Temat jest na tyle poważny ;), że postanowiłem poświęcić mu cały wpis.
Mocz w ogrodzie ekologicznym może pełnić wiele funkcji. Jedną z najważniejszych jest jego wartość nawozowa.
To w moczu zawarta jest większość biogenów (pierwiastków potrzebnych roślinom pobieranych z gleby w największych ilościach)wydzielanych przez człowieka. Średnio jeden człowiek dziennie w moczu wydala:
- 8-11 g azotu
- 2 g fosforu
- 2 g potasu
Przykładowo nawóz płynny marki Florvit Eko uniwersalny zawiera w 1 kg:
- 50g azotu
- 14,1 g potasu
- 16,6 g fosforu
Film o wykorzystaniu moczu w Afryce
Jak stosować mocz?
Najlepiej rozcieńczony. Na jedną część moczu należy dawać od 5 do 10 części wody. Taka mikstura jest dobra do podlewania warzyw, roślin ozdobnych i trawnika. Drzewka (również te owocowe) można podlewać bezpośrednio, pod pień lub na ziemię pod drzewkiem.
Dawkowanie:
Na 1 ha przeciętnego sadu nawozi się azotem w ilości 100-200 kg (średnio) na rok. Na 1 m2 ogrodu przekłada się to zatem na dawkę 10-20 g azotu na m2. Dobrze jest rozłożyć całą ilość nawozu na kilka dawek.
W praktyce jeśli rozcieńczamy mocz w stosunku 1:5 to dziennie możemy wyprodukować około 7,5 - 10 litrów nawozu. Jeśli podlejemy takim roztworem tylko 1 m2 to możemy trochę przesadzić - część azotu zostanie wymyta. Dlatego lepiej jest podlać nim 5 m2. Wtedy jednorazowa dawka na m2 będzie wynosiła około 2g azotu, czyli nie za dużo. Jeśli nawożenie będziemy powtarzać w odstępie 2 tygodni możemy dostarczyć danemu fragmentowi sadu dostarczyć około 20 g azotu na m2. Nawożenie nawozami azotowymi (czyli np. moczem lub obornikiem) drzew i krzewów owocowych powinniśmy zakończyć pod koniec lipca by nie pobudzać nadmiernie wzrostu wegetatywnego drzew i krzewów późno w sezonie. Jeśli byśmy dalej kontynuowali nawożenie możemy sprawić, że część nowych gałęzi nie zdąży zdrewnieć przed zimą i stanie się podatne na uszkodzenia mrozowe. Od sierpnia można przeznaczać płynne złoto na trawniki, grządki z warzywami czy żywokostem.
Mocz 4 osobowej rodziny w sezonie wegetacyjnym w zupełności wystarczy do nawożenia 400 - 800m ogrodu. Jeśli dodatkowo posadzimy w ogrodzie rośliny wiążące azot nie bedziemy musieli się już więcej martwić (i kupować) o nawozy azotowe. Idealnie zatem wykorzystanie moczu wpisuje się w koncepcję samowystarczalnego, przydomowego leśnego ogrodu.
Jak aplikować mocz?
Sprawa jest najłatwiejsza w przypadku mężczyzn. Wystarczy butelka z odpowiednio grubym lejkiem. Najlepsze są plastikowe butelki po 5 l wodzie mineralnej. Po użyciu można ją odstawić w jakieś ustronne miejsce w toalecie.
Sam mieszkając przez dłuższy czas w domku jednorodzinnym z ogrodem ustawiałem butelkę w toalecie. Zwykle wieczorem gdy była już pełna po prostu szedłem do ogrodu i opróżniałem zawartość. Nie raz zdarzyło mi się wylać zawartość bezpośrednio na trawnik starając się "podlać" kilkanaście m2. Trawnik w miejscu w którym takie praktyki wykonywałem był niesamowicie zielony i odporniejszy na suszę.
Istnieje możliwość stosowania moczu w formie nawożenia dolistnego. Osobiście rozcieńczałem wtedy mocz z wodą w proporcjach 1:15. Efekty są (jak zwykle w przypadku nawożenia dolistnego) bardzo szybkie i w moim przypadku były bardzo dobre. Po 4 bezdeszczowych dniach od aplikacji na warzywa liściowe i zioła nie wykrywa się żadnego zapachu czy smaku nawet bez mycia tych produktów. Okres karencji dla komercyjnego użycia jest jednak chyba trochę dłuższy;)
Od czego zależy skład moczu?
Zawartość składników nawozowych w moczu zależy przede wszystkim od naszej diety - im więcej w niej białka tym więcej mocznika (a zatem azotu) będzie posiadał nasz mocz. Jeśli nasza dieta bogata jest w produkty takie jak orzechy, pełne ziarna zbóż, nasiona, ryby, mięso, jajka nasz mocz będzie bogatszy w fosfor. W przypadku przyjmowania leków typu antybiotyki nie powinniśmy się obawiać, że pojawią się one w naszych warzywach czy owocach. By mieć dodatkową pewność najlepiej nie uzywać moczu do nawożenia dolistnego w czasie choroby a aplikować go bezpośrednio na glebę.
Kwestie na które trzeba zwrócić uwagę:
Mocz zdrowego człowieka jest sterylny. W klimacie umiarkowanym nie ma żadnych chorób przenoszonych poprzez kontakt z moczem. Jeśli przyjmujemy leki typu antybiotyki nie powinniśmy się obawiać, że pojawią się one w naszych warzywach czy owocach.
Moczu lepiej nie przechowywać długo, bo zaczyna śmierdzieć - to oznaka ulatniania się amoniaku czyli strat azotu. Zużyć najlepiej w ciagu 24 godzin.
W przypadku choroby dróg moczowych, przyjmowania antybiotyków lub menstruacji lepiej nie stosować moczu do nawożenia dolistnego. Dużo bezpieczniej i higieniczniej użyć jest go wtedy do podlewania drzew i krzewów owocowych lub innych roślin, których jadalne części nie mają bezpośredniej styczności z ziemią.
Ostatecznie nie ma co panikować - to nie są toksyczne ścieki tylko zwykłe siki...
A Ty co o tym myślisz? Stosujesz lub zamierzasz stosować mocz w swoim ogrodzie?
ja mieszkając na wsi nie potrafię się odlewać w domu, tak mi sumienie nie pozwala, straty wody, cennego moczu, ścieki... Ostatnio nawet kupę jak nie mam lenia to robię poza domem hehe (może nie pod ziemniaki ;) Chyba sobie zrobię wychodek, kompostując ludzki kał, też wychodzi podobno niezły nawóz, np. pod jabłonkę.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla autora bloga - bardzo inspirujące i rozszerzające wiedzę miejsce w sieci.
OdpowiedzUsuńCo do tematu posta: buduję dom jednorodzinny i wszystko co w nim robię, najpierw dobrze przemyślę. Trafiłem swego czasu na artykuł, który opisywał gospodarkę ściekami w naszym kraju i jak energetycznie i surowcowo jest to irracjonalny proces. Potem drążąc temat trafiłem na informacje o toaletach separujących i całe opisy jak skorzystać z odzyskanych ścieków w przydomowym ogródku. Pomyślałem, że za kilka, kilkanaście lat to będzie standard, zwłaszcza przy naszych nikłych zasobach wody. Dlatego stan zerowy zawiera 3 instalacje ściekowe: ścieki szare, uryna i czarne. Każdy z innego źródła i inaczej zagospodarowywane, do tego pompy, sterowniki i zmiana mentalności u domowników i gości.
Całość dość modułowo pomyślana, więc jest możliwa zmiana koncepcji w trakcie eksploatacji.
I... tak jak pisze autor bloga, podlewanie kwiatków rzadką urynką (wg. artykułów, które czytałem, uryna w formie nierozcieńczonej, a także bez dostępu światłą i powietrza może stać miesiącami). Pozostałe instalacje też pracujące na odzysk wody lub kompostu do ogrodu. Podany też jest przykład symbiozy: szkoła zbiera urynę i raz w roku rolnik zabiera wszystko do robienia gnojowicy.
Temat bardzo ciekawy, choć z gatunku tych tabu - przećwiczone w praktyce ;).
pozdrawiam
Józef ze Wsi
@Anonimowy
OdpowiedzUsuńJa też jak pracuje w terenie to sikam tylko pod drzewka. Trzeba tylko uważać na straż miejską - mogą nie zrozumieć, że chodzi o ekologiczne nawożenie ;)
@Józef ze Wsi
Rzeczywiście ścieki (nie tylko zresztą w naszym kraju) to temat tabu. Jak nierozsądne jest to zagadnienie świadczy chociażby fakt, że za odbiór płaci się prawie tyle samo co za czystą wodę.
Jestem tylko sceptycznie nastawiony do tego "stania" moczu bez dostępu światła i powietrza. Niemal wszędzie są bakterie beztlenowe, które zaczną rozkładać mocznik i inne substancje w moczu zawarte. Masz może jakieś źródło by to potwierdzić?
Również pozdrawiam
Moczowe tips & tricks :)
OdpowiedzUsuńŻeby z tym moczem nie trzeba biegać co chwile na pole można użyć trocin - doskonale pochłaniają zapachy a dodatkowo wyrównują balans azot/węgiel.
Dzięki. Rzeczywiście trociny dobrze "piją" mocz co sprawia, ze może on dłużej stać bez opróżniania.
OdpowiedzUsuńWitaj Wojtku! Mam do Ciebie trzy pytania:
OdpowiedzUsuńPierwsze odnosi się do tego filmu: http://www.youtube.com/watch?v=jqkT78GsrNM&feature=related
W związku z tym, iż nie wiem, gdzie zdobyć zalecaną przez autorkę zmieloną skałę, moje pytanie brzmi: czy można odpowiednio rozczynioną urynę zastosować przed wysypaniem skiełkowanych ziaren pszenicy? Zaznaczam, że ziaren jeść się nie będzie. Do spożycia będzie wyciśnięty sok z trawy pszenicy. Moje dociekania pragnę uzasadnić tym, że mam mamę chorą na szpiczaka mnogiego (to nowotwór szpiku kostnego) co powoduje, że podają jej chemię. W chwili obecnej wyniki ma tak złe, że czasowo tę chemię jej odstawiono. Zdesperowana poszukuję najróżniejszych sposobów dających możliwość odbudowy obrazu krwi i wspomagających jak najskuteczniej systemu odpornościowego. Dlatego uważam, że zarówno ziemia zastosowana do wysiewu jak i same nasiona muszą być organiczne. Szukam w internecie takowej ziemi, ale nie jestem w stanie zaufać producentom, skoro gdzieś przeczytałam, że certyfikat można sobie kupić, bo kontroler też człowiek. Zależy mi bardzo na czystości ziemi, stąd moje trzecie pytanie: czy znasz producenta organicznego kompostu, u którego mogłabym zakupić kilka worków tego produktu oraz osobę sprzedającą ekologiczną, zdolną do kiełkowania pszenicę?
Z tym wiąże się moje drugie pytanie, a dotyczy tej stronki:
http://www.emgreen.pl/12,em-ogrod-poj.-1-l.html oraz
http://www.emgreen.pl/4,mydlo-bokashi-100g.html
Wojtku, czy znane Ci są produkty EM? A jeśli tak, to czy są one rzeczywiście przydatne i bezpieczne? Chcę np. do mycia rąk stosować bezpieczne środki higieny. Jeśli nie są odpowiednie, podaj z łaski swojej jakieś namiary na producenta, jeśli znasz bądź importera takowych. Będę niewypowiedzianie wdzięczna za jakąś podpowiedź.Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tę stronkę. Dzięki niej zmieniłam już wiele w swoim otoczeniu, z wiosną ruszam z zamontowaniem nieskomplikowanej toalety kompostującej, a rozpowszechnianie przeze mnie tej wiedzy spotyka się ze skrajnie różnymi reakcjami.
To co ta Pani w linku używa to mączka bazaltowa. W małej ilości (na kilogramy) można dostać tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://www.otostrona.pl/supra-agrochemia/index.php?news&nid=3
Można być pewnym, że to jest maczka bazaltowa, bo w kopalni tona kosztuje z 30 zł, więc nie ma sensu tego podrabiać czy fałszować.
Nie znam niestety producenta ekologicznego kompostu i pszenicy.
EM mają jak najlepszą opinię jeżeli chodzi o skuteczność, znam kilka osób, które je wykorzystuje do celów higienicznych. Sam co prawda ich nie używam - z kosmetyków do mycia stosuję mydło do mycia rąk (i tylko nim myję ręce). Do reszty ciała nie potrzeba środków myjących poza wodą. Na początku (pierwsze kilka tygodni) zwłąszcza włosy się przetłuszczają, ale potem wszystko wraca do normy, lub nawet jest lepiej (nie mam już suchej skóry).
Mocz jak najbardziej można stosować w celu podlewania roślin. Sam podlewałem swoją pietruszkę, koperek i inne zioła spożywane w stanie świeżym. Jedyny minus tego (uprawiałem je w podobnej tacce jak kobieta z filmiku), że po kilku miesiącach pojawiły się wykwity soli. No, ale jak będziesz od czasu do czasu wymieniać ziemię, to nie powinno być problemu.
Aha i oczywiście nie stosować do podlewania moczu mamy, zwłaszcza w okresie jak przechodzi chemioterapię, bo mogą w nim być różne dziwne rzeczy.
Trzymam kciuki za mamę.
Jako człowiek z blisko trzyletnim doświadczeniem w sikaniu na trawnik, dodam kilka cennych porad. Mimo iż temat jest ciekawy dla każdego, kto nie lubi zbędnych wydatków, ani marnotrawstwa, bo spuszczanie płynnego nawozu do muszli klozetowej to marnotrawstwo potrójne (1 strata naturalnego nawozu, 2 strata wody, 3 strata pieniędzy na produkcję/odbiór ścieków i zakup nawozów sztucznych), to jednak ma też swoje wady. Siuśki jako nawóz do trawników, kwiatów, warzyw, krzewów, drzew i wszelkiej roślinności sprawdzają się rewelacyjnie, jednak zniechęcać do tego typu praktyk może ich intensywna woń, szczególnie gdy są starsze, niż 12 godzin, a kilkudniowe, to już w ogóle kosmos. To pociąga za sobą pewne utrudnienia, jeśli sąsiedzi są na wyciągnięcie ręki przez płot, a domownicy też wokół domu się kręcą - wtedy pozostaje cierpliwie czekać z nawożeniem, aż się ściemni i wszyscy pójdą jak kury na grzędę spać. Tak robiłem przez okrągły rok. Było to sporym, zniechęcającym utrudnieniem, bo jak tu nawozić, jeśli nawet księżyc nie świeci i nic nie widać? Ostatnio jednak dokonałem odkrycia, mianowicie - mocz należy rozcieńczać. W zasadzie robiłem tak od zawsze, ale rozcieńczałem dopiero tuż przed wylaniem go na trawnik, a problem nuty zapachowej nadal był nierozwiązany.
OdpowiedzUsuńDopiero od kilku dni, gdy zacząłem gromadzić mój nawóz w stanie rozcieńczonym, tzn dolewałem (gdy zaszła taka potrzeba) do zbiornika zalanego co najmniej do połowy, lub dwóch trzecich wodą (deszczówką), problem zapachu niemal całkowicie zniknął i teraz mogę użyźniać zanim zajdzie słońce, zanim ludzie pójdą spać - widzę dokładnie co robię, nie działam po omacku :).
Reasumując należy sobie rano w pierwszej kolejności wlać do kanistra minimum 2,5 litra wody, a potem raz po raz dolewać z pęcherza aż się wieczorem zapełni. Mam 5-cio litrowy po płynie do spryskiwaczy - na zbiornik nawozu w sam raz. Lekko prześwituje dzięki temu wiem ile wody wlać. Przy użyźnianiu trawników, a w zasadzie wszystkiego pomocna jest konewka. Dzięki niej można rozprowadzić płyn wygodnie i bardziej równomiernie, niż bezpośrednio zbiornikiem. Konewki jednak zakorkować się nie da, więc by nie ulatniał się azot, gromadzę nawóz w pojemniku 5 L. a gdy już zatankuję go do pełna (zwykle wieczorem) przelewam do konewki, dolewam jeszcze popłuczyn z mojego "nocnika" by był świeży na następny dzień i mam jakieś 7 do 10 litrów dopalacza dla przydomowej zieleni. Taką ilość rozprowadzam na około 10 m2, co pozwala obsikać moje podwórko za pomocą jednego pęcherza w trzy miesiące, a potem znów zaczynam od początku, przez okrągły rok (wbrew temu, co inni radzą) i robię w sumie cztery "okrążenia" w ciągu roku. Teraz dwa słowa na temat samej techniki posługiwania się konewką, by nikt nie musiał do tego celu zakładać kaloszy i chodzić po świeżo nawożonym terenie - polecam moją metodę: najpierw rzucam okiem by oszacować skąd dokąd, jaki kawałek terenu może mieć te 10 metrów kwadratowych, a potem biorę się do dzieła. Konewkę trzymam przed sobą (nie obok) i macham ruchem wahadłowym od lewej do prawej, cofając się jednocześnie by nie deptać we własnych siuśkach. Tym sposobem gumowce mi zbędne, a zasięg od lewej do prawej jest nawet 4 metry. W lipcu 2013 rozpocząłem te eksperymenty a w maju 2014 miałem na podwórku trawę bujną jak na łące. Odkąd żyję nigdy wcześniej większej i bardziej zielonej nie widziałem wokół domu :).
Zimą też nie chcę marnować efektów pracy moich nerek, więc robię to samo, ale wtedy jest pewien problem, bo ludzie mogą patrzeć jak na wariata, co rozum postradał i zaspy śniegu konewką podlewa, więc zimą jednak trzeba po zmroku. Przy bardziej pojemnym zbiorniku można robić to rzadziej. Piątka bez rozcieńczania zgromadzi trzydniowe zapasy i tak sobie co trzy dni śnieg podlewałem. Przy niskich temperaturach zapachy nie są już tak uciążliwe, jak latem, więc można nie rozcieńczać od razu, tym bardziej że zimą panuje ciemność i ludzi też poza domem prawie nie widać.
Owocnego nawożenia przez okrągły rok. Pozdrawiam - ekoświr :)
Cześć, mam w domu kompostowe toalety separujące mocz, który następnie używamy w ogrodzie. Interesuje mnie kwestia prawna: czy w Polsce legalne jest stosowanie moczu jako nawozu? Czy znasz może przykłady stosowania moczu w rolnictwie wielkoskalowym?
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo fajnie napisano. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńA czy kwiaty doniczkowe teź tak moźna podlewać ?
OdpowiedzUsuń