niedziela, 29 sierpnia 2010

Czy powinno nam zależeć na szybklim rozkładzie ściółki?

Jednym z często spotykanych zjawisk jeżeli chodzi o ściółkowanie jest martwienie się o to, że ściółka nie rozkłada się zbyt szybko. Dostałem nawet kilka maili z pytaniem typu "jak temu zaradzić".

Muszę od razu zaznaczyć, że jeśli chcemy trwale podnieść żyzność gleby to powinniśmy dążyć do tego by rozkład materii organicznej w glebie spowolnić (ściółka to jedna z początkowych forma materii organicznej). Dalsza część wpisu będzie właściwie tłumaczyć dlaczego chcemy ten stan "spowolnienia" osiągnąć.

Ilość materii organicznej (M.O.) w glebie z roku na rok może pozostać niezmieniona, zmniejszać się lub zwiększać się (niezbyt odkrywcze spostrzeżenie).

Wzrost poziom M.O. w glebie osiąga się poprzez dostarczenie większej ilości materii organicznej niż jest tracone (dość logiczne, nieprawdaż)?

Jakie działania zmniejszają poziom materii organicznej w glebie?
Przede wszystkim wszelkie zabiegi dążące do napowietrzenia gleby (oranie, przekopywanie, używanie kultywatora..). Część materii organicznej utleniana jest w procesie chemicznym większość jednak zostaje rozłożona przy pomocy mikroorganizmów tlenowych. Każdego roku część materii organicznej zostaje spalona ("zjedzona") przez organizmy glebowe nawet w lesie, stepie czy innym ekosystemie w który człowiek nie ingeruje.

Stosowanie zbyt dużej ilości nawozów zwłaszcza azotowych przyczynia się również do zużycia węgla organicznego w glebie...Co interesujące nie jest zbyt istotne czy jest to nawóz naturalny (np. gnojowica) czy nawóz sztuczny (np. saletra amonowa). Liczy się stosunek węgla do azotu w glebie.

Następnym czynnikiem, który sprawia, że poziom materii organicznej spada jest nie dodawanie co roku odpowiedniej ilości materii organicznej do gleby. Jak wcześniej wspomniałem martwa materia organiczna jest cały czas "zużywana" przez życie glebowe. Jeśli więc nic nie zostawiamy bo np. sprzedajemy zboże a słomę używamy do palenia w piecu lub uprawiamy rzepę na paszę dla świń a zielonką skarmiamy krowy to z czasem zapasy M.O. zostaną zużyte. Długofalową konsekwencją takiego działania będzie spadek żyzności gleby (w wyniku obniżenia się poziomu materii organicznej w glebie).

Poziom materii organicznej w różnych glebach na różnej głębokości. Od lewej gleba leśna, gleba użytkowana rolniczo będąca początkowo lasem, gleba preriowa, gleba użytkowana rolniczo będąca kiedyś prerią. Zwróć uwagę na różnicę w skali między glebami pochodzenia leśnego a preriowego. 1 stopa ( ft )to 30 cm. Kliknij w rysunek żeby powiększyć.

Jak zwiększyć poziom materii organicznej w glebie?

Jeśli chcemy zwiększyć poziom materii organicznej w glebie to najszybszą drogą jest zmaksymalizowanie  produkcji biomasy, zlikwidowanie jej eksportu (czyli nie wywożenie z gleby żadnych plonów). To opis działań na dużą skalę. Jeśli zwiększyć poziom M.O. chcemy na małym teren to do bilansu zysków i strat dodać możemy również ściółkę nabytą poza miejscem ściółkowania. Dzięki temu szybko zwiększymy poziom materii organiczne w glebie.

Dlaczego trudniej zwiększyć poziom materii organicznej w glebie na glebach lekkich?
Na glebach lekkich trudniej jest osiągnąć wysoki poziom materii organicznej niż na glebach ciężkich. Wynika to z tego, że gleby te są dobrze natlenione i trudniej jest stworzyć odpowiednią gruzełkowatą strukturę, która "chroni" materię organiczną przed działaniem organizmów glebowych. Mączka bazaltowa pomaga w wytworzeniu się odpowiedniej struktury gleby na glebach piaszczystych.

Czy trwalej podnoszą poziom materii organicznej w glebie części podziemne czy nadziemne roślin?

"Korzenie roślin, są od razu lepiej rozmieszczone pod ziemią (niż części nadziemne), ponadto składają się w większym stopniu z lignin czyli materiału trudno się rozkładającego i w większym stopniu zmieniającego się w związki humusowe niż części nadziemne. W jednym z badań okazało się, że tylko 1/3 nadziemnych części owsa zostało po roku podczas gdy 42% części podziemnej. Inny eksperyment pokazał, że po 5 miesiącach od przyorania wyki na nawóz zielony pozostało tylko 13% (początkowego) węgla zawartego w częściach nadziemnych a aż 50% początkowego węgla z części podziemnych. Obydwa eksperymenty udowodniły, że pozostałości korzeni przyczyniają się bardziej do zwiększenia poziomu materii organicznej w glebie."
 Fred Magdoff i Harold van Es "Building Soils  for Better Crops: Sustainable Soil Management"


Między innymi dlatego bardziej produktywnymi glebami pod kątem rolniczym są gleby preriowo-stepowe a nie leśne. Na stepie kilka razy w roku do gleby "dodawane są" korzenie do gleby, w lesie właściwie tylko raz w roku - na jesień. Dlatego w rolnictwie ekologicznym tak ważną częścią płodozmianu jest tymczasowe pastwisko - w czasie gdy dany teren jest pastwiskiem rośnie poziom materii organicznej w glebie. Zwłaszcza gdy pastwisko zarządzane jest w odpowiedni sposób.


We wpisie o stabilności materii organicznej napisałem o tym jakie czynniki sprawiają, że materia organiczna rozkłada się szybciej albo wolniej. Tutaj szybko streszczę jakich materiałów najlepiej używać by dochodziło do akumulacji (gromadzenia) materii organicznej w glebie.

Jaka ściółka organiczna rozkłada się najwolniej?
Najwolniej rozkładowi podlega ściółka:
  • składająca się z dużych kawałków - im większe tym dłużnej się rozkładają, gdyż mniejsza jest powierzchnia na którą mogą działać mikroorganizmy (minimalizujemy efekt brzegu)
  • składająca się z materiałów o małej ilości azotu czyli drewno, papier, trociny, wióry a nie obornik, ścinki traw czy ususzone pokrzywy
  • dużej zawartości ligniny, małej zawartości cukrów prostych lignina jest "ciężkostrawna" więc rozkładają ją głównie grzyby (np. trwalsza ściółka będzie ze zdrewniałych łodyg bobu niż z łodyg młodych)
  • ściółka z materiałów, których mikroorganizmy nie trawią, jak np. węgiel drzewny, kamienny czy brunatny.
Zbierając te wszystkie czynniki "do kupy"... Bardzo trwałą ściółką będzie ściółka zrobiona zwęgla drzewnego,  wiórów, gałęzi czy nawet samych pniaków. Mało trwała będzie ściółka z rozdrobnionych ścinków traw czy posiekanej pokrzywy.

Jakie materiały nie są polecane by zwiększyć trwale poziom materii organicznej w glebie?
Próba zwiększania poziomu materii organicznej w glebie materiałami bogatymi w azot obornik, pokrzywy, ścinki traw czy nawet standardowy kompost to syzyfowa praca. Czy da to długofalowy efekt? Na pewno poprawi plonowanie w pierwszym i drugim roku zastosowania tych. Wiązać się to jednak będzie głównie z efektem nawozowym (zawartością substancji potrzebnych roślinom do wzrostu) a nie ze zwiększonego poziomu materii organicznej. Jeśli chcemy działać na dłuższą metę to lepiej jest użyć 300 kg słomy czy wiórów jak 300 kg obornika.


Kiedy warto przyspieszać rozkład ściółki?
Od niemal każdej reguły istnieje odstępstwo. Tak jest również w przypadku ściółek. Czasami chcemy by ściółka organiczna rozłożyła się szybciej. Jednym z takich przypadków jest jeśli zajmujemy się uprawą na skalę komercyjną. Wtedy może się okazać, że zależy nam na tym by ściółka się rozłożyła i uwolniła dostępne w niej mikro i makroelementy. Sytuacja a konkretnie rośliny uprawne mogą wymagać tych składników, które są w ściółce. W takich przypadkach jako środek przyspieszający rozkład materii organicznej  i aktywator życia glebowego można użyć Aktywnie Napowietrzoną Herbatkę Kompostową.



Dalsza lektura:
 "Building Soils  for Better Crops: Sustainable Soil Management" Fred Magdoff i Harold van Es
 "Managing Cover Crops Profitably" Published by the Sustainable Agriculture Network

sobota, 28 sierpnia 2010

Jak wytwarzać domowym sposobem naturalne suplementy diety cz.1 Witamina D.

Człowiek "tworzył się" przez większość czasu w miejscu dość słonecznym - w Afryce. O ile historia naszego gatunku (Homo sapiens sapiens) sięga około 200 tys. lat, to człowiek nie wyskoczył z konopi, ale powstał z innego gatunku zwierząt czy... istot. Nasz powstały około 2 mln lat temu prawdopodobny  przodek - człowiek zręczny (Homo habilis) również zamieszkiwał słoneczny Czarny Ląd.

Eksodus ludzi z Afryki nastąpił prawdopodobnie około 100 tys. lat temu. Początkowo również zajmowaliśmy  miejsca słoneczne Bliski Wschód, Azję, Australię. Europa została skolonizowana przez ludzi stosunkowo późno - około 40 tys. lat temu.

Po co te wszystkie dane i wyliczenia?
Chciałem Czytelnikom pokazać, że przez większość czasu człowiek przebywał w miejscach o wysokim nasłonecznieniu. Wysokie naświetlenie półnagich ciał powodowało wysoką dzienną produkcję witaminy D przez skórę. Ta zaś potrzebna jest  m.in. do wchłaniania wapnia z pożywienia (ochrona przed krzywicą i osteoporozą), prawidłowego działania systemu immunologicznego (obronnego), ochrony przed chorobami autoimmunologicznymi (artretyzm, toczeń, stwardnienie rozsiane) i chorobami degeneratywnymi (próchnica, osteoporoza..). W skrócie witamina D jest bardzo ważna dla zdrowia.

Ile witaminy D jest wytwarzane podczas opalania?

Ta sympatycznie wyglądająca kobieta cieszy się z syntezy witaminy D
Skóra białej kobiety w bikini w ciągu 15 - 30 minutowego opalania w lecie w okolicach godziny 12 w południe wytwarza około 10.000 (dziesięć tys.) I.U. witaminy D. Warunkiem prawidłowej syntezy witaminy D przez skórę jest nie używanie kremów do opalania.

Ile wynosi okres półtrwania witaminy D?
Czas połowicznego rozpadu (czas jaki mija aż poziom witaminy D we krwi zmniejszy się o połowę) wynosi od 15 dni do miesiąca.

Czy człowiek jest w stanie wytworzyć odpowiednią ilość witaminy D w okresie od jesieni do wiosny opalając się? W Polsce jest to niemal niemożliwe (chyba, że kilkanaście dni w każdym miesiącu spędzamy pod równikiem lub na
południowej półkuli) gdyż intensywność promieniowania słonecznego jest niewystarczająca a kąt padania promieni słonecznych bardzo niekorzystny.

Jakie dawki witaminy D są zalecane przez główny nurt medycyny i dietetyki?

Współcześnie zalecana dawka 400 I.U.(jednostek międzynarodowych) witaminy D dziennie wystarcza by zapobiec krzywicy u dzieci. Jednak nie jest to odpowiednia dawka by osiągnąć pełnię korzyści z posiadania wysokiego poziomu tej witaminy. Wiele badań wskazuje, że dzienną zalecaną dawkę powinno się podnieść nawet kilkunastokrotnie.


Dość ciekawe jest spostrzeżenie, że dzienna zalecana dawka witaminy D wynosi 1/25 tego co nasz organizm wytwarza podczas krótkiego opalania. Jeśli doda się do tego, fakt, że nasi przodkowie spędzali pod afrykańskim słońcem kilka godzin dziennie to zdrowy rozsądek każe kwestionować zalecaną przez główny nurt dawkę uznaną za pożądaną. To nie pierwszy i ostatni raz gdy mainstreamowe zalecenia są delikatnie mówiąc... nieoparte na racjonalnych przesłankach. Podobnie jest w przypadku jedzenia "zdrowego" chleba z pełnego przemiału oraz roślin strączkowych.

Pokarmy bogate w witaminę D
Właściwie to "normalna" żywność nie jest szczególnie bogatym źródłem witaminy D. Nie może to dziwić, ponieważ człowiek i jego przodkowie większość (w ewolucyjnej skali) czasu spędził w słonecznej Afryce i nie musiał polegać na jedzeniu jako źródle witaminy D. Miejsce zamieszkania oraz dieta przeciętnego Polaka nie zapewnia większości ludzi odpowiedniego poziomu witaminy D.


Oto kilka polecanych produktów stosunkowo bogatych w witaminę D. Pełną listę przebadanych, bogatych w witaminę D produktów znajdziesz tutaj.
  • 1 łyżeczka od herbaty (4g) oleju z wątroby dorsza - 414 I.U.
  • 100 g makreli - 345 I.U.
  • 1 śledź (28g) - 460 I.U.
  • 1 jajko - 25 I.U.
  • 100 g pieczarek - 14 I.U.*
*Grzyby to jedyne wegańskie źródlo witaminy D, choc występuje ona tam w formie D2 a nie w lepiej przyswajalnej formie D3. O grzybach napiszę dalszej części artykułu.


Jak zwiększyć ilość witaminy D w pożywieniu?
Mimo, że żywność nie jest najlepszy źródłem witaminy D istnieją sposoby by wyprodukować żywność o większej jej zawartości. By zwiększyć zawartość witaminy D w zwierzętach czy produktach zwierzęcych, które potem my będziemy spożywać należy:
Widać zatem, że jednym z lepszych sposobów na produkcję żywności bogatej w witaminę D jest chowanie zwierząt na pastwisku. Przykładowo kury z wypasu pastwiskowego dają jajka trzy do sześciu razy  bogatsze niż kury z chowu przemysłowego.Skoro kura większość dnia spędza na słońcu a nie w "fabryce jajek", to nic dziwnego, że wartość biologiczna takich jajek jest wyższa.

Mleko od krów, które przebywają na pastwisku jest również nieznacznie bogatsze w witaminę D niż mleko od krów przebywających cały dzień w oborze. Jednak najlepszy sposób na podniesienie zawartości witaminy D (bez innych skutków ubocznych) w mleku krów polega na napromieniowaniu drożdży promieniami UV B i żywieniu tymi drożdżami krów.

Jak drastycznie zwiększyć zawartość witaminy D w grzybach?

Witamina D w grzybach pełni rolę ochronną - grzyby zabezpieczają się przed zniszczeniem swojej plechy (grzyby nie mają tkanek). Zwykle grzyby rosną w miejscach ciemnych i wilgotnych zatem zbyt wiele tej witaminy nie produkują. Jednak jeśli wystawimy grzyby na działanie promieniowania UV (np. światło słoneczne) ilość witaminy D w nich zwiększa się nawet kilkaset razy. Jednym z najlepszych sposobów "domowej roboty" jest wystawienie grzybów shitake blaszkami do góry (czyli grzyby są "do góry nogami") na 6 godzin na słońce. Ilość witaminy D zwiększa się wtedy z 100 I.U. w 100 gramach do 46.000 (46 tys.)!
Całkiem przyzwoite efekty uzyskuje się również z naświetlania grzybów Reishi i Maitake.

Muszę wspomnieć, że grzyby nie zawierają witaminy D w formie najlepiej przyswajalnej dla człowieka czyli D3 (cholekalcyferol) tylko w formie witaminy D2 (ergokalcyferolu). Uważa się witaminę D3 za lepsze źródło witaminy D niż D2. Witamina D2 ma około trzy do dziesięciu razy słabsze działanie jak witamina D3.

Drugie informacja warta wspomnienia, to fakt zatrzymywania przez szkło większości promieniowania UV. Dlatego by zwiększyć zawartość witaminy D w grzybach należy je wystawić na słońce bezpośrednio a nie na

Myślę, że uzbrojeni w tę wiedzę damy radę przetrwać każdą, nawet najmniej słoneczne lato czy zimę. Może nawet tę nuklearną?  :)

czwartek, 26 sierpnia 2010

Czym jest ściółkowanie, jaki obszar wokół drzewka wyściółkować i czy lepiej jest ściółkować czy posadzić rośliny okrywowe?

Dostałem ostatnio od jednej z Czytelniczek bloga pytanie na maila. Myślę, że odpowiedź na nie może być tematem na całkiem ciekawy wpis.

Panie Wojciechu, chcemy na naszej działce o powierzchni 1,16 ha posadzić na jesień kilkanaście drzewek owocowych. Niestety nie mamy wystarczającej ilości słomy by wyściółkować całą działkę. Dodam jeszcze tylko, że w miejscu w którym będziemy sadzić drzewka mamy glebę piaszczystą V i VI klasy. W związku z tym mam dwa pytania:
  • Czy lepiej jest ziemię wokół drzewka wyściółkować czy lepiej jest pozwolić rosnąć dookoła drzewka roślinom wspierającym?
  • Jaka powierzchnię wokół drzewka owocowego należy wyściółkować?
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam Hania*
*Lekko przeredagowałem i skróciłem list Pani Hani
By Czytelnicy mogli lepiej zrozumieć odpowiedź, którą udzieliłem Pani Hani najpierw napiszę parę słów o ściółkach i dlaczego w ogóle się ściółkuje glebę.

Co to  jest ściółkowanie?

Ściółkowanie to nic innego jak stosowanie jakiegoś materiału w celu przykrycia gleby. Inna nazwa na ściółkowanie to mulczowanie lub (z angielska ;) mulchowanie.

Po co ściółkuje się glebę?
Zapewne powodów dla których ściółkuje się glebę jest tyle ile ogrodników, przedstawię jednak te najpopularniejsze:

  • ograniczenie wzrostu chwastów
  • zagłuszenie chwastów
  • ograniczenie wyparowania wody z gleby
  • zwiększanie poziomu materii organicznej w glebie (tylko ściółki pochodzenia organicznego)
  • zwiększenie poziomu minerałów w glebie (głównie ściółki z mączek skalnych)
  • zwiększenie żyzności gleby (ściółki pochodzenia naturalnego)
  • chęć posiadania grzybów jadalnych w ogrodzie
  • estetyka
Ściółkowanie zatem to bardzo przydatna technika. Ich działanie jest kompleksowe - działają na wielu poziomach.

Dlaczego ściółkowanie jest korzystne dla roślin?
Ściółka tworzy swego rodzaju warstwę izolacyjną przed słońcem - dzięki temu powierzchnia gleby tak szybko nie oddaje wody. Gdyby jednak powierzchnia gleby wyschła siły kapilarne podciągałyby wodę z głębszych poziomów gleby co sprawiłoby, że ilość wody dostępnej roślinom znacznie by się zmniejszyła. Uwzględniając fakt, że na większości obszaru Polski opady deszczu są niewystarczające dla optymalnego plonowania większości rośli, jest to istotny czynnik wpływający na szybkość i tempo wzrostu roślin.

Drugi sposób w jaki ściółka przyczynia się do lepszego plonowania roślin to ograniczenie ilości chwastów. Mimo, że większość chwastów to dynamiczne akumulatory i są w sadzie czy ogrodzie na dłuższą metę przydatne, to ich nadmierny wzrost przyczynia się do ograniczenia wzrostu roślin i w konsekwencji plonów. Przyczyną tego zjawiska jest zmniejszenie dostępnej ilości wody oraz łatwo przyswajalnych minerałów dla roślin "produktywnych". Przykładowo bujnie rosnący mniszek lekarski na 1 ha sadu posiada w swojej biomasie około 64kg azotu. To około 1/2 rocznego nawożenia azotem stosowanego w komercyjnych sadach jabłoniowych. Jeśli ten azot będzie w okresie od marca - czerwca niedostępny dla roślin "produktywnych" (czyli nie będzie w glebie w łatwo dostępnej dla pożądanych przez nas roślin formie a będzie w tkankach mniszka) to tempo wzrostu wegetatywnego (gałęzi i liści) młodych jabłoni obniży się.

Kolejną korzyścią ze stosowania ściółek, tym razem dotyczy to mulczy organicznych (pochodzących od żywych składników przyrody i posiadających w swoim składzie węgiel np. wióry czy słoma) jest zwiększenie poziomu materii organicznej w glebie. Ściółkowanie to po prostu najlepszy sposób na zrobienie tego w szybki sposób na małej powierzchni.

Jeśli do ściółkowania użyjemy różnego rodzaju tłucznia lub grysu bazaltowego to powoli uwalniane z niego mikroelementy zasilą glebę w potrzebne roślinom do prawidłowego wzrostu składniki.


To drzewko owocowe skorzystałoby bardzo na ograniczeniu konkurencji wokół niego. Ścięcie większości roślin wokół niego, wyściółkowanie kartonem i słomą pomogłoby bardzo w jego wzroście.

Jaki obszar wokół drzew i krzewów owocowych należy ściółkować?
Obszar wokół drzewa czy krzewu, który musimy wyściółkować zależy od gleby w jakiej sadzimy nasze drzewa. Skoro celem ściółkowania jest zapobieżenie wyparowaniu wody ze strefy korzeni roślin musimy wiedzieć jak daleko sięgają korzenie roślin. W glebach ciężkich i tych bardziej żyznych korzenie drzew sięgają zwykle do około 1,5 raza promienia korony. Przekładając to na konkretny przypadek... Jeśli sadzimy drzewko o promieniu  korony 0,5m (dość spore drzewko) to dobrze jest wyściółkować glebę wokół drzewka w promieniu 0,75 m. Na glebach lżejszych (piaszczystych) i mniej żyznych lepiej korzenie roślin sięgają nawet od 3 do 7 razy promienia korony! Teoretycznie zatem dobrze byłoby drzewko z poprzedniego przykładu wyściółkować w promieniu około 1,5 m.


Dlaczego drzewa i krzewy owocowe na glebach piaszczystych trzeba mocniej ściółkować?

Drzewa i krzewy na glebach lekkich wymagają więcej ściółkowania gdyż ich system korzeniowy jest rozleglejszy. Jest on taki ponieważ gleby lekkie gorzej "trzymają" wodę i substancje mineralne niż gleby cięższe. Rośliny muszą zatem więcej energii zainwestować w budowę rozległego systemu korzeniowego by zrekompensować sobie to, że rosną na gorszym stanowisku. Dzięki takiemu rozległemu ściółkowaniu stworzymy korzystne warunki do rozwoju grzybów mikoryzowych - niezwykle ważnym sprzymierzeńcom ogrodnika ekologicznego na słabych glebach.
Kukurydza uprawiana bezorkowo.
Czy drzewa owocowe zawsze muszą być ściółkowane?
Generalnie nie. Zresztą na ściółkowanie dwudziestoletniego orzecha włoskiego, kasztana jadalnego lub jabłoni na siewce antonówce wymagałoby posiadania niezwykle dużej ilości materiału na ściółkę. Ściółka jest najbardziej pożądana w pierwszych kilku latach życia drzewa. Z czasem drzewa będą wytwarzać swoją własną ściółkę. Starszym i większym osobnikom trawa i chwasty aż tak bardzo nie szkodzą, choć zawsze ograniczają w jakimś stopniu plony owoców/orzechów.

Zatem odpowiadając na pytanie czy lepiej jest ściółkować czy pozwolić rosnąć roślinom wspierającym muszę udzielić wymijającej odpowiedzi: to zależy. Od bardzo wielu czynników. Przykładowo jeśli naszym celem jest uzyskiwanie wysokich plonów z danego obszaru (nie tylko roślin) i mieć pewność jakiś "plonów", to możemy chcieć mieć niektóre chwasty. Rosnący w sadzie czy leśnym ogrodzie mniszek lekarski czy perz może być wartościową i wysoce pożądaną paszą dla zwierzą a nie jakimś chwastem. A że obniży to trochę tempo wzrostu drzewek owocowych? No cóż... bezpieczeństwo, zdrowie i różnorodność "kosztują".

Z czasem, gdy drzewka i krzewy już trochę podrosną można dodać więcej roślin, które będą teoretycznie konkurować z dojrzałymi drzewami i krzewami. Dzięki temu, ze stworzymy gildie roślinne leśny ogród będzie bardziej przypominał naturalny ekosystem.

Mam nadzieję, że ten wpis choć trochę pozwolił zrozumieć tę dość niejednoznaczną i skomplikowaną kwestię.


A Ty co o tym myślisz?

niedziela, 22 sierpnia 2010

Uprawa ogrodu na wzór Indian.

Niektóre plemiona i państwa Indian zarówno północnoamerykańskich jak i tych z Ameryki Południowej miało specyficzne podejście do uprawy ziemi. Właściwie to według europejskich standardów wiele plemion Indian ziemi nie uprawiali - między innymi dlatego zwani byli przez białych dzikusami, bo jakże to można być cywilizowanym nie uprawiając ziemi?

Podejście Indian charakteryzowało się poprawianiem warunków wzrostu przydatnym im (pośrednio lub bezpośrednio) dziko rosnącym roślinom.  W ten sposób zarządzane były całe ekosystemy...

W tym wpisie będę zbiorczo mieszkańców obu Ameryk nazywał Indianami, "trochę" rzecz upraszczając ponieważ różnice w rozwoju cywilizacyjnym między poszczególnymi państwami i plemionami były ogromne. Podobnie jak dzisiaj Europejczycy (w sensie mieszkańcy Europy a nie miłośnicy Unii Europejskiej ;) wykazują różny poziom rozwoju cywilizacyjnego. Japiszon z Londynu jak i chłop z mołdawskiej wsi "zabitej dechami" to dwie współcześnie występujące skrajności. W niektórych rejonach Nowego Świata rozwinięte było również typowe rolnictw.

Co szczególnego robili Indianie co odróżniało ich sposób "uprawy" ziemi od europejskiego?

Wiele ludów nie uprawiało ziemi w tradycyjnym tego słowa znaczeniu (nie orali itp.) tylko poprawiało warunki życia produktywnych roślinom. Jak tego dokonywali?
Zwiększali np. dostęp do światła dla roślin owocowych, orzechowych czy dających bulwy jeśli te tego wymagały. Zwykle dokonywali tego poprzez usunięcie roślin nieproduktywnych czy takich, które nie dawały im bezpośrednio korzyści.

Zdjęcie zaniedbanej gildii roślinnej przed.

Zdjęcie tej samej gildii po "odchwaszczeniu" i rzuceniu chwastów jako ściółkę na ziemię.
Kolejnym sposobem w jaki Indianie zarządzali ziemią jest poprawa warunków wodnych dla produktywnych roślin. Zwykle robili to poprzez usypywanie drobnych wałów ziemnych lub układaniu gałęzi czy pni drzew w ten sposób, że spowalniany zostawał spływ powierzchniowy wody. Na podobnej zasadzie jak

Indianie w wielu miejscach wypalali w odpowiednim czasie (zwykle na początku pory suchej) podszyt w lesie. Sprawiało to, że pożar dotykał tylko podszyt i runo leśne a nie niszczył drzew. Po takim pożarze odrastała bujnie roślinność, co zapewniało wysokiej jakości paszę dla "jedzenia jedzenia" czyli wszelkiej maści jeleniom, łosiom, dzikom... Młode rośliny są bardziej pożywne, zawierają chociażby dużo więcej białka niż te stare, zdrewniałe. Oprócz tego, że stwarzali w ten sposób środowisko dobre dla dziczyzny to jeszcze łatwiej było im polować, gdyż nie musieli przedzierać się przez cierniste zarośla.Czerwonoskórzy robili zatem coś w rodzaju ekstensywnie (niskonakładowo) zarządzanych leśnych pastwisk dla dzikich zwierząt.

W jaki sposób można wykorzystać wiedzę o indiańskim zarządzaniu ziemią we współczesnym świecie?
Rdzenni mieszkańcy obu Ameryk stosowali rożne techniki i metody, które były stosunkowo mało czasochłonne a dawały przyzwoite efekty. My również możemy nauczyć się czerpać z ich wiedzy. Większość z tych sposobów nadaje się raczej do permakulturowej strefy 3 i 4. Przykładowo jeśli w lesie rosną dzikie maliny a wiemy, że maliny obradzają najlepiej na zeszłorocznych pędach, to po owocowaniu w lipcu-sierpniu można je przyciąć - w przyszłym roku będą owocować dużo lepiej. Podobnie można przycinać opuszczone, zdziczałe jabłonie, grusze... Sam zacząłem się tak opiekować kilkunastoma drzewami i nieokreśloną liczbą krzewów w mojej okolicy  (3 orzechy włoskie, z 5 mirabelek, 7 jabłoni, 3 grusze i z 6 wiśni/czereśni.)
Kolejną korzyścią z dbania o dzikie drzewka, to zdobycie doświadczenia w przycinaniu. Lepiej ćwiczyć jest na darmowym materiale, niż zdobywać wiedzę kosztem zdrowia drogich drzewek owocowych.

Indianie również wycinali drzewa i krzewy, które zagłuszały rośliny produktywne. Warto ścinki, gałęzie z takiej przycinki rzucić pod drzewo produktywne - dzięki temu poza zmniejszeniu konkurencji ze strony silniejszego, "bezużytecznego" drzewa czy krzewu dostarczymy roślinie trochę substancji odżywczych a grzybom mikoryzowym dobrego pokarmu i środowiska.

Można zatem powiedzieć, że rdzenni mieszkańcy obu Ameryk zarządzali sukcesją ekologiczną - na swoją, zwierząt i natury korzyść.


Na koniec ładna, wpadająca w ucho piosenka :)

czwartek, 19 sierpnia 2010

O krowie żywicielce, świniach i aminokwasach

Mimo, że wpis jest w gruncie rzeczy o krowach najpierw zacznę od świń i małego przypomnienia z dziedziny biologii. :)

Czego świnie potrzebują do wydajnego wzrostu?
Organizmy zwierzęce by rosnąć potrzebują materiału budulcowego - białka. Właściwie to niedokładnie się wyraziłem - zwierzęta (i ludzie) potrzebują nie białka, a substancji z których to białko jest zbudowane - aminokwasów. Część z tych tych aminokwasów ludzie i zwierzęta są w stanie "wyprodukować" we własnym zakresie. Te aminokwasy nazywamy endogennymi. Ciało człowieka i świni wytwarza je głównie z węglowodanów i innych aminokwasów.

Taką muskulaturę trudno osiągnąć w naturalny sposób przyjmując nawet najlepszy zestaw aminokwasów. Umieszczenie tej fotografii w części wpisu o świniach to całkowity zbieg okoliczności ;)

Aminokwasy, których ludzie i świnie nie są w stanie syntetyzować (wytwarzać we własnym organizmie) nazywamy aminokwasami egzogennymi.
Aminokwasy egzogenne:
  1. fenyloalanina (phenylalanine, Phe)
  2. izoleucyna (isoleucine, Ile)
  3. leucyna (leucine, Leu)
  4. lizyna (lysine, Lys)
  5. metionina (methionine, Met)
  6. treonina (threonine, Thr)
  7. tryptofan (tryptophan, Trp)
  8. walina (valine, Val)
U dziecka należy jeszcze wymienić dwa aminokwasy:
  1. histydyna (histidine, His)
  2. arginina (arginine, Arg)

Jeśli nie będziemy dostarczać ich naszemu organizmowi możemy nabawić się rożnych, nieprzyjemnych chorób i symptomów zaczynając od zawału mięśnia sercowego (serce nie będzie miało odpowiednich aminokwasów by się regenerować) na wypadaniu włosów i depresji kończąc... W cywilizowanym świecie ludziom niedobór tych aminokwasów nie grozi, chyba, że są na dietach w których ilość białka jest zbyt mała, jakość tego białka (zawartość aminokwasów egzogennych jest nieodpowiednia) lub dany człowiek ma jakieś inne problemy zdrowotne związane z trawieniem i przyswajaniem białka.


Bieszczadzka krowa uzupełniająca swą dietę w liście i gałęzie krzewu.
U świń jest podobnie, jednak uwzględniając, że żywot przeciętnej świni jest krótszy jakieś 70-140 razy niż żywot człowieka problemów z niedoborem białka aż tak nie widać... Czy może widać, ale objawia się to zwiększoną ilością tłuszczu w ogólnej wadze świni i pogorszeniem współczynnika konwersji paszy (ile kg jedzenia musi świnia spożyć by przybrać kg na wadze). Jeśli w paszy świń brakuje chociażby jednego z aminokwasów egzogennych do tego by zostało wytworzone białko strukturalne (np. mięśnie) to większość paszy zostanie przetworzona na tłuszcz (słoninę). Oczywiście nie ma w tym nic złego jeśli produkujemy świnie na swoje potrzeby - słonina od świń z wypasu pastwiskowego to tradycyjny, zdrowy tłuszcz używany przez naszych przodków od wieków. Jednak jeśli produkujemy świnie na skalę komercyjną, to duża ilość słoniny nie jest pożądana. Po pierwsze spada tzw. mięsność świni co obniża cenę mięsa w skupie. Jako konsumenci wiemy, że słonina kosztuje około 1-3 zł za 1kg a 1 kg "mięsa" około 12 zł i więcej. Jeśli dodać do tego, że wytworzenie tłuszczu u świni jest bardziej kosztowne niż "mięsa" to wiemy już dlaczego komercyjni hodowcy unikają otłuszczenia świni jak ognia.Wynika to z tego, że  tłuszcz zawiera 9kcal na g a białko zawiera 4kcal na g. Co więcej pasze zawierające dużo białka są dużo droższe niż te węglowodanowe a ich kaloryczność jest przecież taka sama. Hodowca na otłuszczonej świni traci zatem potrójnie...

W przypadku aminokwasów egzogennych wszystkie potrzebne są naraz - jeśli będzie brakować choćby jednego, białko z pokarmu nie zostanie wykorzystane efektywnie. Starszej daty podręczniki do biologii, dietetyki czy hodowli zwierząt dzielą białko na pełnowartościowe (zwierzęce) i niepełnowartościowe (roślinne). Z tymi aminokwasami jest jak z drewnianą beczką do przetrzymywania wody. Może być w 99% "sprawna" ale jeśli będzie brakować jednej, wąskiej deski cała konstrukcja nie spełni powierzonego jej zdania. Wartość białka będzie liczona do najmniejszego wspólnego mianownika - do tego aminokwasu egzogennego, którego brakuje. Dalej porównując aminokwasy do beczki... Woda może być magazynowana tylko do poziomu najniższej dziury w tejże beczce. Nie jest istotne, że beczka ma pojemność 500 l (dostarczamy dużej ilości białka w ogóle) co natomiast jest ważne, to jak nisko jest najniższa dziura (którego aminokwasu egzogennego świni brakuje).

Jeśli chcemy hodować świnie na pastwisku, to zwykle te aminokwasy, które są czynnikiem ograniczającym wzrost świń (bo brakuje ich w runi pastwiskowej) to: lizyna, metionina, treonina i tryptofan. Teoretycznie można by suplementować żywiąc świnie śrutą rzepakową lub soją, jednak ich sposób produkcji pozostawia wiele do życzenia jeżeli chodzi o wartość odżywczą tych dwóch roślin.

Krowa - potencjalne źródło wartościowej paszy dla świń
Co mają te wszystkie wywody o aminokwasach i świniach mają do krów?
Krowy mogą dostarczyć w bardzo dużych ilościach brakujących świniom aminokwasów oraz dostarczyć lekkostrawnego pokarmu.

We wpisie o drogich świniach wspomniałem o tym jak hodowane są świnie na szynkę parmeńską - mają dostęp do pastwiska oraz dostają kasztany jadalne oraz serwatkę. Zapewnia im to pełnowartościową paszę a oprócz tego smak uznawany przez znawców za wyborny, bardzo słodki.

Zapewne Czytelnikom powoli krystalizuje się już pewien obraz. Krowa daje mleko, z mleka człowiek robi sobie masło i sery. Resztki z produkcji (maślankę i serwatkę) daje się świniom do zjedzenia - stanowi to pełnowartościową paszę - nie potrzeba już soi GMO...

Jedna krowa może dostarczać kilkadziesiąt kilogramów paszy dla świń dziennie.
Wbrew pozorom mleko, maślanka i serwatka nie są jedynym pożywienie dla świń, którego może dostarczać krowa. Inne potencjalne źródło jadła dla tych świńskich wszystkożerców to... krowie odchody.

Co dzieje się z roślinami, które krowa spożyje?
Z pokarmem połkniętym przez krowy dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że dla krów rośliny nie są bezpośrednim źródłem pożywienia - by zwiększyć wartość odżywczą swej paszy krowy wykorzystują pośredników - bakterie. Krowy poprzez żucie roślin zwiększają powierzchnię na którą mogą działać bakterie. Te bakterie trawią pokarm roślinny po czym się rozmnażają. Następnie krowa zjada wstępnie przetrawiony pokarm roślinny wraz z wszystkimi bakteriami. Krowa (a raczej rolnik ją żywiący) w przeciwieństwie do świni nie musi się martwić o to by konsumowała ona jakieś aminokwasy egzogenne. Wystarczy, że będzie przyjmować odpowiednią ilość białka, włókna oraz węglowodanów. Właściwie to krowa nie musi nawet spożywać dużej ilości białka - częścią pożywienia, które bakterie w jej żołądkach są w stanie przerobić na białko może być mocznik (źródło azotu dla bakterii do produkcji białka). Znane są przypadki w których dużą część diety krowy stanowiły trociny, mocznik (źródło azotu do syntezy białka przez bakterie) oraz lizawka melasowo-mikroelementowa. Taka dieta (mocznikowo-trocinowo-melasowa) wpływa jednak negatywnie na zdrowie krowy, smak mięsa i mleka.

Dlaczego krowa może spożywać żywność niezawierającą wszystkich aminokwasów egzogennych?
Ponieważ krowa stwarza w swoim żołądku warunki do rozwoju bakterii, których pożywienie może nie zawierać kompletu aminokwasów. Te bakterie są w stanie jednak wytwarzać wszystkie aminokwasy egzogenne. Gdy te się namnożą krowa po prostu je "zjada" przenosząc treść pokarmową do następnego żołądka.

Krowie odchody stanowią cenną choć tanią paszę dla świń.

Dlaczego odchody krowy mogą stanowić paszę dla świń?
Świnie są zwierzętami wszystkożernymi. Natura dała im zadanie bycia czyścicielem środowiska. Oprócz tego, że jedzą roślin i zwierzęta, to świnie spożywają z wielkim uznaniem odchody innych zwierząt. Krowi obornik składa się w sporej części z niestrawionych części roślin oraz z bakterii. Te ostatnie zaś tak jak już wcześniej wspomniałem zawierają wszystkie aminokwasy egzogenne. Mogą zatem stanowić cenny "koncentrat paszowy". Dodatkowo jeśli krowy(czy konie) żywione są ziarnem, to część ziarna przechodzi przez przewód pokarmowy krów właściwie niestrawiona. W normalnych warunkach tego typu produkt by się zmarnował.

Korzyści ze stosowania odchodów krowich w żywieniu świń.
Pierwszą, dość oczywistą korzyścią jest stosowanie odchodów krowich jako źródło energii dla świni, drugie to wspomniane wcześniej białko i aminokwasy egzogenne. Trzecią korzyścią żywienia świń odchodami krów to dostarczanie im mikroelementów oraz witamin, głównie z grupy B (również B12).

Jaki procent świńskiej diety mogą stanowić odchody krów?

FAO (agencja ONZ zajmująca się wyżywieniem i rolnictwem) opublikowała dane o eksperymencie przeprowadzonym na Mauritiusie w 1976 r. w którym świnie karmione były w 40% krowimi odchodami w 40% melasą i w 20% komercyjną mieszanką paszową. Świnie na takiej mieszance co prawda rosły wolniej niż w grupie kontrolnej, ale  hodowcy i tak osiągnęli dobre wyniki ekonomiczne z powodu niskiej ceny takiej mieszanki...
.
W zależności od kilku czynników:
  • wieku i diety krowy
  • jaką części diety świń mają stanowić odchody
  • wieku świń 
Jedna krowa może dostarczać pokarmu w formie odchodów dla od 3 do 17 świń.

Jak zintegrować możliwość odżywiania się świń odchodami krów w szerszym systemie permakulturowym?
Jeśli chcemy hodować świnie i krowy na permakulturową modłę mogę zasugerować tego typu rozwiązanie.
W pierwszym dniu na pastwisku wypasana jest krowa/krowy. Na drugi dzień na pastwisko wchodzą świnie - będą jadły korzonki i część runi pastwiskowej. Trzeciego dnia można na daną kwaterę pastwiska wysłać kury - zjedzą one sporą cześć pasożytów występujących w odchodach świń i kur. Dodatkowo rozgrzebią je czym przyspieszą ich rozkład i dostarczenie zawartych w nich substancji roślinom. W ten sposób wykorzystywane jest wiedza dotycząca holistycznego wypasu zwierzą dzięki czemu nie dojdzie do nadmiernego wypasu roślin na pastwisku oraz ilość niedojadów będzie mała.
Samo pastwisko może być np. rzadkim lasem pastwiskowym na którym rosną orzechy włoskie, kasztany hybrydowe lub drzewka owocowe czy inne drzewa paszowe. Ten system agroleśniczy powinien być osłonięty od wiatru odpowiednio wysokim i gęstym żywopłotem.


Czy w ten sposób można utuczyć świnię bez zakupu paszy z zewnątrz?
W chwili obecnej trudno powiedzieć czy samo pastwisko + odchody krowie są w stanie zapewnić pełnię wyżywienia dla świń. Jestem skłonny przypuszczać, że jeśli dodamy do diety tych zwierząt orzechy włoskie i kasztany hybrydowe to świnie będą rosły całkiem przyzwoicie a my będziemy mogli cieszyć się tym, że wiemy co jadło nasze jedzenie. Jeśli sprzedajemy tak żywione świnie warto względem klientów podkreślać np. fakt, że nie były żywione koncentratami paszowymi (jeśli to prawda) lub soją GMO. Stanowi to zatem alternatywny do posiadania certyfikatu ekologicznego sposób na wytworzenie wartości dodanej w gospodarstwie.

Dla nas koński kał to odchody - dla świni smaczne i odżywcze śniadanie/obiad/kolacja ;)
Zdjęcie dzięki uprzejmości Wikipedii
Czy świnie można karmić odchodami innych zwierząt roślinożernych?
Tak, świnie można karmić odchodami innych zwierząt roślinożernych np. takich jak koni, kóz, królików... Bardzo dobrym źródłem żywności dla świń są odchody końskie, gdyż konie trawią mniej wydajnie niż krowy, więc "końskie jabłka" zawierają więcej nasion itp. bardziej  kalorycznych elementów paszy. Oczywiście mniej wydajne z naszego punktu widzenia - konie przetrwały do naszych czasów i mają się całkiem nieźle. One zatem z tą "niewydajnością" radzą sobie całkiem nieźle.

niedziela, 15 sierpnia 2010

Permakultura i woda cz.4 - jak szerokie powinny być swale i w jakiej odległości od siebie należy je kopać?

Dla przypomnienia swale to rów wykopany na warstwicy. Innymi słowy to rów wykopany dokładnie w poprzek spadku terenu (stoku). By swale był wykopany równo wykorzystuje się nawet poziomice (np. wodne i/lub laserowe).

Swale to struktura ziemna mająca na celu spowolnić spływ powierzchniowy wody. No ale ile właściwie tych rowów nam trzeba? Skoro wiemy już jakie dokładnie zadanie ma taki swale pełnić możemy przystąpić do ustalania wytycznych i obliczeń.

Jeżeli chcemy zatrzymać spływ powierzchniowy wody to musimy wiedzieć ile wody może z danej powierzchni spłynąć. Ile procent wody spływa z danego terenu:

  • Wybetonowana/wyasfaltowana powierzchnia 80-90%
  • Goła gleba 20 -75% (średnia to 35-55%)
  • Trawnik/obszary trawiaste 5-35% średnia 10-25%
  • Rdzenna preria amerykańska 6%
  • Las 15%

Zatem można się spodziewać, że z każdych 600 litrów wody spadających na m2 (średnia opadów dla Polski) około 150 litrów spłynie z naszego trawnika a około 500 litrów jeśli dany teren jest wybrukowany.

Ile wody może pomieścić swale?
To oczywiście zależy od jego wielkości. Zwykle swale mają kształt trapezu. Wzór na objętość swale to  to (a+b)*h*0,5 - to powierzchnia przekroju swale (trapezu). Następnie daną wielkość mnoży się razy długość swale. Najłatwiej jest operować w metrach...

Przykładowy swale o szerokości podstaw (1,5 m + 0,5 m) * 0,5 * 0,5 m . Po obliczeniach wychodzi, że metr bieżący takiego swale będzie w stanie zmagazynować około 0,5m3 wody. m3 wody to jest 500 litrów. Do to ilość wody zmagazynowana przez sam swale. Dodatkową ilość wody (choć mniejsze) może zmagazynować wał powstały z ziemi, którą wykopaliśmy...


Graficzne przedstawienie przekroju poprzecznego swalea.
Wcześniej wspomniałem już, że w tym rowie woda nie ma stać ciągle - on ma przechwycić i zatrzymać wodę, która spływa... Ostatnio w czasie tragicznych nawałnic spadło nawet 190mm deszczu w ciągu 24 godzin (niemal 1/3 średniej rocznej!). Zatem opisany wcześniej swale byłby w stanie zebrać całą wodę z około 10 metrów powyżej niego. W praktyce ilość przechwyconego przez niego wody byłaby większa, gdyż ta ilość wody spadłą w ciągu 24 godzin a nie minuty. Część wody znajdującej się w swaleu zdążyłaby wsiąknąć w głąb gleby dostarczający nowych możliwości przechwytywania wody.

Co jaką odległość kopać swale?
W zależności od klimatu swale kopie się co 10 - 20 szerokości samego swale. W klimatach umiarkowanych* można kopać co 20 szerokości w klimatach z deszczami monsunowymi lepiej co 10.
Jeśli swale jest węższy powiedzmy na szerokość szpadla (około 20 cm) to taki swale dobrze jest kopać co 2 - 4 metrów. Bardzo istotna jest również ilość materii organicznej w glebie - im jej więcej tym swale można kopać w większej odległości od siebie. Wynika to z tego, że materia organiczna ma spore właściwości sorpcyjne.

Wyściółkowana morela posadzona poniżej malego swale'a (szerokiego na jeden szpadel).

Kolejną sprawą jest kwestia czy możliwe i opłacalne jest przechwycenie całej wody, która spadanie na nasza posesję? Możliwe tak, opłacalne.. raczej nie. Kto zagwarantuje, że za 3 lata nie będzie nawałnicy tysiąclecia i nie spadnie 300 mm wody w ciągu 24h? Czy mam się przygotować na to? Owszem można, to kwestia tylko ceny. Lepiej jednak być gotowym na to by nasze swale były w stanie przyjąć wodę z maksymalnych opadów, które wystąpiły na danym terenie w ciągu ostatnich 100 lat. Resztę wody niech przechwyci materia organiczna w glebie, bo możliwości są duże.

Na koniec parę linków:
Ciekawe badanie wskazujące, że to nie wiek lasu (przynajmniej w przypadku młodych lasów) a zawartość materii organicznej w glebie wpływa na wielkość spływu powierzchniowego.Drugie badanie dowodzące, że w 95-100letnim lesie świerkowym spływ powierzchniowy jest mniejszy niż w świeżo wyciętym lesie, ale większy niż w 45 lesie.

Te dwa badania potwierdzają moje wcześniejsze przypuszczenia - widne lasy (z dobrze rozwiniętym podszytem) są lepsze w retencjonowaniu wody niż te o gorzej rozwiniętym. najprawdopodobniej oznacza to, że dobrze zaprojektowane systemy agroleśnicze mogą być w tym wydajniejsze niż naturalne lasy!
*Nasz umiarkowany klimat ostatnimi czasy wcale tego umiarkowania jakoś nie ukazuje. :)

czwartek, 12 sierpnia 2010

Co zrobić jeśli mamy ściek...rów melioracyjny w pobliżu naszej działki?

Wielu właścicieli nieruchomości zapewne ma tę "przyjemność", że ich działka graniczy z rolniczym rowem melioracyjnym których inna nazwa z racji jakości wody to ściek. Możliwe nawet, że taki rów przebiega przez część naszej działki. Zwykle stanowi tylko wylęgarnie komarów...

Rów melioracyjny może stanowić cenny zasób - trzeba tylko umieć go wykorzystać.

Co można znaleźć w rowie melioracyjnym?
Woda w wielu rowach melioracyjnych zwykle jest mocno zanieczyszczona. W tym miejscu warto przytoczyć definicję zanieczyszczenia stworzoną przez Billa Mollisona - twórcy pojęcia permakultura.

Zanieczyszczenie to surowiec znajdujący się w nieodpowiednim miejscu lub nieodpowiednim stężeniu

Jakie zanieczyszczenia zawiera zwykle woda w takim rowie melioracyjnym?
  • azotany i azot w innych formach
  • fosforany
  • mikroelementy
  • materię organiczną
  • drobnoustroje chorobotwórcze
  • środki ochrony roślin (ŚOR) i ich pozostałości (herbicydy, insektycydy, fungicydy...)

Skąd w wodzie z rowu biorą się te wszystkie substancje?
Zwykle są one pochodzenia rolniczego - w czasie intensywnych opadów deszczu duża część z użytego przez rolnika nawozu jest wymywana z gleby i trafia do wód gruntowych lub rowów melioracyjnych.Drobnoustroje chorobotwórcze najczęściej dostają się do ścieków rolniczych z używanych przez rolnika nawozów typu gnojówka, gnojowica lub obornik.

Jak wykorzystać obecność rowu melioracyjnego z zanieczyszczoną wodą na nasza korzyść?

Z tego koktajlu trudno wykorzystać tylko ten ostatni składnik (ŚOR). Pozostałe mogą być cennymi zasobami - wystarczy tylko ustawić odpowiednie elementy w odpowiednim miejscu, co właściwie jest istotą projektowania permakulturowego :)

Tymi odpowiednimi elementami będą rośliny, które mają duże zapotrzebowanie na biogeny (pierwiastki takie jak azot i fosfor)... Jedną z lepszych roślin do tego celu będzie wierzba - można będzie ją później przerobić na ściółkę, opał, pożywkę dla grzybów jadalnych czy materiał do ogrzewania kompostowego. W ten sposób spełniona zostanie permakulturowa zasada - niech każdy element pełni co najmniej dwie funkcje.

Innymi roślinami które możemy uprawiać w okolicach rowu melioracyjnego to żywokost lekarski i pokrzywa - można nimi karmić zwierzęta, stosować jako szybko rozkładającą się ściółkę lub robić z nich herbatki przeciwko szkodnikom.

Jadalne rośliny, które możemy uprawiać w pobliżu rowu melioracyjnego.


Jest kilka roślin jadalnych, które mają duże zapotrzebowanie pokarmowe:

  • bez czarny (plantacje bzu czarnego nawozi się nawozami azotowymi w ilości dochodzących do 300 kg na ha/rok)
  • śliwy
Obficie owocujący czarny bez rosnący w pobliżu rowu melioracyjnego. Zasłania młodego orzecha włoskiego.

Dodam również, że zaobserwowałem kilka razy rosnący nieopodal rowów melioracyjnych dziczki orzecha włoskiego. Duża ilość wody i biogenów wpłynie zapewne korzystnie na tempo wzrostu, jednak najprawdopodobniej orzech włoski nie będzie owocować obficie.

Czy pestycydy w ściekach są groźne dla zdrowia?

Kwestią na którą trzeba zwrócić uwagę są środki ochrony roślin (pestycydy) i ich pozostałości. Jakkolwiek występują one ściekach, to nie stanowią one bardzo dużego zagrożenia. Zdecydowana większość środków ochrony roślin (ŚOR) stosowanych w rolnictwie dostaje się do roślin poprzez liście i inne części asymilacyjne roślin a nie korzenie. Jeśli jednak chcesz Drogi Czytelniku "dmuchać na zimne" uprawiaj wzdłuż rowów melioracyjnych rośliny, których nie będziesz bezpośrednio konsumował (wierzbę, pokrzywę, żywokost czy czarny bez na jedzenie dla dzikich zwierząt)


Jak zwalczać drobnoustroje chorobotwórcze w ściekach?
Paradoksalnie specjalnie nie trzeba ich zwalczać - znikną one w konsekwencji zmniejszenia ilości biogenów i zwiększenia ilości tlenu w wodzie. Oznacza to, że jeśli chcemy oczyścić wodę musimy spożytkować substancje, które sprawiają, że rośliny dobrze rosną.

Jakich roślin nie sadzić wokół rowów melioracyjnych?
Wokół rowów melioracyjnych z zanieczyszczoną wodą należy unikać sadzenia roślin wiążących azot (np. oliwników, robinii akacjowej, olch...) - tego pierwiastka i tak jest zbyt dużo w zeutrofizowanej (przeżyźnionej) wodzie.

Podsumowując ściek to dobre miejsce do uprawy wielu roślin o dużych wymaganiach wodno-pokarmowych. Nie dość, że będą nam lepiej rosły, to sadząc je nieopodal rowów melioracyjnych przyczynimy się do oczyszczenia środowiska wodnego.

Tysiące zanieczyszczonych rowów melioracyjnych czeka na Was! Nie każcie im czekać;)

wtorek, 10 sierpnia 2010

Mądrość przodków - wynalazek fermentacji i kiszenia.

Ponad tydzień temu, w weekend dla odmiany postanowiłem nie szwendać się po polach czy lasach a trochę socjalizować się udając na Plac Św.Wojciecha w Gnieźnie by uczestniczyć w festynie historycznym ku czci 1010 rocznicy Zjazdu Gnieźnieńskiego. Będąc sobą zainteresowały mnie skromne stoiska z jedzeniem :)

Podpłomyk z miodem i makiem - mało paleolityczne, nie mniej smaczne danie.

Wypytałem się pań przygotowujących podpłomyki czy mąka użyta do produkcji podpłomyków poddawana jest wcześniej zakiszeniu. One odpowiedziały, że nie - ciasto na podpłomyki to zwykła mąka wymieszana z wodą i szczyptą soli... Dlaczego to takie istotne? Tego można dowiedzieć się w dalszej części wpisu...

Według większości współczesnych naukowców podstawą diety ludzi powinny być węglowodany (zboża, owoce, warzywa, rośliny strączkowe). Główny nurt dietetyki głosi, że:
Niezdrowe są węglowodany przetworzone/rafinowane/oczyszczone np.
  • cukier
  • chleb biały, pszenny
  • biała mąka
  • biały ryż
Za pożądane dla zdrowia (wg. potocznej wiedzy) uważa się produkty typu chleb z pełnego przemiału - skoro produkt ten nie został przetworzony aż tak bardzo przez człowieka jak chleb "nierazowy", to przecież musi być zdrowszy?

Nie, gdyż ziarna zbóż nie są naturalnym pożywieniem człowieka (i większości zwierząt poza gryzoniami). Innym przykładem mniej przetworzonych produktów, których wartość odżywcza jest mniejsza bez przetwarzania to ziemniaki, owoce bzu czarnego czy rośliny strączkowe.

Tradycyjne społeczności w których używano zbóż jako podstawy wyżywienia zawsze poświęcały sporo czasu i wysiłku na ich odpowiednie przygotowanie. Te zabiegi powodują, że wartość odżywcza ziaren poprawia się.

Zwykle cały procedura rozpoczynała się od mielenia ziaren. Proces ten był albo czasochłonny albo kosztowny. Właśnie dlatego dawniej na wsi właściciel młyna czerpał z niego niezły dochód (zwłaszcza jeśli mieli prawnie usankcjonowany monopol). Biedacy swoje ziarna mielili w domu - ręcznie. Jeszcze do niedawna przykładowo w Tajlandii biedacy jedli nieoczyszczony ryż lub mielili go ręcznie. Powód był prozaiczny - młynarze zabierali bogate w białko otręby a to przecież potencjalne źródło paszy dla kur i świń. Wróćmy jednak do ludzi...

Czy rośliny chcą byśmy zjadali nasiona?
Ziarna zbóż zawierają dużą ilość różnych substancji  antyżywieniowych (z ang. antinutrient). Ta nazwa dość dobrze tłumaczy ich rolę... Mają po prostu spowodować, że ziarno/nasiono będzie niestrawne, niesmaczne, mało odżywcze lub spowoduje sensacje żołądkowo-jelitowe zwierzęciu (głównie chodzi o roślinożerców), które takie ziarno/nasiono spożyje. Celem takiej "polityki" jest "nauczenie" zwierząt by ziaren i nasion nie jadły. Ostatecznie jaki interes roślina ma w tym by ktoś lub coś zjadło jej nasiona - jej "dzieci"? Nie po to organizm ten poświęcił mnóstwo energii na wyprodukowanie nasion by teraz, gdy nasiona są już dojrzałe (czytaj roślina przeznaczyła na dane "dziecko" maksymalnie dużo energii jak to jest możliwe) jakieś zwierzę je zjadło. Dla większości roślin człowiek to taki sam szkodnik jak mysz czy jeleń, więc traktować trzeba go tak samo - truciznami.

Kto kogo wykorzystał?
Osobną kwestią, którą w tym wpisie nie będę się zajmował zbyt rozlegle jest to czy to człowiek udomowił zboża czy może to zboża wykorzystały człowieka do rozmnażania się? Ostatecznie przecież w "normalnych" warunkach dzika pszenica występuje tylko na Bliskim Wschodzie, soja w Azji Wschodniej a  kukurydza w Ameryce Centralnej i części Południowej. Dzisiaj te 3 uprawy rozprzestrzenione są na wszystkich kontynentach poza Antarktydą, człowiek pomaga im również w ten sposób, że dostarcza im substancje mineralne (nawożenie), zwalcza ich konkurentów (chwasty) i chroni ich zdrowie (ochrona przed grzybami i szkodnikami). To wszystko w zamian za możliwość przetrwania. Choroby cywilizacyjne takie jak próchnica, osteoporoza, reumatoidalne zapalenie stawów, toczeń, zawały mięśnia sercowego to bonusy z którymi przyszło nam żyć po przejściu na dietę w której dominują zboża i rośliny strączkowe. Wróćmy jednak do ludzi...

Czy produkty z mąki razowej są zdrowsze?

Zewsząd jesteśmy bombardowani informacjami o tym, że to chleb razowy jest zdrowszy niż ten biały. W końcu przecież w otrębach jest więcej substancji mineralnych białka i błonnika niż w bielmie i zarodku (to jest to co zostaje po oczyszczeniu ziarna z otrębów - to z tej części ziarna robi się białą mąkę). Niestety w otrębach jest również dużo więcej kwasu fitowego lub fityny (to inna nazwa dla kwasu fitowego) niż w wewnętrznej części ziarna. Kwas fitowy zaś to jedna z substancji antyżywieniowych, która sprawia, że wapno, magnez, żelazo i cynk są słabiej wchłaniane przez organizm ludzki. Dla zdrowia człowieka nie jest istotne to ile danych pierwiastków jest w pożywieniu ale jak bardzo są one przyswajalne. To dlatego lekarstwem na anemię (niedobór żelaza) nie są opiłki żelaza a dieta bogata w wątróbki, buraczki, rodzynki...

Jak zmniejszyć ilość substancji antyżywnościowych w cieście?
Jak już wcześniej wspomniałem tradycyjne społeczności poświęcały sporo czasu na to by swoje ziarno odpowiednio "przerobić" przed ich spożyciem. Nowoczesna nauka potwierdza, że te sposoby sprawiają, że ilość substancji antyżywnościowych zmniejsza się. Przykładowo świeżo zmielone ziarno pszenicy i żyta zawiera fitynazę - enzym który rozkłada fitynę (tą szkodliwą substancję antyżywnościową). Niestety (dla wartości odżywczych) większość mąk, które można uzyskać w sklepach to mąki z młynów stalowych w których mielenie zachodzi bardzo szybko a co się z tym wiąże w stosunkowo wysokiej temperaturze. To zaś sprawia, że fitynaza ulega denaturalizacji ( "ścina się" niczym białko jajka w czasie gotowania). Innymi słowy fitynaza staje się nieaktywna.
Efekt jest taki, że w przemysłowych warunkach nie jesteśmy w stanie uzyskać mąki z zawartością fitynaz - musielibyśmy ziarna mielić na niskich obrotach.

Odpowiednie zmielenie mąki to dopiero pierwszy krok do stworzenia chleba o wyższej wartości odżywczej. Drugą równie istotną kwestią jest zakwaszenie mąki, czyli dodanie wody. Fitynaza może działać na fitynę tylko warunkach wysokiej wilgotności.

Gluten - kłopotliwe białko

Następną kłopotliwą substancją w przeciętnej mące pszennej lub żytniej jest gluten. Gluten to białko występujące w wielu zbożach. Umożliwia on nadanie ciastu puszystości, gdyż dzięki niemu ciasto może zawierać więcej dwutlenku węgla i lepiej się lepi (gluten w czystej postaci przypomina konsystencją gumę do żucia). Wiele osób cierpi jednak na nietolerancję glutenu a większości osób gluten szkodzi choć niemal bezobjawowo. Skoro przy glutenie jesteśmy to warto wspomnieć, że przed XX w. zboża zawierały mniej tego białka. Po prostu w tym czasie zaczęto selekcjonować zboża pod kątem wartości do celów piekarniczych (a nie mylić z odżywczymi!). Wracając do naszego chleba...

Jak zmniejszyć ilość glutenu w chlebie?
Jeśli do mąki z niechlorowaną wodą dodamy zakwasu chlebowego (ja z baraku tego użyłem wody po ogórkach kiszonych) to zaszczepimy ciasto wieloma bakteriami i grzybami, które zaczną rozkładać znajdujące się w nim substancje. Jedną z takich rozkładanych przez te grzyby i bakterie substancji jest właśnie gluten. Podobno część osób cierpiących na celiakię (nietolerancję glutenu) może spożywać wysokiej jakości chleb na zakwasie.

Jak poprawić jakość białka w chlebie?
Kolejną ciekawą rzeczą, która dzieje się w czasie takiego zakwaszania ciasta jest zmiana profilu aminokwasów w tym chlebie - cześć mąki zmienia się w bakterie i grzyby, które to zawierają wszystkie aminokwasy egzogenne (takie których organizm człowieka nie jest w stanie sam wytwarzać). Innymi słowy taki chleb na zakwasie lepiej zaspokaja potrzeby białkowe człowieka.

By ciasto się "ukisiło" trzeba je zostawić w cieple na kilkanaście lub więcej godzin (ja zostawiłem moje na 2 dni w temperaturze pokojowej i był naprawdę wyborny).

Czy nasi przodkowie jedli białe pieczywo?
Nasi przodkowie (powiedzmy przed XX w.) najprawdopodobniej nie jedli chleba białego. Z dość prozaicznego powodu - nie było wtedy jeszcze tak dobrych i czystych kultur drożdżowych. Przed XX czy XIX wiekiem większość białego pieczywa (to było jedzenie zarezerwowane raczej dla bogatych) - bułki, biały chleb... i tak była przygotowywana w jakimś stopniu na zakwasie z dodatkiem sporej ilości drożdży.

Dlaczego chleb razowy ze sklepu nie może być zdrowy?
Na zakończenie opiszę dlaczego taki "chleb razowy" ze sklepu raczej nie może być bardzo zdrowy. Jak zwykle gdy nie wiadomo o co chodzi chodzi o pieniądze. Proszę pomyśleć ile musiałby kosztować mąka, która powstaje w młynie  posiadającym 3-4 razy mniejszą wydajność niż młyn o tym samym rozmiarze a stosujący szybsze mielenie? Następna sprawa to kwestia czasu. Chleb na drożdżach wyrasta w 2-3godziny. Miejsce w piekarni na to by przechowywać ciasto na chleb na zakwasie kilkanaście godzin również kosztuje...

piątek, 6 sierpnia 2010

Permakultura i zwierzęta cz.3 - pewność plonów.

W poprzednim wpisie z o zwierzętach w systemach permakulturowych skupiłem się na wytwarzaniu taniej paszy dla kur - z odpadów i odchodów. Ten wpis poświęcę temu dlaczego zwierzęta są istotnym składnikiem samowystarczalnego gospodarstwa. Zwłaszcza dla gospodarstw czy domów które chcą dążyć do bezpieczeństwa żywnościowego.

Bezpieczeństwo żywnościowe czy może samowystarczalność w produkcji żywności to dążenie i marzenie zapewne wielu Czytelników tego bloga. Nie ma się co dziwić - w powszechnym mniemaniu owoce i warzywa "z supermarketu" smakują gorzej niż te wyhodowane własnym sumptem.
Kolejną kwestią - dla wielu nawet ważniejszą niż smak jest wyższa wartość odżywcza i nieobecność w własnoręcznie wyhodowanej żywności różnych substancji, które przed XX w. w żywności nie występowały. Wiele z nich nie było nawet wtedy jeszcze na świecie.
Podczas mojego rocznego pobytu w Anglii najlepsze owoce, które miałem okazję jeść to były dzikie jeżyny, mirabelki i owoce fuksji. Owocom sprzedawanym w sklepie, nawet tym organicznym (z upraw ekologicznych) brakowało smaku.

Co niektórzy cenią sobie to, że we własnym ogrodzie można uprawiać takie gatunki roślin i takie odmiany, które w sklepach są niedostępne czy to z powodu braku popytu na nie, czy z powodu tego, że dana odmiana/gatunek nie przechowuje się dobrze. Kto z Was widział ostatnio (powiedzmy jesienią, gdy jest "sezon") świeże owoce rokitnika lub kto teraz widzi w sklepie morwy czy mirabelki (jedne z moich ulubionych owoców:) ?

Ten trochę przydługawy wstęp miał przedstawić różne powody dla których ludzie dążą do samowystarczalności żywnościowej przynajmniej w małym stopniu. Co jednak zwierzęta mają do do tego?

Zwierzęta po prostu dywersyfikują produkcję żywności. Dobrym przykładem na to, że opieranie się wyłącznie na roślinach jest ten rok. Przynajmniej we wschodniej Wielkopolsce maj był bardzo deszczowy i zimny. Spowodowało to słabą aktywność pszczół w okresie gdy drzewa i krzewy owocowe kwitną. W konsekwencji zawiązało się mało owoców/orzechów. Sądząc po cenach na lokalnych targowiskach dla innych upraw ten rok również nie był łaskawy - najpierw powódź, potem niemal susza. W przypadku hodowli zwierząt (zwłaszcza roślinożernych) ten rok można uznać za dość dobry - obficie padały deszcze więc i trawa rosła dobrze co oznacza możliwość wyżywienia dużej ilości zwierząt czy odłożenia dużej ilości pożywnego siana.

Całkiem prawdopodobne, że na nieszczęsną majową pogodę wpływ miał wybuch islandzkiego wulkanu Eyjafjallajokull. W przeszłości zdarzały się również nieszczęścia dużo większe z powodu wybuchu wulkanów i niższej aktywności słońca. Nieco zapomnianym wydarzeniem jest tzw. Rok bez lata - to historyczna nazwa na rok 1816 - rok w którym "nie było lata". No bo czy latem można nazwać lato jeśli w czerwcu są regularne przymrozki? Konsekwencją niskiej temperatury było zniszczenie niemal wszystkich upraw. Ceny owsa - ówczesnego odpowiednika ropy zwiększyły się ośmiokrotnie. W Ameryce Północnej, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Polsce i północnej Europie nastał głód.
By przeżyć ludzie zaczęli min. zjadać zwierzęta pociągowe.

Ofiara głodu wywołanego przez człowieka w latach 1932-1933. Głód made in ZSRR

Zwierząt roślinożerne mają tę przewagę, że mogą jeść jedzenie, którego człowiek jeść nie może - np. niedojrzałe żyto czy pszenicę. Zmarzniętą "zieleninę" można przerobić na sianokiszonkę i w ten sposób zgromadzić zapasy na ciężką i długą zimę. Jeśli umieścimy w jednym miejscu więcej "odpadów" organicznych możemy przerobić je na paszę dla kur. Te zaś mogą nam dostarczyć pożywnego białka. Ostatecznie owce, świnie czy krowy mogą trafić do garnka. Przeciętna krowa ważąca z pół tony dostarczy  około 250 kg mięsa plus sporo organów, łoju i kości, które również są bardzo pożywne.To wystarczająca ilość by wyżywić człowieka przez rok.

Już wkrótce opiszę indiański sposób na robienie "batonów energetycznych" ze zwierzą, które odpowiednio przechowywane praktycznie nie mają terminu ważności.