszyny do zbioru czy uprawy, które dużo kosztują.
    -maszyny często są zakupione na kredyt, który trzeba spłacać latami, nowe maszyny też trzeba za coś kupić,
    -do tego trzeba spłacać kredyty zaciągnięte na zakup ziemi, według moich wstępnych wyliczeń uwzględniając dopłaty do upraw, ziemia zakupiona w ostatnich latach przy tradycyjnej uprawie (zboża, rzepak) zaczyna przynosić zyski w 20 roku jej uprawiania, a przecież trzeba jeszcze zakupić sprzęt do uprawy, którego amortyzacja jest obliczana na około 15 lat.
    Można by zróżnicować produkcję rolną, ale na jaką? Opłacalność uprawy zbóż bardzo słaba, hodowla zwierząt cenowy dołek, ceny skupu jabłek oraz owoców miękkich- wystarczy posłuchać wiadomości. Można uprawiać/hodować różne wynalazki (produkty niszowe) ale przy naszych hektarach będziemy mieć tego sporo, a nie produkcja jest sztuką, tylko znalezienie długoletniego odbiorcy i sprzedać mu produkty za rozsądną cenę.
    Opisałem tutaj pobieżnie problemy typowych rolników, całkiem inaczej ma się sprawa ludzi, którzy posiadają duży zasób gotówki, który lokują w zakupie ziemi i jej uprawie ponieważ, nie muszą oni czekać tych dwudziestu lat na zyski, dopłaty UE na zakup sprzętu także są skonstruowane na ich korzyść.
    W tym przypadku prawdą wydaje się być, jak to mówią „Pierwszy milion trzeba ukraść, albo odziedziczyć”.
    Zresztą zachęcam optymistów niech spróbują swoich sił w rolnictwie, interes dobry, kwalifikacji specjalnie nie trzeba posiadać, rolnik to nie sędzia, adwokat itp. więc może być nim praktycznie każdy, a później to już tylko spijanie smakowitego miodku.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kapitalizm pełną gębą.
    Małym nie opłaca się produkować, bo nie będą w stanie konkurować cenowo z dużymi. Dużym nie opłaca się produkować, bo koszty sprzętu, nieruchomości i rat kredytów pochłaniają prawie całe zyski. Ponadto nie są w stanie sami ogarnąć tematu sprzedaży i dystrybucji.
    Dlatego w Polsce jedyne oferty pracy to akwizycja za grosze. Albo w biurokracji. I wszyscy są nieszczęśliwi i pracują na rzecz garstki nierobów - banksterów.
    Zabrać ropę i wszystko rozsypie się jak domek z kart.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam,

    Prosta kalkulacja bez fajerwerków typu 4000 zl/ha z malin + zbiór.

    Dopłaty - 507 zł/ha
    płatność zwierzęca 502 zł/ha
    TUZ - 500 zł/ha
    ekologia - 220 zł/ha

    Czyli 1500 zł/ha rocznie.

    Można trochę jednak się wysilić i zrobić ekspertyzę ekologiczną (refundowana) i dorzucić za ochronę łąk albo siedlisk ptaków dodatkowe 800-1500 zł ha.

    Można jeszcze trochę pomyśleć i kupić jakieś prymitywne, mało wymagające gatunki zwierząt
    owce wrzosówki - dopłata 310zł/rok,
    albo konik polski - dopłata 1600 zł/rok

    Ziemia spłaca się w zależności od tego czy umiemy szukać taniej (co nie oznacza słabej) ziemi od 2 do maksymalnie 10 lat.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam,

    Czyli 1500 zł/ha rocznie. Mam na myśli czysty zysk. Te 200 zł z górką, to koszty, skoszenia i inne.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  16. Wydaje mi się (osobie jeszcze z zewnątrz), że trochę występuje syndrom "trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu". Duzi i mali mają problemy, są tylko innej natury.

    Osobiście jestem optymistą i chciałbym być obszarnikiem, choć zacznę pewnie od małego obszaru (kilku ha). Dlatego (by zarabiać) będę starał się ograniczać koszty jak to tylko możliwe (rośliny wiążące azot, wykorzystywanie żywopłotów, metody oszczędzania wody, używanie zwierząt zamiast herbicydów...)

    Dzięki Markowy za informacje o dopłatach

    OdpowiedzUsuń
  17. @Markowy
    Nie napisałem że taka sytuacja ma się do wszystkich rolników, opisałem jak to wygląda w moich stronach. Oczywiście są różne przypadki.
    Rozumiem że osobiście uprawiasz to 100 ha malin oraz x ha łąki i zysk masz taki jak opisałeś. Ale jeśli każdy kto przeczyta Twój komentarz założył by taką plantację to szybko cena za malinę by drastycznie spadła i już nie było by tak optymistycznie. Doświadczyłem tego na marchewce, kapuście i na czarnej porzeczce (na plon czekałem 3 lata), jak sadziłem to było super kolorowo, ale gdy doszło do sprzedaży to już świat nabrał czarno-białych barw, na szczęście obszar uprawy był raczej dodatkiem do produkcji.
    Polecam artykuł:
    http://www.sadownictwo.com.pl/8712__Czy-unijne-doplaty-wykoncza-plantatorow-malin--
    dopłaty nie są do koni a do klaczy i to co najmniej dwóch tej samej rasy
    http://www.odr.zetobi.com.pl/ochrona/ochr044.htm
    Kaczy nie dostaniesz za darmo, musisz je zakupić koszt około 8 tyś. Płatność roczna 1500 zł/szt zwrot po 2,5 latach, przez ten czas musisz dać jej wikt i opierunek, mleka raczej z niej nie będzie, może i się zwróci, ale z tego żaden interes, chyba, że to hobby + gospodarstwo agroturystyczne, jednak musisz mieć łąkę (jak będziesz miał szczęście to może i będą na niej ptaszki, ale gwarancji żadnej), spełnić warunki, a pamiętaj, że jeszcze musisz mieć czas na uprawę i zbiór malin, o zakupie kombajnu nie wspomnę, chyba że najmiesz na czarno tabun ludzi do zbioru, u mnie takich nie ma i z trudem znajduje kogoś do pomocy przy wykopkach.
    Dopłaty do produkcji nie są zarobkiem, a jedynie zapomogą, tak żebyś nie likwidował produkcji i mógł jeszcze trochę po wegetować (dzięki globalnemu wolnemu rynkowi).
    Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie masz najmniejszej pewności jaką cenę w przyszłym roku otrzymasz za produkty posadzone w tym roku, to samo tyczy się zwierząt. Produkcja rolnicza jest dość specyficzna, wymaga dłuższych i nie małych inwestycji, najczęściej nie da się z roku na rok zmieniać produkcji, do tego dochodzą zmienne i nie do przewidzenia warunki pogodowe.
    Na koniec może jeszcze jeden link:
    http://www.wrpnowe.home.pl/gazeta/66/wrp.P42.pdf

    OdpowiedzUsuń
  18. @Jako
    Podeślij przepis na sernik bez sera:) na jogurcie czyli, bo też sam robię jogurcik i chętnie zjadł bym taki sernik.
    Choć to trochę odbiega od tematu, ale może Wojtek zamieści go w "Wolnym strzelcu", przecież w sytuacji kryzysowej domowe słodkości na domowym jogurcie poprawią morale.
    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy,

    Oczywiście, rolnictwo jest nieprzewidywalną dziedziną, bo narażoną na spekulacje, ułatwione faktem sezonowości wielu artykułów rolnych, zależną wielce od pogody. Prawda.

    Ale rolnicy najbardziej protestowali wejściu do UE, a najbardziej jako grupa społeczno-zawodowa na tym skorzystali. Można oczywiście się zastanawiać się czy w skali makro ten system dopłat jest zasadny ale, to go nie zmieni.

    Mam znacznie mniej ziemi, ale na samych TUZ-ach ziemia zwraca mi się w niecałe 5 lat, bez dopłat zwierzęcych.

    Za maliny kasa jest do 50 ha w 100%, ale i tak się to bardzo opłaca. Dopłaty są niezależne od zysku ze sprzedaży.

    Największym przekleństwem współczesnego rolnictwa jest wąska specjalizacja, która wykańczają świńskie dołki i czysta spekulacja.
    Oczywiście można trafić na niszę, złapać dobrą kontraktacje, trafić w punkt z uprawą. Ale ilu to się udaję???

    Taka specjalizacja ma jeszcze tę wadę, że tworzy monokultury, olbrzymie obszary ekologicznej pustyni.

    Płatność za klacze oczywiście minimum 2,można kupić już za 4 tys. Co roku masz źrebaka od każdej klaczy. Owce od 10 maciorek, kupić można za 100 zł.

    Co do malin, dwa razy w roku koszenie. Nawet zbierać nie musisz :O

    Nie jest kolorowo, ale nie jest źle.

    Powodzenia
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  20. Witam,

    Jeszcze jedno. Przed wojną mieliśmy piękną kartę spółdzielczości rolniczej, zepsutą przez złe doświadczenia w tej materii za PRL-u.
    Bez spółdzielczości rolniczej, rolnictwo jest skazane na pastwę spekulacji i pośredników.
    Kiedyś budowano spółdzielcze przechowalnie owoców, przetwórnie, teraz w tej materii stagnacja. Niestety.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj,

    Jeśli zdecydujesz się na wrzosówki, to masz 4 jagnięta od maciorki rocznie. Jagnięcina zdrowa i smaczna.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  22. @Anonimowy

    Markowy zwrócił uwagę na ważną kwestię - nadmierną specjalizację. W takiej sytuacji zły dla rolnika może być urodzajny jak i nieurodzajny rok. Powinno się zdywersyfikować produkcję - również tą w niszach. Jeśli ma się 20 ha, to wejść po trochu (kilka arów na początek) w kilka nisz.

    Zacząć zamieniać permakulturowo najpierw małą część - może posadzić żywopłot, co osłoni od wiatru 0,5 ha. Można zastosować aktywnie napowietrzaną herbatkę kompostową.

    Ważne jest by ograniczyć pośredników - tutaj polecam model CSA i zbudowanie relacji z końcowym odbiorcą żywności, czyli zwykłym Kowalskim.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jeśli na niedużą skalę to pomysł ok, ale jeśli się ma więcej to zbyt wiele srok za ogon nie utrzymasz. Ja mam 55ha i powiem szczerze że w jedną stronę za dużo, a w tą drugą za mało:) mam tyle szczęścia że większość mojej ziemi odziedziczyłem, swoją ciężką pracą zarabiał na nią mój dziadek, a później ojciec.
    Niestety rolnik jest sam sobie zostawiony i ciężki żywot ma. Promuje się grupy producenckie, ale jakoś wzięcia raczej na nie nie ma, podobno łatwiej wspólnie wynegocjować wyższe ceny za płody rolne, ale w naszej produkcji pszenica rzepak, to więcej się raczej nie da.
    W moich stronach (zachodniopomorskie) rolnicy są raczej nie ufni do wszelkich spółek, choć można by w ten sposób obniżyć koszty np. zakupu maszyn.
    Może i jakiś zwierzyniec bym założył jednak łąki nie mam za wiele 4 ha, żeby jeszcze było gdzie go trzymać to bym spróbował, budowa stajni czy obory nie wchodzi w rachubę te 1500zł do klaczy aż tak mnie nie nęci, zresztą nie wiadomo jak długo będą te dopłaty.
    Do malin też mają dopłacać do 2012 jeśli się nie mylę. Z tego co wyczytałem to trzeba mieć podpisaną umowę przetwarzania z zakładem przetwórczym i na jej podstawie są przyznawane dopłaty, więc samo koszenie nie wystarczy.
    Byłem kiedyś na spotkaniu w miejscowości Brzózki, w gospodarstwie agroturystycznym, gospodarz wziął jeszcze z poprzedniego programu PROW jakieś owce (w tej chwili nie pamiętam jakie) po trzech latach rasa jego owiec została wycofana z rejestru ras zagrożonych, a gospodarz musiał się jeszcze z tymi owcami ganiać bez dopłat przez kolejne dwa lata, bo tak było w umowie.
    Piszę to bo uważam że dopłaty UE (powód zazdrości niektórych nierolnych) nie powinny być źródłem dochodu, rolnictwo powinno być opłacane bez dopłat. A tymczasem ubojnie spekulacja, gorzelnie już nie istnieją, mieszalnie pasz też brak, mała być jedna, 4 lata minęły i nadal nic nie widać, warzywa Rolhurt? przyjeżdżają rolnicy z Polski i trzeba się "bić" z nimi o ceny, biopaliwa? wiadomo, bio gaz stoi, pojawiła się ostatnio szansa na dzierżawę pola pod wiatraki, ale nie wiadomo czy się ludzie nie przejadą(szukaj w necie).
    Rolnik z głodu nie zginie, ale ja to widzę w czerni i bieli, trzeba dorabiać do gospodarstwa, UE ma na to dopłaty, chcę spróbować ale warunkiem jest wyłożenie z góry gotówki której nie mam, nie w tej ilości.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  24. @Markowy
    "Ziemia spłaca się w zależności od tego czy umiemy szukać taniej (co nie oznacza słabej) ziemi od 2 do maksymalnie 10 lat"
    Jak szukasz takiej ziemi? posiadam już gospodarstwo, cena w mojej okolicy to 23tyś za hektar (znajomy kupił parę hektarów w przetargu, miesiąc temu z ANR za 37tyś/ha, ale siedzi już od dobrych paru lat w Anglii wiec chyba ma z czego dołożyć,ziemię uprawia jego ojciec) może poszukać ziemi w innej okolicy i dojeżdżać traktorem na pole 50km, czy sprzedać tatowy dobytek i przenieść się z całym gospodarstwem?

    OdpowiedzUsuń
  25. @ Marcin

    Trochę to off-topic, więc krótko.

    Przepis: http://paulinkowakuchnia.blox.pl/2008/01/Sernik-z-jogurtow-balkanskich.html

    Musi być do tego naprawdę dobry jogurt, np: http://maluta.pl/produkty/napoje_13_balkanski_340.gif

    albo gęsty domowej roboty.

    Co do Wolnego strzelca, to faktycznie przydałoby się go ożywić, np. przepisami na przygotowanie potraw z permakulturowych upraw.

    OdpowiedzUsuń
  26. @Anonimowy 55ha rolnik ;)

    CSA sprawdza się na skalę kilkuset hektarów jak i kilkudziesięciu arów. Co do trzymania bydła... może da się trzymać bydło mięsne bez obory (nie wiem co UE na to, pewnie to zbrodnia). Do tego trzeba mieć jakiś bardzo dobry, zatrzymujący 100% wiatru żywopłot.

    Możesz też brojlery kupić na wiosnę i sprzedać je jako z wolnego wypasu - lepsza cena jest wtedy. Jak piszesz najważniejsze jest znalezienie klienta - dlatego można zacząć blogować - PIP wspiera blogi rolnicze (zwłaszcza jak produkujesz ekologicznie, czy chociaż na wolnym wybiegu zwierzaki puszczasz;)

    Oczywiście nierozsądne byłoby kupować od razu 1000 małych brojlerów. Najlepiej kupić kilkanaście/dziesiąt sztuk i zobaczyć jak to schodzi i czy będzie na to klient.

    Sam wiesz, że na rolnictwie to najwięcej zarabiają pośrednicy, (hurtownie, Tesco...) więc jeśli uda Ci się dotrzeć do klienta (np. przez blog rolniczy) to będziesz mógł osiągać kilka procent wyższą cenę. Wyższa cena o kilka procent może oznaczać zysk wyższy o kilkadziesiąt procent - warto o tym pamiętać.

    Czy trudno jest grunty orne zamienić w TUZ? Chodzi o sprawy administracyjne?

    @Jako
    Zobowiązuje się coś dopisać do końca tygodnia
    Rzeczywiście offtopic, no ale komentarze pod wpisem, zawsze żyją swoim życiem:D

    @Markowy

    Tak mi się przypomniało, że z tymi łąkami ekologicznymi z rzadkimi ptakami, czy motylkami to może być tak, że nie można maszynami kosić. Jeśli natomiast wydajność koszenia kosą rolnik nie ma 10razy wyższej niż ja, to chyba na chleb by tak nie zarobił :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Witam,

    Konik polski może być z powodzenie hodowany w tzw. chowie tabunowym, bez pomieszczeń. Wystarczy wiata, która chroni przed opadami.
    Dlatego jest to takie korzystne, ponadto jest to rasa odporna na choroby i świetnie wykorzystuję pastwisko.

    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  28. Witam,
    Wojtku nie ma takich ograniczeń.
    Są ograniczenia w terminach i sposobach (nie można kosić od zewnątrz do wewnątrz, tak by zwierzęta mogły uciec).

    Moim zdaniem przyszłością (na co wskazują przykłady Europy Zach.) jest żywność ekologiczna i sprzedaż bezpośrednia (budowanie sieci).

    No i trzeba myśleć. Sapere Aude!
    http://www.biogospodarstwo.pl/


    Pozdrawiam
    Mark0wy

    OdpowiedzUsuń
  29. @Markowy

    Dzięki za informacje o tym koszeniu i linka. Dobrze, że się tutaj udzielasz - dzięki temu moja "wiedza prawnicza" nie musi pochodzi tylko z serwisu pudelek.pl ;)

    Może zabrzmi to strasznie, ale przyjaciel powiedział mi, że konina bardzo smaczna jest :)

    Pomysł na wykorzystywanie zwierząt w celach usługowych np.renifery na Boże Narodzenie i Mikołaja jest genialny...

    Jakby nie było mamy XXI wiek i powoli wchodzimy w erę poprzemysłową (a może już weszliśmy).

    @Anonimowy 55ha rolnik

    Jeśli miałby Pan ochotę mogę udzielić darmowych konsultacji skypeowych. Proszę wysłać maila, czy przez gg się skontaktować. Może uda się nam razem sprawić, że jedno gospodarstwo więcej będzie bardziej dochodowe?

    Pozdrawiam Wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  30. Stwórzmy organizacje konspiracyjną, taką z teorii spiskowych, przejmijmy władzę w kraju i zrezygnujmy z ropy itd. będziemy zmuszeni przestawić się na ekologię trochę naprawimy... A i okaże się że samochody mogą być ekologiczne, wyda się że chemia nie jest potrzebna....

    OdpowiedzUsuń
  31. A po co mamy się kryć z naszymi celami?

    OdpowiedzUsuń
  32. Żeby nas do władzy dopuścili

    OdpowiedzUsuń
  33. Osobiście uważam, że trudno jest pływać w szambie i wyjść z takiej kąpieli czystym i pachnącym...

    OdpowiedzUsuń
  34. Anonimowy,
    Permakulturowe hasła to "Wszystkie problemy świata można rozwiązać w ogrodzie" oraz "One garden at the time" - czyli krok po kroku, ogród za ogrodem. Polityka przyciąga specyficznych (eufemizm ;) ludzi, i część społeczeństwa nawet nie chce mieć z nią nic wspólnego (spójrz na frekwencję w wyborach).
    Nie wiem jakie hasła polityczne są bliskie twórcom permakultury, i nawet mnie to nie obchodzi zbytnio. Ale - dążenie do jak największej samowystarczalności to bardzo niebezpieczna broń na polityków i ich mocodawców. Jeśli któregoś dnia, społeczeństwo nie będzie musiało kupować samochodów by dojechać do pracy, brać 30 letnich kredytów na zakup kawalerki w mieście - bo tam praca, jechać do supermarketu by kupić żywność, harować na plazmę by z niej dowiedzieć się o konieczności kupienia nowej komórki... - to władza polityków zmarnieje i uschnie.
    Dlatego - róbmy swoje, samotnie lub w grupach, a politykę zostawmy specyficznym ludziom. Na wybory nie uczęszczajmy a w ramach wyrażania swoich poglądów spalmy czasem kilka opon na Wiejskiej. Tyle ode mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Jak widzę, że ktoś na poważnie rozważa możliwość hodowania koni dla tych 1600 zł/rok dopłaty do klaczy, to... mam ochotę przespacerować się wierzchem na Koszykową, gdzie ma siedzibę PZHK i szablą te puste łby co do jednego pościnać! Już naprawdę nic głupszego niż te dopłaty (które są przy okazji majstersztykiem sabotażu, jeśli idzie o konkurencyjność polskiej hodowli: ktoś, kto "produkuje" konie dla 1600 zeta rocznie zrobi wszystko, żeby tę produkcję jak najmniejszym kosztem opędzić, a więc będzie hodował konie, które się absolutnie do niczego nie nadają - ponieważ zaś prawie wszystkie konie hodowane w Polsce już są "zachowawcze" i dopłaty do nich przysługują, to opinia powszechna jest taka, że konie z Polski generalnie, do niczego się nie nadają...) nie można było wymyślić...

    W kwestii opłacalności produkcji, itd., polecam moje: http://boskawola.blogspot.com/2009/11/na-wsi-bida-czyli-jak-radkowi-unia-nie.html

    OdpowiedzUsuń
  36. @mp
    Mollison jest chyba zbyt mądry by bawić się w podziały typu prawicowiec-lewicowiec.
    Pamiętam, że raz jechał jak po łysej kobyle (przepraszam Boska Wola;) po państwie, by po chwili dowalać korporacjom.

    Chyba najlepszym pomysłem na zmianę "systemu" jest dobrowolnie zredukować bazę podatkową. Za ha kiepskiej ziemi jest chyba kilkadziesiąt zł rocznie podatku :)

    @Boska Wola
    Bardzo ciekawa perspektywa.
    Zapewne znane jest Ci przysłowie, że "Socjalizm bohatersko zwalcza problemy nie znane w innym ustroju." Chyba trudno o lepszy przykład niż ten który podałeś.

    @Wszyscy
    Polecam przeczytanie artykułu z linka, którego podał Boska Wola.

    OdpowiedzUsuń
  37. http://www.agroo.pl/ekologiczne-uprawy-sadownicze.html

    Artykulik o tym, jak można liczyć na dopłaty z UE.

    OdpowiedzUsuń
  38. Widzę (czytam), że znalazła się "bratnia dusza" :) mająca podobne zdanie na temat dopłat UE, chociaż kolega Markowy, podobno robi na nich niezły interes, przynajmniej w wykazywanych obliczeniach, choć jak dla mnie są one naciągane. Robić niewiele i kasę brać, prawie po permakulturowemu:).
    Artykuł z poprzedniego linka podanego przez Wojtka, zdaje się potwierdzać opisane prze zemnie problemy gospodarza, który połasił się na dopłaty do zagrożonych ras owiec, a później mówiąc niegrzecznie został wydym... przez ARiMR

    OdpowiedzUsuń
  39. Ja też uważam, że rolnictwo powinno być dochodowe bez dopłat. Jednak jak dają to należy brać, bo i tak ta kasa nam została już odebrana. Inna sprawa, że właśnie dopłaty sprawiają, że produkcja w wielu przypadkach dochodowa nie jest.

    Po permakulturowemu to by było :"Robić niewiele i kasę brać" i jeszcze dużo produkować ;)
    Trzeba starać się pracować sprytniej a nie ciężej.

    Solaris opisywał na swoim blogu, jak w Hiszpanii też zmienili po roku reguły gry, z tym, że tam to nie chodziło o dopłaty do porzeczek (raczej się ich tam nie da uprawiać), czy owieczek a do wiatraków i ogniw fotowoltaicznych... Tam po roku (jak mnóstwo inwestycji zostało poczynionych) obniżyli cenę za odbiór zielonej energii (która wcześniej była ustalona)

    P.S. Słowo wydymać, to dopuszczalne tutaj wyrażenia - my tu kwiatków nie sadzimy. Zresztą to i tak eufemizm dla tego jak ich potraktowali...

    OdpowiedzUsuń