sobota, 4 grudnia 2010

Przenosiny bloga

Od dłuższego czasu Czytelnicy zauważyli, że całe wpisy można przeczytać na stronie:
http://permakultura.net/, tutaj pojawiają się tylko ich zajawki.Chciałbym podziękować wszystkim Czytelnikom za czytanie, komentowanie na łamach tego bloga. Zapraszam na nową stronę, opartą o Wordpress, czeka tam na Was kilka nowych wpisów.


Pracowania Permakultury
Jeśli chcecie możecie wejść również na moją nową, stronę gdzie pisze po angielsku:

Designer Ecosystems



środa, 17 listopada 2010

Dieta permakulturowa a tradycyjna

Jednym z częściej spotykanych zarzutów względem permakultury a zwłaszcza leśnych ogrodów jest dobór gatunków roślin, zwierząt czy grzybów jaki używany jest w projektowaniu permakulturowym. Kiedyś nawet mój ulubiony bloger napisał krytyczną uwagę względem mrozoodpornego kiwi. Różnych (jeszcze) obcych i nieznanych naszej kulturze roślin, zwierząt, grzybów używa się by osiągnąć „pełnię produktywności”. No tak, ale dlaczego nie możemy tego samego osiągnąć używając rodzimych i tradycyjnych roślin?
Wynika to z tego, że wiele nisz ekologicznych w naturalnych ekosystemach jest w Polsce niezagospodarowanych. Nawet w (polskich) ekosystemach klimaksowych! Stosunkowo mała ilość gatunków drzew (i innych roślin)  jest spowodowana specyficzną budową geologiczną i tektoniczną  Europy – W czasie ostatniego zlodowacenia wiele gatunków roślin z powodu barier geograficznych nie miało możliwości się „wycofać” na cieplejsze południe, gdyż  „na południu” były łańcuchy górskie (wraz ze wzrostem wysokości spada średnia temperatura powietrza, zatem przesunięcie się na południe nie dawało wielu gatunkom możliwości ucieczki. Inną barierą geograficzną było np. Morze Śródziemne. Stosunkowo słabe „połączenia” z Azją (między Morzem Kaspijskim a południowym podnóżem Uralu) i Afryką (w pewnym sensie Gibraltar?)  sprawiły, że bioróżnorodność Europy jest dużo mniejsza niż ta na sąsiednich kontynentach (a zwłaszcza w porównaniu z Azją do której Europa częściowo ma podobny klimat). Za kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy lat zapewne i bez udziału człowieka bioróżnorodność Europy wzrosłaby, czy wyrażając się inaczej – powróciłaby do dawnego stanu.

Reszta wpisu o diecie permakulturowej a tradycyjnej.

wtorek, 16 listopada 2010

Żywność w dobie Peak Oil

Produkcja żywności to jedno z bardzie istotnych zagadnień związanych z Peak Oil – jakby nie było każdy jeść musi a „jak powszechnie wiadomo by wyżywić rosnącą populację ludzi, ropa naftowa i nawozy sztuczne są niezbędne”.  Zdanie to jest nieprawdziwe – bardziej odpowiadające stanu aktualnemu byłoby stwierdzenie „by wyżywić rosnącą populację ludzi w chwili obecnej najbardziej ekonomicznie opłacalne jest używanie ropy naftowej oraz nawozów sztucznych”.  W Polsce dysponujemy znacznymi możliwościami zwiększenia produkcji żywności czy trochę szerzej sprawę ujmując powiększenia ilości kalorii jedzenia dostępnego ludziom. Większość z tych metod wcale nie wymaga większych nakładów paliw kopalnianych czy energii ze źródeł nieodnawialnych.


 
Nowoczesne maszyny rolnicze są stosowane głównie z powodów ekonomicznych. Nie da się również zaprzeczyć, że wygodniej jest siedzieć w klimatyzowanej kabinie oglądając film na DVD niż kilka dni tyrać z kosą. Trzeba przyznać, że to  drugie co prawda wygląda bardziej uroczo na zdjęciach...

Resztę wpisu o rolnictwie w czasie Peak Oil przeczytasz na stronie projektu Agepo.pl

sobota, 13 listopada 2010

Jak projektować gildie roślinne? Leśny ogród cz.14

Gildiom roślinnym zostały poświęcone co najmniej 2 wpisy (Gildie roślinne a permakultura oraz Permakultura i leśne ogrody cz. 10 – Gildie roślinne I). Dzisiaj podzielę się z Czytelnikami m.in. „przepisem” dotyczącą kolejnej gildii – gildii dla orzecha włoskiego. Nie to będzie jednak najcenniejszą rzeczą jaką moim zdaniem będzie można wynieść z tego wpisu. Opiszę „od kuchni” jak tworzyć nowe gildie roślinne. W skrócie przypomnę czym jest koncepcja gildii roślinnej – chodzi o takie zgrupowanie roślin, które wspierają się nawzajem zwiększając łączny plon z danego obszaru.  Przykładem negatywnym gildii (o produktywnych gildiach możesz poczytać w linkach podanych powyżej) będzie połączenie drzewa owocowe + trawy. Trawy wydzielają substancje allelopatyczne (upośledzające wzrost niektórych roślin), które przeszkadzają we wzroście drzew. Warto wspomnieć również, że trawy mają duże zapotrzebowania wodne i pokarmowe. A z racji tego, że większość korzeni mają na tym samym poziomie co drzewka owocowe, to wiadomo, że walka o te ograniczone zasoby jest silna i energetycznie rzecz ujmując kosztowna. Rezultatem tego są zmniejszone plony i/lub niższa jakość pożądanych przez nas owoców. Dlatego zwalczanie trawy i innych chwastów w sadzie wiąże się zwykle ze znacznymi kosztami i nakładami pracy (opryski herbicydami, niszczenie mechaniczne na wiele sposobów, wypalanie, oblewanie wrzątkiem, ściółkowanie…)
Sama wiedza czego nie robić w przypadku tworzenia gildii nam nie wystarczy choć warto cały czas pamiętać o „niedobrej” (w tym kontekście trawie). Kontekst oczywiście można w permakulturowy sposób łatwo zmienić wprowadzając do systemu zwierzęta trawożerne. Zatem jakimi wytycznymi kierować się przy tworzeniu nowych (jeszcze nie istniejących), produktywnych gildii roślinnych?

W Polsce gdy sadzi się las to zwykle oprócz drzew drzew typowo "produktywnych" (na drewno) używa się również kilku innych gatunków drzew i krzewów w celach poprawy zdrowotności lasu.  Runa leśnego jednak nikt nie sadzi, pojawia się ono jednak samo z czasem. Zwykle w danych warunkach klimatyczno-glebowych w piętrze podszytu i runa pojawiają się niemal identyczne gatunki roślin. Zdjęcie zrobione na skraju lasu. Widać na nim m.in. jarząb pospolity, chmiel, maliny... W innych krainach (Syberia, Kanada, USA) lasy sadzi się także rozsiewając nasiona drzew samolotem a i tak z czasem powstają charakterystyczne zbiorowiska roślinne.

 Pod tym linkiem przeczytasz resztę wpisu:


Jak projektować gildie roślinne?

czwartek, 11 listopada 2010

Azot za darmo!

W poprzednim wpisie nt. nawożenia azotem opisałem jakie rośliny współżyją z różnymi mikroorganizmami, które to wiążą azot atmosferyczny dostarczając go później roślinie i w konsekwencji całemu ekosystemowi. Ostatnio również wypowiedziałem się na temat wykorzystania azotu w przeszłości jak i przyszłości… Ten post poświęcony będzie życiu wolnożyjących organizmów wiążących azot. Nie będzie to jednak  opis (zapewne fascynującego;) ) życia bakterii z rodzin Azotobacter, Azospirrillum,  Clostridium, Arthrobacter, Beijerinckia, Pseudomonas i… tylko praktyczny sposób jak te indywidua zaprząc do roboty, byśmy mieli tytułowy „azot za darmo”.  Szczerze mówiąc to tytuł jest bardzo populistyczny, bo tak naprawdę nie ma nic za darmo – naszym organizmom musi stworzyć odpowiednie warunki życia. Marketing – mam nadzieję, że zrozumiecie ;) Osoby niezainteresowane zbytnio zagadnieniem dlaczego musimy stworzyć takie warunki jakie musimy mogą przewinąć wpis na sam koniec – tam w 8 punktach opisane jest co należy zrobić „by było dobrze”.
 
Wolnożyjące bakterie wiążące azot mogą być istotnym źródłem azotu dla rolnictwa. Zarówno teraz jak i w dobie Peak Oil.

środa, 10 listopada 2010

Jak przygotować ogród na WSHTF? 9 porad

Nieważne jak dużo konserw, pszenicy, fasoli czy zapraw masz pochowanych pod łóżkiem, w piwnicy i na ile czasu wystarczy Ci kalorii by się i swoją rodzinę wyżywić, to uważam, że pomysłem wartym rozważenia jest posiadanie jakiegoś sposobu na produkcję żywności. Nawet największe zapasy kiedyś przecież się skończą. Ponadto wartość świeżej żywności jest zwykle wyższa niż tej zakonserwowanej. Nie do przecenienia są również jej walory smakowe. Ostatecznie przeżyć a cieszyć się życiem w sytuacji WSHTF to dwie zupełnie różne rzeczy. W tym wpisie postaram się opisać jeden ze sposobów na przydomową produkcję żywności – ogrodnictwo. Ten sposób oczywiście ma swoje minusy, nie mniej uważam, że na dłuższą metę inne źródła pozyskiwania żywności (polowanie, łowienie ryb, zbieractwo) w sytuacjach ekstremalnych szybko zostaną wyczerpane przez głodującą populację.

Resztę wpisu znajdziesz na blogu  o domowym survivalu.

sobota, 6 listopada 2010

* Vegan organic – wegańskie ogrodnictwo i rolnictwo ekologiczne

Po kilku wpisach mocniej teoretycznych, w których było sporo o zwierzętach postanowiłem zadowolić moją bardziej nastawioną na rośliny część Czytelników (niekoniecznie muszą być to weg*anie – przecież nie każdy wszystkożerca może albo chce hodować w domu zwierzęta..). Vegan organic to angielskie określenie na wegańskie ogrodnictwo/rolnictwo ekologiczne. Założenia teoretyczne tego opartego na wegańskiej etyce sposobu uprawy są takie:
  • to rolnictwo/ogrodnictwo ekologiczne – nie stosuje się w nim szeroko pojętej „chemii”
  • minimalizacja cierpienia i wykorzystywania zwierząt
W wegańskiej produkcji ekologicznej nie używa się produktów pochodzenia zwierzęcego takich jak:
  • mączka mięsno-kostna
  • mączka rybna
  • odchodów zwierząt (obornika, gnojówki, gnojowicy…)
  • rogów, kopyt, wełny…
Wyjątkiem od zasady nieużywania produktów pochodzenia zwierzęcego jest dopuszczenie przez niektórych wegańskich ogrodników moczu ludzkiego i przekompostowanych odchodów ludzkich.
 
Jeśli człowiekowi zależy to i marchewka może być weganką

Resztę wpisu z którego możesz dowiedzieć się m.in o tym:

Jak  utrzymuje się żyzność gleby bez stosowania nawozów sztucznych i produktów pochodzenia zwierzęcego?

Czy istnieją gdzieś na świecie miejsca w których teren zarządzany jest w wegański sposób?

Krytyce i ograniczeniach ogrodnictwa wegańskiego

Kiedy warto zostać wegańskim ogrodnikiem czy rolnikiem ekologicznym?

Przeczytasz pod tym linkiem.

 

środa, 3 listopada 2010

Ewolucja czyli się okaże…

Jeden z Czytelników – Karol napisał komentarz pod wpisem „Jak stare jest Twoje jedzenie”. Rzecz dotyczy teorii ewolucji. Pozwolę sobie zacytować część komentarza jako wstęp do rozważań biologiczno-filozoficznych (dziś wiele praktycznych porad nie będzie).
Ewolucja to ciężki temat bo dogmatyczny, napiszę parę zdań choć nie chciał bym się narzucać. Problemem jest to iż 99% nie rozumie teorii ewolucji (dalej TE) ale w nią wierzy tak jak kiedyś nikt nie czytał biblii a wszyscy wierzyli . TE to wedle najlepszej definicji jaką znam (dobra bo krótka) to „przyrost informacji genetycznej w wyniku losowych mutacji” lub „wzrost złożoności systemów organicznych w czasie”. Także zmiany jakie obserwujesz z TE nie mają nic wspólnego ! To, że np. człowiek się zmienia i jesteśmy coraz wyżsi z pokolenia na pokolenie to wręcz zaprzeczenie ewolucji ! Czemu ? Bo rośniemy prawie wszyscy ! a zmiany ewolucyjne są losowe i powolne ! Sporo jest filmów na Youtube na ten temat – oglądałem sporo anty TE i za TE i stanowczo uważam tą teorię za fałszywą. Mogę kilka polecić jak coś :)

Czym jest ewolucja

„Ewolucja (łac. evolutio – rozwinięcie, rozwój) – ciągły proces, polegający na stopniowych zmianach cech gatunkowych kolejnych pokoleń wskutek eliminacji przez dobór naturalny lub sztuczny części osobników (genotypów) z bieżącej populacji. Wraz z nowymi mutacjami wpływa to w sposób ciągły na bieżącą pulę genową populacji, a przez to w każdym momencie kształtuje jej przeciętny fenotyp. Zależnie od siły doboru oraz szybkości wymiany pokoleń, po krótszym lub dłuższym czasie, w stosunku do stanu populacji wyjściowej powstają tak duże różnice, że można mówić o odrębnych gatunkach.”
Wikipedia
Moim zdaniem definicja Karola nie do końca zgadza się z definicją mi znaną i podaną w podobnej formie przez Wikipedię. Karol nie uwzględnia czynnika doboru naturalnego czyli… powodu dla którego ewolucja ma miejsce. W uproszczeniu w teorii ewolucji chodzi o to, że organizmy dostosowują się do warunków w jakich żyją, albo jeśli nie są przystosowane to umierają zwykle nie wydając potomków.  Osobniki lepiej przystosowane czyli np. mające dostęp do większej ilości jedzenia, dostęp do lepszych partnerów seksualnych przekazują swoje cechy (dobrego przystosowania do środowiska) dalej. Te słabiej przystosowane albo zdychają z głodu, albo jeśli są samcami beta (nie dominującymi) to nie mają możliwości kopulacji z samicami i nie przekazują swoich słabych genów dalej. Inna opcja to samiec dominujący kopuluje z większą ilością samic więc posiada większą ilość potomków niż samiec beta. Z drugie strony często żywot samców alfa jest krótszy z powodu większej ilości walk o terytorium i samice… Dobrze oddaje to powiedzenie (chyba chińskie) „Gdy dwa tygrysy walczą jeden jest martwy, drugi śmiertelnie ranny”. Wtedy przychodzi ten trzeci ;) i… chyba domyślacie się co robi z samiczkami?

Resztę wpisu przeczytasz pod tym linkiem:
Ewolucja czyli się okaże…

wtorek, 2 listopada 2010

Ekologiczne fermy przemysłowe zwierząt?

Do napisania tego wpisu zabierałem się już od kilku tygodni. Szczerze mówiąc zastanawiałem się czy go opublikować czy nie – w końcu słowo ekologia i ferma przemysłowa w głównym nurcie występują tylko jako antonimy (przeciwieństwa).  Doszedłem jednak do wniosku, że skoro jestem blogerem piszącym m.in. o ekologii i ogrodnictwie a:

to napisanie w jakim kontekście fermy przemysłowe mogą być i są przyjazne dla środowiska nie będzie już pierwszą moją „ekologiczną” herezją. Prawda moim zdaniem zasługuje na to by ją rozpowszechnić,  nawet kosztem straty kilku Czytelników, ba może nawet klientów, którzy preferują żyć… nie znając wszystkich istotnych dla sprawy  faktów (że pozwolę sobie użyć takiego eufemizmu, by kogoś czasem nie urazić ;) ) Wpis ten może wydawać się  dość „techniczny”  – dużo w nim będzie o moim ukochanym Współczynniku Konwersji Paszy (WKP), metabolizmie zwierząt, paszy, genach zwierząt itp. Mam nadzieję, że Was to nie zniechęci!

Resztę wpisu przeczytasz na nowym blogu o permakulturze.

niedziela, 31 października 2010

Azot w przyszłosci

Ostatnio z kolegami blogerami dużo zajmujemy się futurologią. Rozważania bardzo często idą w kierunku tego co to będzie z nawozami sztucznymi w przyszłości. Czy sobie poradzimy czy też może nie i wszyscy umrzemy ;)   bo Peak Oil i Peak Gas (szczyt wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego) prawdopodobnie wkrótce nastąpi. A i ogólna ilość energii dostępnej ludzkości prawdopodobnie spadnie (to opinia, nie fakt).  W tym wpisie skupię się na azocie – jak to kiedyś było, jak to teraz jest i jak to w przyszłości po permakulturowemu a nawet i nie po permakulturowemu (a w przyszłości) może być.

Azot – dlaczego jest tak istotny?

Składnikiem nawozowym o szczególnej energożerności jest azot. Jest on również o tyle ciekawym produktem, że jego niedobór przy posiadaniu wystarczającej ilości energii na pewno nam nie grozi.  Jakby nie było stanowi on około 78% składu powietrza – trzeba „tylko” go z niego pozyskać. Przed wynalezieniem procesu Habera-Boscha nastąpiło to w roku ludzkość musiała polegać tylko na azocie,  który:
  • został związany przez wolno żyjące bakterie czy inne organizmy wiążące azot w glebie wg. książki „Łąkarstwo” wyd. Kurpisz, której nie mam pod ręką więc nie mogę się upewnić może to być od kilkunastu do chyba 40 kg na ha/rok. Inne źródła również potwierdzają zbliżone wartości (1).
  • został związany przez bakterie czy inne organizmy wiążące azot współżyjące z innymi organizmami np. z roślinami wiążącymi azot (od kilkunastu  do nawet 600 kg na ha/rok, wartość 600 kg jest jednak skrajna i bardziej realne jest kilkadziesiąt kg). Rośliny wiążące azot były stosowane w płodozmianie, wcześniej wiele z nich stanowiły zwykłe chwasty w uprawie zbóż czy w małym stopniu kolonizowały ugór gdy ten akurat odpoczywał w trójpolówce.
  • został związany przez bakterie czy inne organizmy wiążące azot dawno temu i gdzieś sobie przez długi czas spoczywał (oczywiście nie w czystej formie). Dwa główne i chyba jedyne?  przykłady to guano, azotan V sodu. Warto zauważyć, że te źródła azotu zaczęliśmy używać na większą skalę dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Guano chilijskie było tak istotnym surowcem zarówno z punktu widzenia militarnego jak i rolnictwa, że toczono o te bogate zasoby zeschniętego gówna (nazwijmy rzeczy po imieniu)  normalne wojny. Wartość guana to nie tylko azot, nie mniej jest on istotny.
  • dostał się do gleby poprzez wyładowania atmosferyczne (kilka kg na ha/rok)
  • dostał się do mórz i potem trafił na pola w postaci wodorostów czy odpadów od ryb (lokalnie) – wartość uzależniona od wielkości nawożenia.

Resztę wpisu możesz przeczytać na nowym blogu o permakulturze

Ecotopia

Czasami zadziwia mnie jak oderwani od rzeczywistości są niektórzy ludzie. Tym razem me zdziwienie wywołała radykalna ekolożka* (jak się sama przedstawiała). Ów ekolożka ujawniła się w odpowiedzi na sugestię blogerki Futrzaka, że skrajni ekolodzy chcą powrotu do gospodarki łowiecko-zbierackiej. Radykalna ekolożka radykalnie przeciwko tej tezie zaprotestowała.  Dlaczego? oddajmy głos ekolożce : „o żadnym łowiectwie nie może być bowiem mowy!”**
Jednym zdaniem dała mi tyle amunicji i materiał na całkiem ciekawy wpis zarazem… We wpisie poruszę tematykę ekologii, diety łowców-zbieraczy, weganizmu.
Zaczynamy!

Ta urocza Kitawanka nie jest  łowczynią-zbieraczką. Zwróć proszę uwagę na szerokość żuchwy i gładką skórę. Dieta Kitvan przypomina bogatą w produkty roślinne wersję tego jak odżywiali się nasi przodkowie. Kitawianie mimo braku dostępu do współczesnej opieki medycznej mają średnia długość życia wynoszącą 45 lat (wliczając śmiertelność niemowląt). Przeciętny 50latek może oczekiwać, że pożyje jeszcze około 25 lat. Oprócz tego nie chorują na cukrzycę, choroby serca czy choroby degeneracyjne. Zdjęcie autorstwa:  Staffan Lindeberg
Człowiek jest zwierzęciem wszystkożernym, który z żywnościowego punktu widzenia ma bardzo szeroką niszę ekologiczną. Dieta wielu charakteryzujących się dobrym zdrowiem  społeczeństw pierwotnych różni się od siebie diametralnie. Jednak zwykle gdy jest to możliwe łowcy-zbieracze preferują spożywanie produktów pochodzenia zwierzęcego. Z występujących jeszcze na świecie i przebadanych społeczeństw pierwotnych wg analizy danych Loren Cordain, Janette Brand Miller, S Boyd Eaton, Neil Mann, Susanne HA Holt and John D Speth (1):
  • 73% przebadanych społeczności  łowców-zbieraczy dostarcza powyżej 50% (w przedziale 56-65%)  energii w diecie z produktów pochodzenia zwierzęcego
  • 14% przebadanych społeczności łowców-zbieraczy dostarcza powyżej 50% (w przedziale 56-65%) energii w diecie z produktów pochodzenia roślinnego
  • 58% przebadanych społeczności łowców-zbieraczy dostarcza powyżej 66% energii w diecie z produktów pochodzenia zwierzęcego
  • 4% przebadanych społeczności łowców-zbieraczy dostarcza powyżej 66% energii w diecie z produktów pochodzenia roślinnego
  • 0% z przebadanych społeczności łowców-zbieraczy polega głównie (86-100% energii w diecie) na produktach pochodzenia roślinnego
  • 20% z przebadanych społeczności łowców-zbieraczy polega głównie (86-100% energii w diecie) na produktach pochodzenia zwierzęcego
Reszta wpisu o eco utopii tutaj

sobota, 23 października 2010

Alternatywna definicja projektowania permakulturowego: To tworzenie produktywnych połączeń.

I choćby przyszło milion, milion Chińczyków
I choćby zjedli milion, milion klopsików
I choćby srali przez tysiąc lat
To nie zasrają Kraju Rad.
Chińscy bębniarze. Zdjęcie stąd.
Chiński smok ma pragnienie i nie ma oporów przed tym by je zaspokoić.Zdjęcie stąd

Wierszyk, którego nauczyłem się w dzieciństwie, po wygooglowaniu okazało się, że te 4 (nieco zmodyfikowane) wersy stanowią fragment dłuższego dzieła pt.  "Zomolotywa".



Energetyczna przyszłość świata nie maluje się w różowych barwach. Ludzi rodzi się coraz więcej (jesienią za 2012  będzie nas już 7 miliardów) a ci co żyją mają coraz większe aspiracje materialne. Trudno się dziwić takim Chińczykom czy Hindusom, że nie chcą żyć w slumsach, ekologicznie chodzić pieszo, jeździć rowerem czy nawet rikszą! Amerykanie swój "american dream"  sprzedają bardzo skutecznie. Tak skutecznie, że inne nacje świata skutecznie go kupują. Osobną kwestią jest czy Amerykanie, zachodni Europejczycy i my mamy moralne prawo nawoływać Azjatów do tego by nie kupowali sobie  samochodów chociażby?* Czy nie byłaby to hipokryzja czystej wody?* Hindusi i Chińczycy oczywiście będą się bogacić dalej - z naszym błogosławieństwem lub bez niego. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ kolejny rok z rzędu (mimo recesji) Chiny i Indie bogacą się w iście niekryzysowym tempie. A gdy 1/3 ludności świata "coś" robi ma to wpływ na to jak ten świat się zachowuje. Ot zwykły efekt skali...

Z drugiej strony przyszłość nie maluje się tylko w czarnych barwach. Ośmielę się stwierdzić, że ludzkość dysponuje niemal pełną paletą barw, jednak te ciemne odcienie (tradycyjnie zresztą) raczej przeważają. Myślę, że jaśniejszą "plamą" może być na tym obrazie permakultura.
Wspomniałem we wcześniejszym wpisie, że projektowanie permakulturowe ma wiele do zaoferowania jeżeli chodzi o to jak wyglądać może  sposób pozyskiwania przez nas żywności czy nawet szerzej zaspokajania naszych potrzeb żywnościowo-energetycznych. Ostatnio stworzyłem również - "na szybko", bez długiej i pogłębionej refleksji przyznam się - 3 rodzaje rozwiązań systemowych w których projektowanie permakulturowe ma najwięcej do zaoferowania.  Te rozwiązania to:
  1. Dzięki odpowiedniemu umieszczeniu komponentów i wytworzeniu między nimi produktywnych „połączeń” możemy ograniczyć nasze zużycie energii (w bardzo wielu postaciach).
  2. Wydajne wykorzystanie tej energii którą mamy dostępną.
  3. Wypracowanie takich rozwiązań, które użycia energii nie wymagają.
Dzisiejszy wpis poświęcę rozwinięciu pierwszego zagadnienia. O wielu z tych rzeczy już pisałem, jednak chyba nigdy w tym kontekście, że dzięki temu będziemy jako ludzkość mogli przetrwać. Opisałem również film dokumentalny "A Farm for the Future" w którym to Brytyjczycy zastanawiają się jak ich rolnictwo będzie wyglądać w dobie Peak Oil. W filmie wielokrotnie wypowiadane jest słowo permakultura.


Projektowanie permakulturowe alternatywna i krótka definicja: To tworzenie produktywnych połączeń.

Resztę wpisu przeczytasz pod tym linkiem...

czwartek, 21 października 2010

Ekolodzy, obornik, kobiety i śpiew

Od czasu do czasu w blogosferze umysłowy kolektyw bloggerów :) synchronizuje się i kilku z nich porusza w tym samym czasie zbliżone tematy. O ile w przypadku blogów "newsowych" czy plotkarskich nie ma w tym nic dziwnego, to w innych dziedzinach jest to zjawisko niezbyt częste. Na cóż komuś za pół roku informacja, że Doda Elektroda ma nowego chłopaka, skoro w międzyczasie ten mógł już się dwa razy zmienić?

Bardzo interesujące jest obserwować jak poszczególni ludzie mający różne pochodzenie, różne doświadczenia, odmienne poglądy i podejście do tematu opisują te same sprawy. Wolnościowo-rolniczo-konserwatywna (że użyję takiego uproszczenia względem tematyki poruszanej na poszczególnych blogach),
pragmatycznie patrząca na życie część blogosfery zaczęła pisać ostatnio o rolnictwie i energii w dobie po Peak Oil i w ogóle jak to będzie czy też może być ze światem gdy dostępna ludzkości stosunkowo tania energia przestanie być z powodu jej zmniejszającej się podaży (wielkości produkcji) przestanie być tania i co się z tym wiąże tak powszechnie używana...

Dalszą część wpisu w której poruszam takie tematy jak:

Maczecie i energii )
Dlaczego "ekolodzy" powinni iść do gnoju?
Miłosierdzie jest męczące
Zwierzęta nieużytkowe - przywilej bogatych
Permakulturowe rozwiązania na przyszłość

przeczytasz na nowym blogu o permakulturze.

środa, 20 października 2010

Zarabiaj na permakulturze

Jakiś czas temu założyłem firmę, by móc "żyć z permakultury". Chciałbym na łamach bloga poinformować Was o tym jak i Wy możecie zarabiać pieniądze na permakulturze dzięki którym może Wasze marzenie o życiu z ziemi lub na ziemi się spełni (wszyscy wiemy, że trzeba zarabiać jakieś pieniądze nawet jeśli produkuje się całą własną żywność). Myślę również, że w dobie kryzysu dodatkowy grosz przyda się niemal każdemu...

Program partnerski Pracowni Permakultury - to nazwa mojej firmy (prawda, że ładna?) polega na tym, że trzeba znaleźć klientów na usługi świadczone przez Pracownię Permakultury. Prowizja partnerska wynosi od 20 do 40%.

Nie trzeba mieć własnej firmy by uczestniczyć w tym programie partnerskim. Jeśli masz bloga czy portal o tematyce ogrodniczej/ekologicznej to zachęcam do współpracy.

Osoby myślące poważnie o tej ofercie proszone są o kontakt mailowy na:

pracownia@permakultura.net

Wkrótce główną działalność blogową przeniosę również na tą stronę. Aż nie wypada by strona na której jest najwięcej materiałów dotyczących permakultury (skromnie nie napisałem, że najlepszych;) nie była w wyszukiwarkach na pierwszym miejscu (a nie jest). Osoby znające się na SEO wiedzą, że nazwa słowa kluczowego w domenie daje bardzo dużo "soków googlowych".

wtorek, 19 października 2010

Wygraj energooszczędne żarówki za to, że nas lubisz...

Chciałbym ogłosić konkurs. Konkurs polega na tym by nas (PIP)... polubić na Facebooku. W dniu 31.10.2010 zostaną rozlosowane wśród osób, które lubią nas na Facebooku energooszczędne żarówki firmy Philips.

Główną i (jedyną) nagrodą są 3 energooszczędne żarówki klasy A
  • 2 żarówki zużywające 11W odpowiednik starcy 60W (600lumenów)
  • 1 żarówka zużywająca 18W odpowiednik starej 100W (1100 lumenów)
Można zacząć lubić PIP poprzez kliknięcie "Lubię to" z prawej strony bloga lup poprzez wejście na stronę PIPu Facebooka.

Strzałka pokazuje gdzie trzeba kliknąć :)


Wartość takich żarówek w sklepie to około 50zł. Losowanie nastąpi przez rzut kośćmi. Do tego by polubić nas na Facebooku trzeba mieć tam założone konto. Jeśli jego nie masz a chcesz wygrać żarówki i uważasz, że jeszcze za mało czasu marnujesz w internecie to gorąco polecam jego założenie :)

P.S. Wysyłka niestety tylko na terenie Polski.

Jak zagospodarować południowy stok by nie musieć go podlewać?

Na jednym z portali Czytelnik mojego tekstu zadał mi pytanie dotyczącym permakulturowego rozwiązania problemu uprawy suchego, piaszczystego, południowego stoku "na którym bez podlewania nic nie rośnie". Myślę, że taki problem może mieć więcej Czytelników, dlatego warto odpowiedzi poświęcić więcej miejsca i czasu tu, na łamach naszego bloga.

Zacząć należy od tego co jest istotą problemu w tym przypadku, jaki czynnik najbardziej ogranicza plony. W tym przypadku jest to dość oczywiste - to woda. Głębsze przyjrzenie się sprawie ukazuje, że to nie tylko o wodę chodzi ale również o uciekające z tą wodą substancje mineralne. Nie mniej nadal tego przyczyną jest uciekająca szybko z posesji woda.
Nasze działania związane z zatrzymaniem wody dobrze jest rozpocząć od zapoznania się ze skali trwałości Keyline oraz 8 zasad skutecznego i efektywnego zbierania deszczówki.

Dla przypomnienia...

Skala trwałości poszczególnych komponentów systemu w którym przychodź nam żyć:

  1.   Klimat
  2.   Rzeźba terenu
  3.   Woda
  4.   Drogi 
  5.   Drzewa
  6.   Budynki
  7.   Inne podziały np.płoty, własność
  8.   Gleba

Najtrudniejszą do zmiany (wg. skali) rzeczą na jaką mamy realny wpływ jest rzeźba terenu. W tym przypadku jest to stok (z którego zapewne łatwo spływa woda, co jest istotą problemu). Byłoby "dość" kosztowne by nie napisać niemożliwe wyrównanie całego (nawet małego) stoku i przenoszenie ziemi w jakieś inne miejsce. Zresztą też całkowicie bezsensowne, bo odpowiednio wykorzystany stok południowy może być bardziej produktywny niż teren płaski (z racji tego, że stok południowy jest cieplejszy i bardziej słoneczny - to zaś oznacza, że na takim stoku dysponujemy większa ilością energii). Nie chcemy przecież pozbywać się przy okazji rozwiązywania "problemu wody" - jednej z największych korzyści posiadania stoku południowego, prawda? 5% nachylenie terenu na południe  (czyli 0,9 stopnia) to odpowiednik posiadania płaskiego terenu około 50 km bardziej na południe.

Niezależnie od tego czy dany stok jest nieużytkiem, gruntem ornym czy pastwiskiem dobrze jest rozpocząć poprawianie "sytuacji wodnej" od tego co jest najwyżej na skali i na co mamy realny wpływ (jako jednostka). Rzeźby terenu nie trzeba zmieniać drastycznie (zrównywać gór) - wystarczy ją lekko zmodyfikować np. przez wykopanie swale'a.
Ten filmik pokazuje jego działanie:

Geoff Lawton tłumaczy działanie swale'a.

Jeśli teren o którym mówimy nie jest gruntem ornym, pastwiskiem czy nieużytkiem (świeżym) a lasem albo sadem, to oznacza, że:
  • Jednak coś tam rośnie :) 
  • Trzeba zastosować inne rozwiązanie ponieważ kopanie swale'a gdy mamy do czynienia z korzeniami drzew jest bardzo energochłonne i co się z tym wiąże kosztowne. Problematyczny może być również wjazd koparką, jeśli chcemy użyć ciężkiego sprzętu w takim zarośniętym terenie. Zwykle jednak w rosnącym lesie rowów kopać nie trzeba (w dopiero co sadzonym to co innego)...
Jeśli w lesie dochodzi do znacznej erozji wodnej, co może być spowodowane złym zarządzaniem terenem nad nami. W przypadku silnych epizodycznych potoków zbyt wiele nie możemy z tym zrobić, poza może sadzeniem w poprzek stoku (na poziomicy) krzewów, by te zatrzymały choć część materii organicznej wysyłanej nam przez "sąsiada z góry" oraz budową małych "tam kontrolnych" (z ang. check dam).

Tama kontrolna to struktura, która może być zbudowana z pniaków, gałęzi, kamieni, słomy, gruzu, siatki metalowej, żelbetu lub kombinacji tych materiałów. Jej celem jest spowolnienie odpływu wody z posesji, zmniejszenie erozji wodnej, zanieczyszczenia wód gruntowych i powierzchniowych. Tego typu tama może zatem pomagać nawodnić okoliczne tereny, gdyż woda zostaje dłużej na posesji, która taką tamę posiada. Na podobnej zasadzie działają również tamy bobrze*. Tama kontrolna to technika, którą używa się do kontroli małych potoków, lub różnych cieków epizodycznych (czyli takich, które przez cześć roku nie płyną). Teoretycznie gdybyśmy chcieli ją zbudować to pewnie należałoby występować o pozwolenie wodne (czy jakoś tak). Na małą skale nikt tego jednak nie zauważy (poza właścicielem posesji oczywiście)... nie trzeba oczywiście się ograniczać do jednej takiej tamy - lepiej nawet jest zbudować kilka a małych. 



Tama kontrolna, zwróć proszę uwagę na większą ilość wody gromadzącą się powyżej tamy. To jedna z technik mogąca służyć do pasywnego nawadniania stoków.

Sam w mojej okolicy "zbudowałem" (trochę za mocne słowo na określenie przesunięcia grubszych gałęzi i paru machnięć saperką) kilka takich tam.

Kolejnym sposobem, który może pomóc poprawić sytuację wodną na stoku to poprawa jakości gleby.
Gleby gliniaste lepiej "trzymają" wodę, ponieważ glina ma dużo lepsze właściwości sorpcyjne niż piasek. Na chłopski rozum cząsteczka gliny ma ładunek elektrostatyczny, który jest w stanie "utrzymać" wodę. Cząsteczka piasku natomiast takich właściwości nie posiada i woda po prostu "przelatuje w dół" z czasem stając się niedostępna dla korzeni roślin.
Teoretycznie do gleby piaszczystej warto dodać glinę - będzie wtedy niemal idealna, czyż nie? Niby tak, jednak znowu wszystko rozbija się o tą niedobrą ekonomię... górne 24cm gleby na hektarze waży około 3600 ton (gleba piaszczysta zwykle mniej, glina więcej...). Zatem by odczuwalnie poprawić jej jakość wypadałoby zwiększyć zawartość w niej gliny do około 30%. Zakładając zatem, że w górnych 24 cm gleby nie ma w ogóle gliny (raczej rzadko spotykane zjawisko, ale do potrzeb przykładu taka sytuacja mi bardzo odpowiada :) trzeba by przywieźć i rozrzucić powiedzmy 1000 ton gliny. Jakieś 100 - 200 ciężarówek? Widać zatem, że raczej nie tędy droga... Zwłaszcza jak się nie jest Billem Gatesem! Należy użyć innego, tańszego i wymagającego mniej roboty rozwiązania. Inna sprawa, że takie rozwiązanie jest bardziej przyjazne dla środowiska. Minimum wysiłku - maksimum efektu.

Na szczęście glina nie jest jedyną substancją, która charakteryzuje się właściwościami sorpcyjnymi. Można użyć również mączki bazaltowej.

Kolejna opcja (nie wykluczająca użycia wcześniejszych) to podnieść pH gleby, by pomóc wytworzyć się gruzełkowatej strukturze gleby. Taka budowa ""cząsteczki" gleby powoduje, że ziemia jest lepiej przygotowana na przyjęcie wody i ogranicza się spływ powierzchniowy wody.

Najważniejsze jest jednak by zwiększyć poziom materii organicznej w glebie, gdyż rożne formy materii organicznej w glebie charakteryzują się zwykle dobrymi właściwościami sorpcyjnymi (czyli woda będzie "utrzymywana" w glebie przez materię organiczną). Samo życie glebowe np. dżdżownice i podążające za nimi krety również sprawią, że gleba będzie bardziej "pulchna" i również poprawi się gotowość ziemi do przyjęcia wody (to raczej jest ważne na glebach ciężkich, gliniastych). Gleba o wysokim poziomie materii organicznej lepiej również podsiąka co, jeśli ukształtowanie warstwy płytko zalegającej wody jest korzystne również może mieć znaczenie dla zaopatrzenia roślin w wodę.

Następną techniką, którą można użyć również na stoku jest ściółkowanie. Najlepiej jest wyściółkować dno swale'a by zapobiec bezproduktywnemu wyparowaniu wody, inną opcją jeśli mamy wystarczającą ilość materiału na ściółkę (słoma, wióry, karton, trzcina, liście...) jest wyściółkowanie obszaru wokół nowo posadzonych roślin. Zapobiegnie to wyparowaniu wody z gleby.

Kolejnym rozwiązaniem, zwłaszcza jeśli dopiero co zakupiliśmy grunt orny i ta ziemia na stoku cały czas nie ma okrywy roślinnej jest jej (ostatni raz)  zaoranie w poprzek stoku. Dzięki temu każdy rów po przejściu pługa będzie działał jak mikro-swale. Gdy teren ten jest porośnięty trawą czy chwastami lepiej jest użyć kultywatora - również w poprzek stoku. Ważną rzeczą jest by nie robić tego na oko, a przyłożyć się do wypoziomowania. Na większa skalę można użyć np. poziomicy laserowej - przyrządu, który większość budujących się osób posiada. Jeśli ma się do wypoziomowania kilkaset m2 to w zupełności wystarczy poziomica wodna, tzw. szlaufwaga (przynajmniej w Wielkopolsce się tak na to mówi, a jak tam gdzie indziej to nie wiem). Zwinięta poziomica wodna wygląda np. tak. Można ja również zmontować domowym sposobem w 5 -10 minut.

Droższa wersja nawadniania. Finansowana w ramach "Projektu budowy infrastruktury rekreacyjnej Wyspy Młyńskiej i jej najbliższego otoczenia" (Bydgoszcz). Zwróć proszę uwagę na ubicie gleby u szczytu pagórka. Nie ma szans by taka gleba nie przejawiała objawów suszy bez nawodnienia. W tym przypadku nie trzeba było się liczyć z funduszami, bo to projekt współfinansowany ze środków UE. Nie o to przecież chodzi by coś było tanie, skoro może być drogie...

Podsumowując... można sprawić dzięki kompleksowemu działaniu na wielu poziomach (delikatna zmiana rzeźby terenu, sposobu użytkowania stoku i poprawie gleby), że południowy stok stanie się miejscem o produktywności przekraczającej teren płaski.

Na zakończenie wpisu trochę humoru. Słynny bobrzy list - ponoć autentyczny a nawet jeśli to tylko miejska legenda to i tak ta korespondencja jest bardzo absurdalno-zabawna.

This is a copy of an actual letter sent to Ryan DeVries, from the
 Michigan Department of Environmental Quality, State of Michigan. Wait
 till you read this guy's response - but read the entire letter before
 you get to the response.

 Mr. Ryan DeVries
 2088 Dagget
 Pierson, MI 49339
 SUBJECT: DEQ File No. 97-59-0023; T11N; R10W, Sec. 20;

 Site Location: Montcalm County

 Dear Mr. DeVries:

 It has come to the attention of the Department of Environmental Quality
 that there has been recent unauthorized activity on the above referenced
 parcel of property. You have been certified as the legal landowner
 and/or contractor who did the following unauthorized activity:

 Construction and maintenance of two wood debris dams across the outlet
 stream of Spring Pond.

 A permit must be issued prior to the start of this type of activity. A
 review of the Department's files shows that no permits have been issued.

 Therefore, the Department has determined that this activity is in
 violation of Part 301, Inland Lakes and Streams, of the Natural Resource
 and Environmental Protection Act, Act 451 of the Public Acts of 1994,
 being sections 324.30101 to 324.30113 of the Michigan Compiled Laws
 annotated.

 The Department has been informed that one or both of the dams partially
 failed during a recent rain event, causing debris and flooding at
 downstream locations. We find that dams of this nature are inherently
 hazardous and cannot be permitted.

 The Department therefore orders you to cease and desist all activities
 at this location, and to restore the stream to a free-flow condition by
 removing all wood and brush forming the dams from the stream channel.
 All restoration work shall be completed no later than January 31, 2002.

 Please notify this office when the restoration has been completed so
 that a follow-up site inspection may be scheduled by our staff. Failure
 to comply with this request or any further unauthorized activity on the
 site may result in this case being referred for elevated enforcement
 action.

 We anticipate and would appreciate your full cooperation in this matter.
 Please feel free to contact me at this office if you have any questions.

 Sincerely,
 David L. Price
 District Representative
 Land and Water Management Division
    ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

    RESPONSE:

 Dear Mr. Price,

 Re: DEQ File No. 97-59-0023; T11N; R10W, Sec. 20;
 Montcalm County

 Reference your certified letter dated 12/17/2000 has been referred to me
 to respond to. First of all, Mr. Ryan De Vries is not the legal
 landowner and/or contractor at 2088 Dagget, Pierson, Michigan.

 I am the legal owner and a couple of beavers are in the (State
 unauthorized) process of constructing and maintaining two wood "debris"
 dams across the outlet stream of my Spring Pond.

 While I did not pay for, authorize, nor supervise their dam project, I
 think they would be highly offended that you call their skillful use of
 natural building materials "debris." I would like to challenge your
 department to attempt to emulate their dam project any time and/or any
 place you choose. I believe I can safely state there is no way you could
 ever match their dam skills, their dam resourcefulness, their dam
 ingenuity, their dam persistence, their dam determination and/or their
 dam work ethic.

 As to your request, I do not think the beavers are aware that they must
 first fill out a dam permit prior to the start of this type of dam
 activity. My first dam question to you is:
 (1) Are you trying to discriminate against my Spring Pond Beavers? or,
 (2) do you require all beavers throughout this State to conform to said
 dam request?

 If you are not discriminating against these particular beavers, through
 the Freedom of Information Act I request completed copies of all those
 other applicable beaver dam permits that have been issued. Perhaps we
 will see if there really is a dam violation of P! art 301, Inland Lakes
 and Streams, of the Natural Resource and Environmental Protection Act,
 Act 451 of the Public Acts of 1994, being sections 324.3010,1 to
 324.30113 of the Michigan Compiled Laws, annotated. I have several
 concerns. My first concern is aren't the beavers entitled to legal
 representation?

 The Spring Pond Beavers are financially destitute and are unable to pay
 for said representation - so the State will have to provide them with a
 lawyer.

 The Department's dam concern that either one or both of the dams failed
 during a recent rain event causing flooding is proof that this is a
 natural occurrence, which the Department is required to protect. In
 other words, we should leave the Spring Pond Beavers alone rather than
 harrass them and call their dam names. If you want the stream "restored"
 to a dam free-flow condition - please contact the beavers - but if you
 are going to arrest them they obviously did not pay any attention to
 your dam letter (being unable to read English).

 In my humble ! opinion, the Spring Pond Beavers have a right to build
 their unauthorized dams as long as the sky is blue, the grass is green
 and water flows downstream. They have more dam right than I do to live
 and enjoy Spring Pond. If the Department of Natural Resources and
 Environmental Protection lives up to its name, it should protect the
 natural resources
 (Beavers) and the environment (Beavers' Dams).

 So, as far as the beavers and I are concerned, this dam case can be
 referred for more elevated enforcement action right now. Why wait until
 1/31/2002 The Spring Pond Beavers may be under the dam ice then, and
 there will be no way for you or your dam staff to contact/harass them
 then.

 In conclusion, I would like to bring to your attention a real
 environmental quality (health) problem in the area. It is the bears.
 Bears are actually defecating in our woods. I definitely believe you
 should be persecuting the defecating bears and leave the beavers alone.

 If you are going to investigate the beaver dam, watch your step! (The
 bears are not careful where they dump!)

 Being unable to comply with your dam request, and being unable to
 contact you on your answering machine, I am sending this response to
 your office via another government organization - the USPS. Maybe,
 someday, it will get there.

 Sincerely,
 Stephen L. Tvedten
 The University of Texas at: Austin
 Office Community Relations/Accounting unit
 P.O. Box 7367
 Austin, TX 78713

 O thus be it ever, when free men shall stand; Between their loved homes
 and the war's desolation; Blessed with victory and peace, may the
 heaven's rescued land; Praise the power that hath made, and preserved us
 a nation. Then conquer we must, when our cause it is just; And this be
 our motto,

 "In God is our Trust"; And the Star Spangled Banner in triumph shall
 wave, O'er the land of the free & the home of the brave. (last verse of
 the National
 Anthem)

niedziela, 17 października 2010

Czym jest permakultura? Cz.1 Historia

Właśnie zdałem sobie sprawę (dzięki Ewie S. z Kresowej Zagrody), że mimo tego, że bloguję o permakulturze od ponad roku nie napisałem jednego konkretnego wpisu czym ta permakultura jest! Można na blogu przeczytać m.in. o:


Ale nie co to jest permakultura to już nie! Obiecuję się poprawić poświęcając resztę wpisu właśnie temu zagadnieniu a i myślę, że ciekawy cykl z tego powstanie.

Czym jest permakultura?
Permakultura to oparty o podstawy etyczne system świadomego projektowania samowystarczalnych i trwałych osiedli ludzkich. Samo słowo permakultura (w oryginale permaculture) powstało z połączenia słów permanent (trwałe) i agriculture (rolnictwo) lub permanent i culture (uprawa ale również kultura).
Celem projektowania permakulturowego jest zatem uczynienie danej posiadłości/osiedla/rejonu/kraju/ czy nawet świata bardziej trwałym... Bardziej trwałym i zamieszkiwalnym przez ludzi w dłuższej perspektywie czasowej.

Historia pojęcia permakultura i kontekst w jakim powstała.
Sformułowanie  permanent agriculture zostało po raz pierwszy użyte przez Franklina Hirama Kinga w książce Farmers of Fory Centuries: Or Permanent Agriculture in China Korea and Japan (Rolnicy czterdziestu stuleci: Trwałe Rolnictwo w Chinach, Korei i Japonii - tłumaczenie W.M.). Przedmiotem książki jest właśnie opis technik rolnych ww. krajów w których (w tamtych latach) rolnicto zdawało się móc wyżywić ludność swego obszaru w dłuższej perspektywie czasowej.

Panie na zdjęciu "kąpią się" w oprysku z DDT. Jakby nie było fajnie zabija komary i inne robaki (przy okazji ich płodność i tarczycę). Wiedza ta trafiła do ludzi jednak dopiero po ponad 30 latach powszechnego stosowania tego środka ochrony roślin. Zdrowy rozsądek i doświadczenie podpowiada zatem , że w przypadku wprowadzania nowych substancji do produkcji żywności należy zachować daleko idącą ostrożność. Zdolności poznawcze ludzi są ograniczone wrodzoną ludziom ułomnością, brakiem odpowiedniej technologii i doświadczenia. To nie jedyny przykład w który warto zachować daleko idący konserwatyzm... Zdjęcie ze zbiorów Biblioteki Kongresowej (USA)
Samo pojęcie permakultura zostało wymyślone na początku lat 70 ubiegłego wieku przez Billa Mollisona i Davida Holmgrena jako odpowiedź na postępującą w tamtym czasie degradację środowiska. Ci dwaj australijscy pionierzy byli zatroskani losami przyrody, ale również człowieka - ilość gleby, która w tamtym czasie ulegała bezpowrotnej degradacji* na skutek uprawy roślin i wypasu zwierząt była wręcz oszałamiająca. Mollison i Holmgren jakkolwiek pompatycznie to brzmi obawiali się o przyszłość ludzkości. Skoro produkcja żywności dla dynamicznie rosnącej populacji świata przyczyniała się do zniszczenia jednego z podstawowych surowców dzięki którym ta żywność mógł być produkowana uznali oni, że coś jest nie tak. Jeśli ludzkość ma przetrwać to nie może pozwolić na to by setki tysięcy hektarów ziemi rolnej co roku ulegała pustynnieniu i zasoleniu a jakość gleby na pozostałych obszarach nie może systematycznie się obniżać. Jednocześnie lata siedemdziesiąte to czas gdy wyszły już na jaw pierwsze zdrowotne i ekosystemowe skutki uboczne chemizacji rolnictwa. To właśnie wtedy DDT okazał się substancją bardzo długo istniejącą)do kilkudziesięciu lat) i kumulującą się w ekosystemach. Ta kumulacja zaś przyczynia się do wielu nieprzyjemnych skutków ubocznych jak mięknięcie skorup jaj ptaków, wpływ na gospodarkę hormonalną ludzi... Z tego powodu DDT został zakazany w cywilizowanych państwach w latach siedemdziesiątych (w PRL i chyba całym ZSRR również, ale trudno nazwać te państwa cywilizowanymi..). Mleko przeciętnej Australijki nadawało się w latach 70-tych teoretycznie do utylizacji w ośrodków odpadów niebezpiecznych. Ci dwaj panowie mieli chyba coś na rzeczy...


Używając dosadnych słów... Mollison i Holmgren chcieli po prostu by ludzie przestali srać do własnego gniazda i postanowili znaleźć rozwiązanie gdzie to gówno rzucać. To chyba całkiem rozsądne podejście, nie uważacie?

Jakie obszary są w obrębach zainteresowania permakultury?
Z racji tego, że produkcja jedzenia nie jest jedynym wymaganiem do tego, by ludzie mogli na ziemi trwać w dłuższej perspektywie czasowej (trzeba się również w niektórych miejscach ubrać, obuć, ochłodzić, oziębić...) Mollison i Holmgren opracowali sposób jak te pozostałe potrzeby w sposób trwały zaspokajać. Zwykle wiąże się to ze stosowaniem źródeł odnawialnej energii i zmniejszeniu zapotrzebowania na energię nieodnawialną. Oczywiście nie jest to warunek jedyny czego szaleństwo biopaliwowe (wycinanie indonezyjskich lasów deszczowych by zakładać plantacje palmy olejowej na "ekologiczny" biodisel czy wycinanie brazylijskiej  dżunglii pod uprawę kukurydzy na "ekologiczny" przecież etanol do biopaliwa) jest najlepszym przykładem. By ludzie mogli przetrwać należało opracować system, który pozwoli obyć się społeczeństwu mniejszą ilością energii.
Przykładowo w klimacie śródziemnomorskim (basen Morza Śródziemnego, Kalifornia, cześć Australii, część RPA) można ochłodzić dom na dwa sposoby - z pomocą napędzanej energią elektryczną klimatyzacji (co zżera dużo kosztownej energii), a można posadzić drzewa, które ocienią część domu tworząc kilka stopni niższą temperaturę w domu. Niektóre drzewa (dostosowane do danego klimatu) rosną w danych warunkach i nie potrzeba do tego dużo energii - to przecież natura drzew.

Podobnie my na zimnej północy musimy zwykle ogrzewać nasze domy zużywając przeciętnie około 3000zł na rok/rodzinę. Dlaczego aż tyle? Bo w niedawnej przeszłości mieliśmy mniejszą populację oraz dostęp do taniej energii i mogliśmy sobie na to pozwolić. Domy w przeszłości mogły być niewydajne energetycznie, bo populacja ludzka była niższa a ludzie żyli w mniejszych domach z większą liczbą ludzi. Gdybyśmy w dniu dzisiejszym przestawili się jako kraj na biomasę (i to tylko do pozyskiwania ciepła) to wkrótce nasze lasy byłyby wspomnieniem, nie mówiąc już nawet o tym, że grunty orne i łąki zubożały by w materię organiczną, bo wszelka słoma czy siano poszłaby do pieca... Budynki użytkowe należy budować tak, by zużywały mało energii, jak np. dom mojego przyjaciela, który (srogą przecież!) zimą 2009/2010 zużył na ogrzewanie 100m2 domu opału za około 250zł. Jednocześnie dom ten jest bardzo przyjemny do przebywania (jego dom i wiedza jaką posiada jest dla mnie źródłem wielkiej inspiracji), jego produktywny żywopłot nie osiągnął jeszcze takich rozmiarów, by chronił cały dom przed wiatrem a posadzony w zeszłym roku bluszcz z powodu mrozu niestety się nie przyjął. Z czasem jego potrzeby energetyczne będą jeszcze mniejsze a on i jego rodzina będą cieszyć się jeszcze większą jakością życia (np. brak nieprzyjemnych wiatrów po wyjściu z domu).

Permakulturowy dom, wersja high - tech (wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła, gruba izolacja, ogrzewanie podłogowe..). Mimo zastosowania nowoczesnych technik budowlanych stosuje się również sporo "starodawnych"sposobów poprawy komfortu i energooszczędności domu (żywopłot jako wiatrochron, od północy stodoła, która nie musi być ogrzewana - stanowiąca dodatkową izolację części mieszkalnej,posadzony bluszcz (w miejscu gdzie skończono tynkować i malować). Widok mniej-więcej na południe. Właściciel  i architekt (zarazem) tego domu zanim rozpoczął siębudować nie słyszał o pojęciu permakultury, nie mniej zastosował sporo z jej zasad...

Kolejnym obszarem "zainteresowania" projektanta permakulturowego są odpady. Również nasi przodkowie aż tak bardzo nie musieli się tym przejmować - miasta, które były w przeszłości stosunkowo małe mogły wylewać je do rzek i rzeki zwykle sobie z tym radziły. To w sumie wbrew pozorom zupełnie naturalne zjawisko - niedźwiedzie, sarny czy dziki nie "oczyszczają" swoich odchodów. Po prostu robią swoje i idą dalej :) Niestety wraz ze zwiększeniem populacji ludzi procesy naturalne zdają się już nie wystarczać by poradzić sobie z ilością odchodów, które ludność przebywająca nad rzekami produkuje. Większość ludzi naprawdę nie chciałaby się kąpać w Tybrze za czasów świetności Rzymu, w Tamizie jeszcze 100 lat temu (w Wiśle nadal to niespecjalnie przyjemne jest, zwłaszcza poniżej Warszawy).
Odpady to rzecz, która potencjalnie może być bardzo niebezpieczna, ale może być również świetnym surowcem (co technicznie rzecz biorąc sprawia, że odpady zmieniają się w "plon" i odpadami być przestają). Projektując posiadłość wg. zasad permakultury projektant stara się przewidzieć jakie mogą być "odpady" w danym miejscu i jak je można wykorzystać. W przeciętnym domu zwykle są to odchody mieszkańców. Rozwiązaniem jest użycie (stałych najlepiej dopiero po przekompostowaniu) do nawożenia roślin. Podobne zasady stosuje się również do zastosowań przemysłowych czy na większą skalę.

Podsumowując trzy główne obszary zainteresowania permakultury to:
  • produkcja żywności i potrzebnych surowców
  • zaspokajanie potrzeb energetycznych ludzi
  • radzenie sobie z odpadami 
Zadaniem projektanta permakulturowego jest zintegrowanie wyżej wymienionych obszarów zainteresowania  w jedną, spójną, produktywną całość. Wykorzystując przykłady podane powyżej może wyglądać to tak:
W energooszczędnym, pasywnym domu (energia)  ocienianym  od palącego, śródziemnomorskiego słońca przez kasztana jadalnego(energia) produkowana jest duża część kalorii (żywność). Odchody  mieszkańców są kompostowane (pan domu i jego synowie zasilają drzewa i krzewy bezpośrednio płynnym złotem). Te odchody powodują, że rośliny produkujące żywność lepiej rosną. Cały cykl się zamyka z czasem poprawiając produktywność i odporność całego systemu.

Czym dzisiaj jest permakultura?
Choć większość ludzi słysząc permakultura utożsamia ją z ogrodem czy nawet jeszcze konkretniej z leśnym ogrodem to permakultura jak wcześniej wspomniałem to sposób projektowania. Leśny ogród, biodynamika to poszczególne elementy, które można (choć nie trzeba) w projektowaniu permakulturowym wykorzystać.

Projektowanie permakulturowe jest zatem pozytywną i produktywną odpowiedzią na problemy związane z rozwojem populacji ludzi i towarzyszącej mu cywilizacji. By przetrwać (co jest przecież wartością) i wieść życie wysokiej jakości musimy po prostu zmodyfikować sposób w jaki żyjemy na tej jedynej dostępnej nam w najbliższej przyszłości planecie.

W tym sensie permakultura jest ruchem szanującym rozum (część definicji o świadomym projektowaniu),  godność i wartość ludzi. Czego nie można powiedzieć o niektórych ruchach związanych z ideologią ekologizmu, które postulują by populację tego pasożyta jakim jest ludzkość obniżyć gdzieś tak z 20 krotnie...

W następnym wpisie poświęconym temu czym jest permakultura postaram się Wam przybliżyć sylwetki kilku innych pionierów permakultury, wliczając w to tych, którzy tego pojęcia nie znali, gdy tworzyli swoje systemy permakulturowe.

piątek, 15 października 2010

Leśny ogród cz.13 Jak zapobiegać chorobom drzew i krzewów owocowych?

Jednym z największych wyzwań dla każdego ogrodnika nie chcącego używać chemii w swoim ogrodzie są choroby roślin. Gryzonie, mszyce i inne szkodniki nie są zwykle aż tak trudne do zwalczenia jak niektóre wirusy, bakterie czy choroby grzybowe. Ich zwalczanie w sadzie konwencjonalnym nie nastręcza większych trudności, choć i to może być problemem w roku z niesprzyjającą pogodą (np. taką jak w tym). Jednemu z moich przyjaciół mimo ochrony chemicznej uschło większość śliw z powodu jakiejś choroby grzybowej albo wirusowej - (pamięć już nie ta co za młodu, więc nie pamiętam szczegółów ;).

Mączniak - jedna z wielu chorób grzybowych roślin. Zdjęcie dzięki uprzejmości Wikipedii.

Rolnicy konwencjonalni korzystając z wielu różnych środków chemicznych (np. fungicydów - środków grzybobójczych) radzą sobie z problemem chorób zwykle poprzez zniszczenie patogenu (czynnika chorobotwórczego).

O ile konwencjonalni sadownicy również stosują różne środki zapobiegawcze, to oni mogą zawsze polegać na środkach chemicznych. Zwykle również stosują rutynowe opryski zgodne z tzw. programami ochrony roślin - sady czy pola konwencjonalne opryskiwane są według pewnego harmonogramu (nawet gdy nie ma śladów danej choroby). Nie oceniam w tej chwili czy to dobrze czy źle (choć Czytelnicy pewnie mają w tej kwestii zdanie wyrobione) - tak po prostu jest.

Osoby chcące mieć ogród ekologiczny lub prowadzące komercyjną uprawę ekologiczną  nie dysponują jednak tak potężnymi a zwłaszcza szybko działającymi środkami chemicznymi i muszą radzić sobie z chorobami innymi sposobami.

Większość z nich polega na wzmocnieniu "odporności" roślin.

W pewnym zakresie sposoby, które stosują sadownicy i ogrodnicy konwencjonalni wykluczają się z tymi stosowanymi przez ekologicznych. Nie chodzi nawet o to, że ogrodnicy ekologiczni za bardzo nie powinni używać Roundup'u (herbicydu totalnego produkcji firmy Monsanto). Nie w tym rzecz również, że ogrodnicy konwencjonalni by nie chcieli stosować pewnych przydatnych praktyk, których używają niektórzy postępowi ogrodnicy ekologiczni. Nie jest tego przyczyną również to, że "konwencjonalni" są źli i sprawia im przyjemność zatruwanie ludzi i środowiska"chemią" i nawozami sztucznymi.
Po prostu sposób w jaki użytkują swoje sady/ogrody wyklucza stosowanie innych. Podobnie jak nie można zjeść ciastko i mieć ciastko (no chyba, że mamy dwa, ale taka sytuacja psuje założenie filozoficzne tego przysłowia :). Przykładowo stosowanie wszelkiego rodzaju fungicydów przeciwko chorobom grzybowym owoców uszkadza (a częściej nawet całkowicie niszczy) grzybnie pożytecznych (zazwyczaj) grzybów mikoryzowych. Drzewo czy krzew bez grzyba mikoryzowego traci "ochronę" (przed innymi grzybami i chorobami) jaką ten grzyb mikoryzowy mu w pewnym stopniu zapewniał - powoduje to więc jeszcze większą potrzebę stosowania  fungicydów w przyszłości...
Podobnie jest ze stosowaniem insektycydów do zwalczania szkodników - jeśli dokona się niektórych skutecznych oprysków na mszyce to giną również pasożytnicze osy, biedronki, złotooki i inne stworzenia, które żywią się (lub pasożytują) na mszycach. A jak już wcześniej pisałem drapieżniki nie są w stanie pokonać konsumentów pierwszego rzędu (w tym przypadku mszyce) w tempie rozmnażania.

Zatem co należy czyni, żeby w naszym leśnym ogrodzie czy na wzniesionej grządce nie było chorób? Co zrobić by mieć ogród bez chemii? Jak ten stan uzyskać najkrócej będzie używając starego, brytyjskiego  powiedzenia (w oryginale "nieeuropejscy" Brytyjczycy ciągle używają wstecznych jednostek imperialnych)

Dekagram zapobiegania wart jest więcej niż kilograma leczenia.
Truizmem będzie napisanie, że chorobom lepiej jest zapobiegać niż je leczyć. Mimo wszystko to napisałem ;) Często jednak zapominamy o tym, że zasada ta dotyczy również chorób roślin. Jak zatem zapobiegać chorobom roślin? Należy kierować się podanymi niżej wskazówkami (i pewnie kilkoma innymi o których nie napisałem):

Zadbaj o mikroelementy w glebie
Zarówno ludzie, zwierzęta jak i rośliny lepiej się mają gdy mają dostęp do wszystkich potrzebnych im mikroelementów. Niedobór żelaza w diecie ludzi będzie prowadził do anemii, niedobory cynku m.in. do wolniejszego gojenia się ran, pogorszenia kondycji włosów, paznokci i skóry. Jak myślicie, który człowiek przy innych czynnikach takich samych będzie bardziej podatny na choroby? Ten, który niedoborów nie posiada czy ten którego skóra jest w kiepskim stanie, sucha;  leży w szpitalu z powodu anemii i skarży się pielęgniarce, że pościel go przygniata?

W świecie roślin jest podobnie, z tym, że poszczególne pierwiastki i mikroelementy pełnią inne funkcje. Czy wiesz, że budowa chlorofilu (zielonego barwnika w roślinach, które umożliwia przeprowadzanie procesu fotosyntezy) jest niemal identyczna jak budowa hemoglobiny (substancji, która umożliwia transport tlenu we krwi). Jedyna różnica to obecność w chlorofilu magnezu zamiast żelaza. Ponownie zapytam : Jak uważasz, że wpłynąłby na zdrowie kobiety w ciąży niedobór żelaza w diecie? Jak myślisz, że wpływ na zdrowie roślin niedobór magnezu w glebie lub występowanie go w formie niedostępnej dla roślin?
Zauważ proszę, że to co chcemy osiągnąć z większością drzew i krzewów owocowych to ułatwić im wydanie na świat ich "dzieci" (które my w pewnym momencie zjadamy). :/ 

Wysiłek jaki ma przed sobą jabłoń owocowa w pewnym sensie przypomina ciążę. Naszym celem jako ogrodników jest by była to ciąża możliwie mnoga.:) Im lepiej zaspokoimy potrzeby naszej "matki" (w mikro i makroelementy) tym większy plon wyda i tym mniej osłabiona będzie (co zapewni obfite plonowanie również w następnym roku). Dobrymi sposobami by pomóc zaspokoić zapotrzebowanie na mikroelementy jest stosowanie mączki bazaltowej i soli morskiej. Czasami trzeba również doprowadzić pH gleby do odpowiedniego poziomu by mikro i makroelementy były dostępne dla roślin. Zwykle w warunkach Polski to pH trzeba podnosić poprzez np. wapnowanie. Zdarzają się przypadki a nawet jest to dość częste, że danego pierwiastka w glebie jest w bród, niestety z powodu pH jest on dla roślin praktycznie bezużyteczny. Idealne pH gleby dla większości roślin to 6,4 - wtedy większość pierwiastków potrzebnych roślinom jest dla nich dostępna. Wyższe pH zapobiega również przed pobieraniem przez rośliny pierwiastków toksycznych  (metali ciężkich) dla człowieka (glin-Al, ołów-Pb, kadm-Cd...)

Tabela przedstawiająca dostępność poszczególnych pierwiastków dla roślin w zależności od pH gleby. Pozyskane na zasadzie fair use ze strony Uniwersytetu Południowej Walii.

Dbanie o grzyby mikoryzowe w glebie również powinno pomóc, gdyż mogą one dostarczać substancje mineralne (i wodę) roślinom w sytuacji gdy one (bez grzybów) nie dałyby sobie rady. Grzyby produkują silne enzymy, które są w stanie rozpuszczać skały oraz związki które powstały z powodu zakwaszenia gleby (a które są niedostępne dla roślin). Punktem wyjścia w kwestii dbania o grzyby mikoryzowe jest nie używanie środków grzybobójczych, w miarę możliwości pozostawianie sporej ilości martwej materii organicznej na powierzchni gleby, nie oranie czy może szerzej nie wzruszanie gleby (czyli należy ograniczyć również używanie np. glebogryzarki).

Jeśli wykonamy analizę gleby i okaże się, że jakiegoś mikroelementu brakuje, może potrzebne będzie użycie nawozu sztucznego, który dany składnik zawiera? Niektórymi pierwiastkami śladowymi nawozi się pola czy sady w ilości kilkudziesięciu - kilkuset g na ha, raz na kilka lat. Uważam, że to uzasadnione użycie techniki i energii nieodnawialnej o czym pisałem więcej w permakulturowym credo. Jakby nie było przecież zasoby nieodnawialne zostaną na coś zużyte, to czy nie lepiej by zostały przeznaczone na długoterminową poprawę gleby a nie jakieś nowe gadżety, które po roku zmienią się w śmieci?
Taka "wybrakowana" gleba będzie dawać plony deficytowe w dany składnik (lub składniki), co może powodować różne niemiłe problemy zdrowotne u roślin, ludzi i zwierząt. Tego typu działanie jest szczególnie pożądane jeśli chcemy większość żywności produkować u siebie na posesji a ograniczyć spożywanie jedzenia z zewnątrz. W takim przypadku większość żywności którą byśmy spożywali byłaby deficytowa, więc jej długotrwałe konsumowanie na pewno odbiłoby się negatywnie na naszym zdrowiu, a tego przecież nie chcemy, prawda?

Dobrymi, naturalnymi i uniwersalnym środkami do nawożenia mikroelementami jest mączka bazaltowa i woda lub sól morska.

Zminimalizuj stres swoich roślin
W tym przypadku chodzi o stres roślin, choć oczywiście "wyluzowanie" w życiu również jest pożądane. Przyczyną stresu u roślin (a u nas z powodu chorób tychże!) mogą być następujące czynniki - od razu piszę jak dany czynnik zminimalizować:
  • Nieodpowiednie warunki wodno-glebowe - roślina może rosnąć w zbyt suchym/wilgotnym miejscu. Może rośnie w zbyt lekkiej glebie, może w zbyt ciężkiej? Jeśli gleba jest zbyt sucha to może warto wykopać swale'a albo rów zapobiegający erozji wodnej?
    W prawie każdym wypadku w razie wątpliwości warto zwiększyć poziom materii organicznej czy to na małym czy to na dużym obszarze. Zaszkodzi nie zaszkodzić a może pomóc...
  • Nieodpowiednie warunki świetlne -  tu rozwiązanie jest proste albo za gęsto się posadziło albo za rzadko. Jeśli za gęsto to sekator/piła w dłoń (czasami trzeba pamiętać o metryce drzew...), jeśli za rzadko (za dużo światła) to może warto pomyśleć o jakichś roślinach na wyższe piętra do produktywnego leśnego ogrodu?
  • Nadmiar/niedobór nawożenia - opisane zostanie w osobnym  punkcie poniżej
  • Nieodpowiednie sąsiedztwo roślin (np. jabłoń posadzona nieopodal orzecha włoskiego). Może warto poczytać o dobrym sąsiedztwie roślin (tzw uprawie współrzędnej)  i o gildiach roślinnych?
  • Nadmierna konkurencja wśród roślin (rośliny posadzone są zbyt gęsto) - po solidnym zastanowieniu wyciąć część drzew/krzewów/roślin lub jeśli to możliwe przesadzić je w inne miejsce. Stres ten często występuje w starych, zdziczałych sadach.
  • Wilgotne, "duszne" stanowisko - możliwe, że nasz żywopłot jest zbyt gęsty i nie przepuszcza odpowiedniej ilości powietrza. Zwykle produktywny żywopłot mający chronić uprawy wystarczy by zatrzymywał 80-90% siły wiatru. Niemal nieprzepuszczalne żywopłoty (np. z tuj) lepiej zostawić by ochraniać zimą zwierzęta, dom czy budynki gospodarcze od zimnych wiatrów czy hałasu (np. od torów czy ruchliwej drogi).
  • Zastoisko mrozowe - w tym przypadku dużo nie można zrobić poza doborem odpowiednich gatunków roślin. Inna opcja (nie zawsze możliwa do zrealizowania) to odpowiedni żywopłot, który sprawi, że mróz "spłynie" w dół (jakby mogło być inaczej ;), po skośnie (względem stoku) posadzonym żywopłocie. Z drugiej strony źle zaprojektowany może sprawiać, że w miejscu w którym wcześniej nie było zastoiska może się takowe tworzyć.
  • Ataki szkodników owadzich - opisane zostaną również w osobnym punkcie
  • Uszkodzenia mechaniczne spowodowane np. silnym wiatrem (co może nastąpić gdy sad czy ogród nie są otoczone produktywnym żywopłotem lub gdy drzewa czy krzewy zostaną uszkodzone przez dzikie bądź domowe zwierzęta.

Podobnie jak u ludzi stres roślin ma zwykle niekorzystny wpływ na produktywność. Minimalny jego poziom jest korzystny w przypadku roślin również (to jednak temat na cały osobny wpis). Zwykle jednak tego stresu nasze rośliny mają aż nadto, więc lepiej zrobić wszystko by nasze rośliny miały lepiej. Nie zawsze jednak to lepiej oznacza łatwiej, co opisałem we wpisie dotyczącym "trenowania korzeni" w produktywnym leśnym ogrodzie.


Nawożenie we właściwym czasie i odpowiedniej dawce.
Wcześniej wspomniałem już o nawożeniu mikroelementami, teraz czas skupić się na nawożeniu "głównymi" pierwiastkami - tymi, które potrzebne są roślinom w większych ilościach. Wiele chorób jeśli nawet nie spowodowanych jest przez szeroko pojęte złe nawożenie, to to złe nawożenie bardzo mocno przyczynia się do chorób roślin. Jednym z takich przypadków jest późne (w przypadku nawozów szybko działających jak np. mocz to sierpień i później) nawożenie azotowe drzew i krzewów. Takie działanie pobudza roślinę do wzrostu wegetatywnego (gałęzie i liście). Powoduje to, że na zimę roślina ma sporo młodych, niezdrewniałych części, które są bardzo podatne na uszkodzenia mrozowe. Te rany powstałe w wyniku zimy są później wrotami zakażenia (miejscem w który do organizmu wdzierają się) patogenów. Porównując rośliny do człowieka raczej kiepskie są rokowania człowieka, który bez dostępu do fachowej opieki medycznej ma wiele odmrozin. Nie lepiej po prostu "założyć rękawiczki" czyli nie nawozić późno roślin nawozami bogatymi w azot?

Kolejnym przypadkiem w którym zbyt intensywne nawożenie może wpływać negatywnie na zdrowie roślin jest zbyt intensywne nawożenie nawozami azotowymi (obornikiem, kurzeńcem, gnojówką, gnojowicą, gnojówką z bogatych w azot roślin..). O ile samo w sobie zwykle to nawożenie nie wywołuje jakiejś strasznej choroby (czasem można rośliny "spalić", ale chyba zgodzimy się, że to nie jest choroba a stan (przed)śmiertelny :) roślin. To nadmierne nawożenie bardzo lubią mszyce, które roznoszą choroby, o czym przeczytasz poniżej.

Czasami grzyby np.antraktoza orzecha atakuje dorosłe drzewa. Jeśli to się stanie to za bardzo nie można już wyplenić tej choroby. To co można jednak zdziałać to odpowiednio nawozić (dość obficie np. do 17g azotu na m2 na rok). Większość tej dawki powinna zostać zaaplikowana na wiosnę. Stosując ponownie odniesienie do człowieka to zachowanie przypomina podawanie nieuleczalnie choremu człowiekowi odpowiedniej ilości wysokiej jakości żywności bogatej w witaminy, białko i tłuszcz, by ten mógł lepiej i dłużej znosić walkę ze śmiertelną chorobą do końca swych dni.

Weź się za kontrolę szkodników osobiście lub zatrudnij robotników, którzy będą to robić za mniej niż miskę ryżu dziennie.
Chodzi o zmniejszenie populacji różnych szkodników np. Mszyc. Same mszyce oprócz tego, że mogą zeżreć część naszych upraw to przenoszą jeszcze różne choroby. Przypomina to sytuację gdy umawia się na kolacje ze śniadaniem z (za)bardzo nowo poznaną osobą. Samo takie spotkanie może być niebezpieczne (możemy zostać okradnięć, otumanieni narkotykami... To zagrożenia bezpośrednie. Drugą grupą zagrożeń związanych z takim postępowaniem mogą być właśnie rożnego rodzaju choroby francuskie. Niektóre z nich mogą  mieć bardzo nieprzyjemne i długofalowe konsekwencje. Z roślinami jest podobnie - jeśli ograniczy się tego typu niebezpieczne "wypady" poprzez zmniejszenie ilości szkodników to i chorób przez nie przenoszonych będzie mniej.

To oczywiście nie wszystkie sposoby w jakie można zapobiegać chorobom roślin w leśnym ogrodzie i na permakulturowej grządce. Nie mniej myślę, że może stanowić jakiś punkt odniesienia.

czwartek, 14 października 2010

Zapraszam na wykład w Toruniu

Mam przyjemność zaprosić Czytelników bloga (i nie tylko) na wykład pt. "Co to jest permakultura?", który odbędzie się w dniu 21 października A.D. 2010 o godzinie 18, czyli za tydzień. Miejscem wykładu będzie Toruń, klub Melisa i Jazz przy ulicy Mostowej 10. Organizatorzy to Komitet Obrony Zwierząt i Edukacji Ekologicznej oraz klub Melisa i Jazz. Z racji tego, kto jest organizatorem, w wykładzie położę nacisk na permakulturowy stosunek do zwierząt oraz alternatywne (bez zwierzęce) systemy produkcji żywności. Wykład potrwa godzinę - półtorej po czym będzie sporo czasu na dyskusję, która z racji różnicy w poglądach jestem przekonany będzie bardzo interesująca.

Wykład jest pro bono więc wstęp jest wolny*. Serdecznie zapraszam.



*Jak widać krwiożerczy kapitaliści ;) także czasami robią coś nie dla pieniędzy. Jestem jednocześnie świadomy, że pośrednio oczywiście wpłynie to na promocje permakultury, mnie i może przysporzy mi to więcej klientów. Zdaje się, że w tym niedoskonałym świecie nie ma akcji absolutnie nieegoistycznych... Mimo wszystko jest to sytuacja typu win-win (wygrany-wygrany). Czy to nie jest czasem typowo permakulturowa relacja?

środa, 13 października 2010

Permakulturowe credo

Czasami zadziwia mnie jak podobne toczą się moje i Pana Jacka blogowe dzieje. Kilka dni temu Pan Jacek był zmuszony napisać wpis pt. "Credo". Dziś podobne okoliczności zmuszają również mnie (komentarze) bym i ja swą wiarę na łamach bloga publicznie wyznał...

Również podobnie do prowadzącego bloga Konie achałtekińskie i... inne sprawy! użyte zostały wobec mnie różne, czasem sprzeczne i wykluczające się epitety (nie wszystkie oczywiście od tych samych osób).
Byłem/jestem:
  • ekologicznym utopistą
  • lewakiem
  • agentem NWO - New Word Order  (z ang. Nowego Porządku Świata)
  • ignorantem rolniczym
  • teoretykiem
  • krwiożerczym kapitalistą, którego sposób myślenia hańbi rolnictwo ekologiczne
Wcale ciekawa kombinacja, nieprawdaż?
Nie zajmowałbym jednak Waszego cennego czasu, gdybym nie miał czegoś do powiedzenia (w końcu poplotkować lepiej jest np. o Michale Żebrowskim - jest słynniejszy i przystojniejszy niż ja a i życie uczuciowe pewnie ma bogatsze..).

Myślę, że przedstawienie mojego punktu widzenia najpierw na rolnictwo ekologiczne a później na inne spraw (światopoglądowe) pozwoli lepiej zrozumieć co mną kieruje a Czytelnikom tego bloga lepiej filtrować wiadomości/opinie które tu głoszę. Może nie chcecie czytać moich wpisów bo tyle w nich piszę o pieniądzach a jesteście przeciwnikami pieniądza?

Tzw. uprawa ekologiczna w Kalifornii (podpis pod zdjęciem na Wiki tak przynajmniej twierdził ;).

Jakie jest moje podejście do rolnictwa ekologicznego i ekonomii?

W kwestii rolnictwa ekologicznego również jestem agnostykiem - wiele rolników posiadających tzw. certyfikat ekologiczny ma go głównie dzięki znajomościom wśród osób dokonujących inspekcji ekologicznej (jak dane gospodarstwo jest prowadzone) czy/i wykonywaniu większości (konwencjonalnych) zabiegów ochrony roślin w godzinach nocnych. Uważam, że papier łyknie wszystko - nawet zaświadczenie z pieczątką, że dany produkt jest ekologiczny. Chcesz mieć ekologiczną żywność? Wyprodukuj ja sam lub dobrze poznaj rolnika, który tą żywność produkuje, od czasu do czasu go kontroluj. Znajomych jakoś głupio oszukiwać, nie uważasz?
Pieniądze nie są złe - to jedno z nielicznych narzędzi chroniących słabych przed wyzyskiem przez silnych. Zdjęcie dzięki uprzejmości Wikipedii


Na ramach bloga bardzo dużo miejsca poświęcam kwestii produktywności poszczególnych technik czy metod. Uważam, że jeśli żywność produkowana przez rolników ma być zdrowsza, to ta zdrowsza produkcja musi być dla rolnika opłacalna. Chyba Czytelnicy bloga nie uważają, że rolnicy to psychole, którzy używają tzw. "chemii", żeby zabić swój naród? Rolnicy w chwili obecnej używają "chemii" ponieważ to się opłaca. Rozwijając myśl to dlatego oficjalne uprawy ekologiczne zajmują tylko około 1% powierzchni wszystkich upraw. Najprawdopodobniej z powodu tego, że Polacy są zbyt biedni by kupować droższą żywność bo rolnik musi zarobić na jednostce jedzenia więcej niż rolnik konwencjonalny  (wydajność z ha większości upraw ekologicznych jest mniejsza niż ta z upraw konwencjonalnych). Jako, że znane jest mi podstawowe prawo ekonomii - prawo popytu i podaży uważam, że zwiększenie wydajności produkcji żywności ekologicznej z ha spowoduje obniżenie cen tych produktów. To chyba jasne?

Zysk nie jest zły!
Dobrym przykładem są m.in. inspiratorzy tego wpisu - Los alpaqueros. Z mojej pobieżnej analizy ich bloga wywnioskowałem (proszę o sprostowanie jeśli się mylę), że Los alpaqueros żyją ze sprzedaży produktów z wełny alpak. Wełna alpak charakteryzuje się wieloma bardzo korzystnymi właściwościami. Jednak z racji niskiej wydajności produkcji tej wełny produkty te są bardzo drogie. Cena czapki zaczyna się od 100 zł, "szal pięknie ręcznie utkany to 500-600 złotych" (dane od Los alpaqueros). Zapewne te czapki i szaliki są świetne, sposób w jaki traktowane są zwierzęta na pewno wzorcowy, a gleba z każdym rokiem na takim alpaczanym pastwisku staje się coraz lepsza, jednak... nie każdego na nie stać! W Biedronce można kupić komplet czapka + szal za 20 zł. Uwzględniając, że bawełna (której użyto do produkcji czapki) to roślina wymagająca używania ogromne ilości pestycydów,  nawozów sztucznych i wody wydaje się oczywiste, że kupowanie szalików i czapek z ekologicznej wełny alpaki jest dla środowiska lepsze niż zakup tejże odzieży z bawełny.
Niestety właśnie z racji wydajności  ubieranie się w świetną pod każdym względem (poza finansowym) w wełnę z alpaki przez osoby zaopatrujące się w Biedronce należy w chwili obecnej do krainy fantazji. Realia ekonomiczne wpływają zatem fatalnie na stan środowiska... Jeśli wydajność produkcji wełny z alpaki wzrosłaby w przeciągu 10 lat  np. dziesięciokrotnie (również fantazja) to zapewne cena poszłaby w dół, więc i biedny "biedronkowy" lud mógłby cieszyć się tym świetnym produktem. Poprawa produktywności produkcji wełny z alpaki przyczyniłaby się do zmniejszenia popytu na bawełnę (zakładając na potrzeby przykładu, że to substytut) to zaś spowodowałoby zmniejszenie zużycia "chemii" na Ziemi. To znowuż zastosowanie prawa popytu i podaży. Kiedyś takim luksusem był również samochód, telewizor, komputer... Może kiedyś produkty z alpaki trafią pod strzechy (dachówki czy papy ;) ? Czas pokaże.

Oczywiście nie potępiam tego, że wytwarzają produkt luksusowy a nie np. jajka, jabłka czy kapustę dla ludu - Los alpaqueros znaleźli swoją niszę i to ich sprawa jak zarabiają na życie. Osobiście również  zamierzam sprzedawać jeden lub dwa bardzo drogie produkty roślinne... (teraz nie napisze jakie, bo chcę się najpierw w mojej niszy "ustawić" jako pierwszy - bycie pierwszym  to świetna pozycja marketingowa :) Sami Los alpaqueros podkreślają ten atrybut (chociażby względem mnie), co jeśli produkowałbym wyroby z wełny alpaka byłoby rzeczywiście ich dużym plusem w oczach klientów tego luksusowego dobra.

Co zrobić z tymi, których interesuje tylko kasa?
Należy również zauważyć, że część rolników (jak i ludzi w każdej innej branży) nie kieruje się wzniosłymi hasłami o miłości do ziemi, zwierząt, ekologii i ochrony środowiska, tylko patrzy na zysk. Tak, ten "zły" wyrażony w pieniądzach! Logiczne jest zatem, że jeśli produkcja choć trochę bardziej zgodna z naturą i przyjazna dla środowiska będzie dla nich bardziej zyskowna, to skorzystają na tym również konsumenci (spożywający żywność w których zawartość pestycydów będzie np. o 40% mniejsza niż w innej "konwencjonalnej" żywności). Nie jestem ekologicznym trockistą*, który uważa, że "rewolucja permakulturowa" musi zwyciężyć na całym świecie i nie ma innej opcji (swoją drogą Trocki miał rację - to jednak nie temat na tego bloga..). Dobrym i bardziej realnym oczekiwaniem jest wprowadzenie do mainstreamu (głównego nurtu) choć części "permakulturowych" technik. Jak chociażby agroleśnictwo w którym czasami stosuje się nawozy sztuczne (nie jest to reguła). Są one wtedy lepiej wykorzystywane niż na normalnych gruntach ornych. To chyba dobrze, jeśli mniej nawozu trafi do rzek, jezior i wód gruntowych a więcej zostanie wykorzystane do tego celu w jakim ten nawóz został stworzony?
Jak również łatwo się domyślić im większy zysk (ceteris paribus) tym więcej do branży ekologicznej przyciągnie się ludzi nie myślących o wspomnianej wcześniej miłości do ziemi a o pieniądzach. Statystycznie rzecz biorąc pewnie część z tych ludzi nie będzie konsumentów oszukiwać, jak to się często słyszy "w branży"...

Pośrednio można było poznać moje podejście do "tych" kwestii gdy pisałem o używaniu nawozów sztucznych w gospodarstwie permakulturowym. Nawozy sztuczne to nie jest diabeł wcielony - w pewnych okolicznościach mogą być bardzo przydatne. Stanowią one pewne narzędzie w repertuarze permakulturnika. Oczywiście jest to narzędzie kosztujące pieniądze (znowu ten krwiożerczy kapitalizm przeze mnie przemawia!) oraz nie pozbawione czasami skutków ubocznych dla środowiska i ludzi. Również nie widziałbym problemu w dodawaniu różnych nawet "sztucznych" mikroelementów czy pierwiastków śladowych do gleby jeśli sytuacja by tego wymagała**. Skoro rozprowadzenie kilkuset g jakiegoś pierwiastka na ha raz na kilka-kilkadziesiąt lat ma zwiększyć o kilka procent roczne plony z ha, zdrowie roślin, zwierząt i ludzi to czemu tego nie dokonać? W imię  ideologii ekologizmu czy certyfikatu ekologicznego? Socialismo o muerte!? Nie, dziękuję, nie skorzystam.

Również dlatego, że jestem zwolennikiem wolnego rynku poświęcam sporo miejsca różnym "pierdołom" typu współczynnik konwersji paszy czy projektowaniu produktywnego żywopłotu. To dlatego poruszam kwestie kontrowersyjne, które pewnie nie przynoszą mi splendoru u miłośników mainstremowej "ekologii" typu karmienie zwierząt odchodami czy trzymanie zwierzą zimą w głębokim gnoju ;)
Chcę, żeby rolnictwo ekologiczne (czy zbliżające się do tego ideału) było opłacalne nawet bez dopłat (bo nie lubię socjalizmu) z UE (których przyszłość jest nie do końca pewna).

Poza tym każdy zrównoważony system musi produkować nadwyżki (również jedna z permakulturowych zasad). Także te finansowe. Możemy na łamach bloga pisać o "kwiatkach, pszczółkach i jednorożcach", że są bardzo miłe, ekologiczne  i urocze, jednak jeśli ta wiedza nie będzie miała przełożenia na finanse, to skorzystają z niej najprawdopodobniej tylko przydomowi ogrodnicy. Ci zaś gospodarują na powierzchni mniejszej niż... 1% Polski? Rolnicy zajmują ponad 60%.
Pieniądze nie są najważniejsze (dla mnie), jednak dla niektórych tak, dlatego (pompatycznie pisząc) dla dobra Ziemi "permakultura i "ekologia" musi się opłacać.

Kim jestem?
Konserwatywnym libertarianinem (libertarianizm to taka skrajniejsza wersja liberalizmu), agnostykiem szanującym tradycję rzymsko-katolicką w której się wychowałem i chcący ją zachować w moim kraju. Mam firmę i wbrew pozorom z żądzy zysku nie wylewam do okolicznego jeziora toksycznych ścieków nocami - niektórzy krwiożerczy kapitaliści (z tym kapitałem to jeszcze aż tak wesoło nie jest  i w sumie to dla mnie komplement nazwanie mnie kapitalistą ;) też chcą żyć w czystym środowisku, jeść zdrową i smaczną żywność, pić dobre wina owocowe, cydr i nalewki (takie domowej roboty, nie z Lidla za 3 zł ;), spędzać czas z rodziną, chodzić po lasach, blogować, czytać książki... Chciałbym mieć jakąś dobrą broń palną by ludzie przynajmniej w moim otoczeniu byli bardziej sobie równi ;)
Autorytetom poddawać się nie lubię, chyba, że ten autorytet jest "autorytetem naturalnym" (posiada bogatą wiedzę z danej dziedziny, przymioty charakteru..).  Autorytetów "formalnych" (urzędników, nauczycieli w szkole...) nigdy nie lubiłem i staram się jak mogę spod ich władzy się wyzwolić.Byłbym zapomniał nie uznaję autorytetów ani "prawd objawionych" III RP.

Z tradycyjnej wiedzy często korzystam uważając, że po co na nowo wymyślać koło? Tradycyjny sposób gospodarowania jest dla mnie zwykle punktem wyjścia, wyszukuję jednak sposobu jak tą tradycję poprawić, by przyszłe pokolenia dysponowały jeszcze lepszą "tradycyjną" wiedzą.

Nie wierzę w magię, wróżki i te inne sprawy, choć jednocześnie rozum żadnym bogiem dla mnie również nie jest.

Z istotnych spraw to jestem sceptyczny wobec globalnego ocieplenia - wiele osób robi na tym dobre pieniądze. Nie byłoby w tym nic złego gdyby był to biznes do którego nie trzeba zmuszać ludzi. Ja w przeszłości również chciałem być w tej branży, ale sumienie jakoś mi nie pozwalało.
Aha i nie jestem wegetarianinem.


Najprawdopodobniej z umiłowania wolności i chęci robienia różnych eksperymentów nie będę się starał o uzyskanie certyfikatu ekologicznego.

Amen!

I co Wy na to?

P.S. Jeśli kiedyś będę miał takie ego jak Prezydent Lech Wałęsa czy Los alpaqueros to proszę zdzielić mnie w twarz z zaskoczenia. Jak zapytam "za co to?"  odeślijcie mnie do tego wpisu. Obiecuję, że nie oddam, bo będę wiedział, że zasłużyłem!

*Mam nadzieję, że to jednocześnie nie czyni mnie to ekologicznym stalinistą :)
**Niektóre gleby w Polsce i na świecie charakteryzują się naturalnym deficytem różnych pierwiastków. Wyłączne spożywanie żywności na takiej glebie doprowadza do różnych chorób zwierząt i ludzi.