poniedziałek, 11 stycznia 2010

Głód. Just in time


Konsekwencje strajku niektórych grup zawodowych są poważniejsze niż w przypadku krawców...

"Just in time" to w wolnym tłumaczeniu (z ang.) "Po prostu na czas, dokładnie na czas". To system dystrybucji i logistyki obowiązujący we współczesnym świecie. Dotyczy zwłaszcza dużych firm, gdyż włazie tam przynosi on największe korzyści finansowe.

Jakie są założenia tego systemu dystrybucji?
Nieco upraszczając "ograniczamy koszty magazynowania". Nie jest tak, że np. supermarket Tesco czy Biedronka mają wielki magazyn, w którym przechowują mąkę zakupioną tuż po żniwach. Mąka miałaby wystarczyć na zaopatrzenie sieci sklepów do następnych żniw. Taka sytuacja nie ma miejsca. Dlaczego? Ponieważ magazynowanie czegokolwiek jest kosztowne. Zostając przy mące, Tesco czy Biedronka musiałyby: wynająć magazyn, zapłacić ludziom za jego pilnowanie, zapłacić z ochronę przed gryzoniami (1 szczur jest w stanie zniszczyć około 150kg zboża rocznie), zapłacić ludziom za załadunek do magazynu i później za zapakowanie tego ponownie na inną ciężarówkę. Wszystko to kosztuje, a w branży takiej jak spożywcza marża jest bardzo mała - liczy się każdy grosz a nawet jego ułamek. Na milionach sztuk robi się z tego już jakiś pieniądz.

Dużo lepiej (pod względem finansowym dla ww. supermarketów) wygląda właśnie system dystrybucji "just in time". Załadunek wygląda mniej więcej w ten sposób. Producent mąki (młyn znaczy się;) wysyła ciężarówkę do centrów dystrybucji supermarketu. Z tej ciężarówki towary przerzucane są bezpośrednio do ciężarówek, które rozwożą produkty do poszczególnych supermarketów (konkretnych sklepów). Organizuje się to w ten sposób, że po prostu nie trzeba mieć magazynu, zatem tnie się koszta. System ten jest dość skomplikowany (jak zrobić, żeby ciężarówki producentów były w tym samym czasie co załadunek do poszczególnych sklepów jak i ciężarówki supermarketu nie stały zbyt długo, bo to wszystko kosztuje). Zgranie tego wszystkiego jest nie lada wyzwaniem. Producent jeśli spóźni się choć trochę płaci potężne kary...

Tesco i Biedronka nie są wyjątkami, "just in time" to standard, Użyłem ich tylko jako przykład, a nie żeby napiętnować te dwie konkretne firmy.

Dlaczego o tym piszę?
Żeby coś Ci Czytelniku uświadomić. Ten sposób dystrybucji jakkolwiek z ekonomicznego punktu widzenia ma bardzo duży sens, tak niesie ze sobą również duże zagrożenie. Ma kilka słabych ogniw.

Najsłabsze z nich to transport.
Jeśli transport zawiedzie, to towary nie zostaną dostarczone do sklepów. Zgadnijcie co się wtedy stanie, wiedząc, że w konkretnych sklepach (chodzi o konkretne placówki) też stosowana jest zasada "just in time"? Sklepy nie mają również dużego magazynu, mają tylko miejsce gdzie towary stoją co najwyżej kilka dni. Sytuacja w której zawiódł transport miała miejsce w roku 2000 w Wielkiej Brytanii. Zastrajkowali rolnicy i kierowcy ciężarówek przeciwko wysokim cenom ropy. Zablokowali oni rafinerie ropy naftowej i punkty jej dystrybucji.
Protest rozpoczął się 5 września.
Dotknięte zostały takie branże jak transport, służba zdrowia (chociażby paliwo do karetek pogotowia), przemysł, przede wszystkim jednak sklepy z żywnością. Rozpoczęto racjonalizowanie jedzenia. Gdyby strajk przedłużył się jeszcze trzy dni dłużej w kraju pojawiłby się głód. Przypomnę, że chodzi o państwo rozwinięte (UK) pod koniec XX wieku.

Jak myślisz ile trwał strajk? 3 miesiące, pół roku, rok?

Nie...
















...strajk trwał 9 dni


Może jednak warto być samowystarczalnym energetycznie i żywnościowo? Nawet jeśli nie daje to bezpośrednich profitów. Życie ma to do siebie, że czasami sytuacja się zmienia i... lepiej po prostu być na to gotowym.

O szczegółach protestu z 2000 roku możesz poczytać tutaj (po angielsku)

Zdjęcie dzięki uprzejmości Wikipedii

A Ty co o tym myślisz? Ile jedzenia jest w Twojej spiżarni?

4 komentarze:

  1. Techniczna uwaga: częściej stosuje się określenie just in time (JIT) - just in time inventory.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście... Aktualizuję artykuł. Dzięki za uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  3. W UK po paru dniach opadow i mrozow drogi sa zablokowane i juz zaczyna sie w niektorych regionach zle dziac.W sklepach puste polki a klienci zaczynaja panikowac-nawet BBC to pokazuje.Na szczescie kierujac sie swoim wschodnioeuropejskim instynktem przetrwania ;) zrobilem wieksze zakupy jakis czas temu wiec spokojnie siedze i grzane winko pije-ale tubylcy momentami zaczynaja tracic rozum jakby to byla zima stulecia.

    OdpowiedzUsuń
  4. @piotr34
    Częściowo można ich zrozumieć, że panikują - w końcu grozi im głód, albo w lepszym wypadku ich jakość życia spadnie drastycznie... Np. nie dowiozą mrożonych frytek i będą musieli obejść się smakiem albo zjeść warzywa czy produkty, których normalnie nie trawią (bo przecież nie obiorą ziemniaków i nie zrobią sami frytek;)

    OdpowiedzUsuń