wtorek, 13 kwietnia 2010

Popychadło leśniczego - Leśnictwo, władza i permakultura

Kilka razy wypowiadałem się już na łamach bloga na temat leśnictwa i lasów. Osobiście mam mocno niepochlebną opinię o naszym prawie dotyczącym wycinania drzew. I tego, że właściciel ziemi z chwilą zamiany stanu prawnego jego gruntów ornych w grunty leśne traci władzę nad tym obszarem. Zmienia się w popychadło nadleśniczego. Proszę nie zrozumieć mnie źle - nie twierdzę, że leśnicy są źli - to prawo stojące za nimi jest złe. Prawo, które zmienia właściciela lasu w wykonawcę poleceń leśniczego. Wolny człowiek nie może sobie posadzić lasu w sposób jaki chce i zarządzać nim jak chce.
W czym ta monokultura sosnowa, chciałem powiedzieć las jest lepszy niż polikultura stworzona z orzechów włoskich i kasztanów? Chyba tylko w łatwości podpalenia.

Jeśli człowiek zgodzi się żyć pod dyktando leśniczego ma z tego wiele korzyści, których nie ma osoba, która posiada las "bezprawny":
  • zwolnienie z podatku gruntowego przez 40 lat
  • różnorodne dopłaty rzędu kilku-kilkunastu tys. złotych od ha na zalesianie i później przez 15-20 lat mniejsze - na pielęgnacje i za utracone korzyści
Osoba, która chciałaby  zasadzić sobie las sama - idąc drogą planacji drzew (nie wiem czy wszystkie drzewa można w ten sposób uprawiać) nie będzie korzystać z tak hojnych dotacji - musi płacić podatek rolny, nie ma dotacji na zalesienie...

Dobrze jest rozważyć przyczyny dlaczego dotacje do lasów są tak wysokie. Wnika to głównie z tego powodu, że lasy pełnią wiele pożytecznych funkcji. Wiele z tych funkcji które pełni las (jak np. ochrona przed powodziom i suszom) nie dostarcza właścicielowi lasu bezpośrednich korzyści finansowych. W skali państwa jednak te usługi przekładają się na konkretne korzyści (np. nie potrzeba budować  tyle zbiorników retencyjnych). Rolnicy jednak nie sadzą masowo lasów (bez dotacji) ponieważ pierwsze plony ze standardowo posadzonego lasu  (10000 - 2000 sadzonek na ha tak jak chcą tego leśnicy) można uzyskać dopiero (wersja optymistyczna) po kilkunastu latach. Z czego rolnicy mieliby żyć do tego czasu za bardzo nie wiadomo - dlatego są dopłaty.

Czy problem ten możebny rozwiązać bez dopłat? Moim zdaniem tak. Wystarczyłoby dać ludziom wolność.

Lasów moglibyśmy mieć w Polsce więcej. Znam osobiście jedną osobę, która chciała sobie posadzić las. źródłem utrzymania tej osoby nie jest rolnictwo - mógłby sobie zatem pozwolić żeby nie osiągać dochodów z tego hektara czy dwóch. Ta osoba jednak gdy dowiedziała się z czym wiąże się (poddanie się władzy leśniczego) zrezygnowała z tego. Właśnie z powodu umiłowania wolności nie chciała dobrowolnie pozbywać się władzy nad swoją ziemią na kilkadziesiąt (jak nie więcej) lat.

Las to coś więcej niż drzewa w nim rosnące, ale nie da się ukryć, że drzewa są w nim bardzo ważne. Dlatego najbardziej ekonomicznym sposobem na posadzenie lasu jest założenie systemu agroleśniczego. Umożliwi to osiąganie korzyści finansowych z lasu dużo wcześniej niż te drzewa dojrzeją. Po posadzeniu drzew (w ilości 200 - 500 na ha) można ciągle prowadzić na nim działalność rolniczą - w międzyrzędach uprawiać zboże (jeśli chce się być konwencjonalnym). Po kilku latach (powiedzmy 5) gdy drzewa zaczną zacieniać zboża, można uprawiać rośliny cieniolubne lub zbierać siano z takiego "lasu". Zbiory nie będą tak obfite jak w przypadku normalnego pastwiska, ale umożliwią uzyskiwanie dochodów na długo zanim drzewa dojrzeją. Po kolejnych 5 latach nasz system agroleśniczy jest już gotowy na przyjęcie większych zwierząt.
Jeśli zapewnimy drzewom odpowiednią ochronę w postaci osłonek możemy już w drugim roku po posadzeniu paść w takim "lesie" gęsi i kury - będą kontrolować wysokość traw, chwastów oraz możemy uzyskać dochód w postaci mięsa czy jaj.


Drzewa w takich okolicznościach rosną też szybciej niż drzewa w lesie. Zatem pierwsze duże zyski możemy uzyskać wcześniej niż w lesie (30 lat i wcześniej). Dużym plusem lasu pastwiskowego (systemu agroleśniczego w którym wypasane są zwierzęta) jest fakt, że możemy połączyć wzrost drzew z praktykami, które przyczyniają się do przyspieszania procesów glebotwórczych kilkaset razy. Jeśli nie chcemy drzew wycinać i zamienić nasz system agroleśniczy w las wystarczy dosadzić krzewy (maliny, porzeczki, jeżyny...) i niskie drzewa (głóg, jarzęby...). W ten sposób można w ciągu kilku lat od decyzji o zmianie "stworzyć" bardzo różnorodny i stabilny ekosystem leśny. 


Minusem systemu agroleśniczego jest:
  • opodatkowanie sadu (to moim zdaniem najlepsza forma prawna dla tego typu "bezprawnego" lasu)
  • większa złożoność zarządzania niż lasem
  • potrzeba częstszego podkrzesania drzew jeśli chcemy je sprzedać na wartościowe drewno
Możemy mieć lasy do których nie będzie trzeba dopłacać. Możemy mieć lasy, które będą pod każdym kątem lepsze niż to od czego wymaga od nas prawo. Lasy który na dodatek są w stanie wyżywić więcej zwierzyny - zwłaszcza jeśli posadziliśmy drzewa typu orzechy włoskie czy kasztany. Las w którym bioróżnorodność jest wyższa niż w naturalnym lesie. Nasz "nienaturalny" las jeśli go odpowiednio zaprojektujemy może mieć również większą retencję wodną niż las naturalny - wystarczy stworzyć odpowiednie roboty ziemne i zarządzać nim pod katem tworzenie się gleby.

Niestety trzeba by w tym celu dać ludziom wolność i pozbawić władzy urzędników. Jak powszechnie wiemy (według ustawodawców i biurokratów) Polacy nie dojrzeli jeszcze do wolności. Podobnie zresztą jak do demokracji, prawa do posiadania broni i wielu wielu innych rzeczy. Jesteśmy jednak odpowiednio dojrzali by nas doić i strzyc niemiłosiernie. Tyberiusz zwykł mawiać, że "owce należy strzyc a nie obdzierać ze skóry"...


A Ty co o tym myślisz?

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem sosna lepiej wspiera rodzime gatunki niz orzech i kasztan - jakie niby zwierzeta mialyby to jesc? Moze oprocz wiewiórek - orzechy - ale jeszcze trzeba te wiewiórki miec. Ewentualnie dziki, których dostatek. I moze myszy. Z kolei dęby rosną wolno, ale faktycznie jak się patrzy na wycinkę w lasach panstwowych to pierwsze co wtedy leci to siewki debow itp, zeby oczyscic teren pod wycinke sosen. Chlop jak doplat nie dostanie to las wytnie, spali w piecu i tyle bedzie z tego lasu, to samo jesli nie bedzie mial nad soba kontroli w formie nadlesniczego. A juz napewno nie bedzie zarzadzal lasem pod katem tworzenia sie gleby, bo go to zwyczajnie nie obchodzi. Predzej bedzie sobie stal zwyczajny zarosniety ógorek i tyle. Wiec moim zdaniem po cos te przepisy jednak są.
    Ta osoba co sobie chciała posadzic las przeciez mogla to zrobic, nie musiala zglaszac sie do doplat? teren nie figurowalby jako las, wiec w czym problem?

    OdpowiedzUsuń
  2. A jakie to konkretnie rodzime gatunki zwierząt żrą sosnowe szyszki, czy może nawet igły..? Na 90% terytorium Polski sosna to gatunek obcy, bo w naturze porastał je las mieszany. Wystarczy popatrzeć jak w dolnym piętrze monokultury sosnowej te właśnie wspomniane samosiejski dębów się bujnie plenią!

    Niby dlaczego chłop miałby las wycinać, jeśli dopłat nie dostanie? Rozumiem, że zdaniem Szanownego Komentatora, jak ktoś mieszka na wsi i pracuje na roli, to z definicji jest kretynem, tak? No cóż, 90% potomków chłopów pańszczyźnianych, obecnie tłumami zaludniających miasta, tak właśnie myśli - bo ich przodkom się po prostu na roli nie udało, znaczy, byli na to za głupi...

    W rzeczywistości brak dopłat mógłby skutkować dość gwałtownym zalesieniem Polski. Oczywiście: brak jakichkolwiek dopłat, a nie tylko dopłat do lasów! Po prostu łatwiej jest utrzymać las (i mieć z niego jakieś pożytki, np. drewno) na marnej ziemi, niż walczyć do upadłego o zebranie z niej trzech kartofelków czy pół worka żyta. A że ziemie w Polsce są często marne - wielu by tak zrobiło. Co najmniej dwóch moich sąsiadów zalesiło działki w czasach, gdy jeszcze żadne dopłaty za to nie przysługiwały - było im za daleko dojeżdżać na tak marny piasek. A teraz mają i dopłaty, i już coś tam na opał czy chyćby do produkcji mioteł - zbierają z tych lasków...

    OdpowiedzUsuń