środa, 27 stycznia 2010

Wykorzystanie pracowników, którym płaci się za dzień mniej niż miskę ryżu dziennie - leśny ogród i permakultura dla wegan.


Wbrew pozorom jedzenie wegańskie to nie tylko sałata i kiełki...
W dzisiejszym poście chciałbym opisać, jak permakultura, czy leśny ogród może zaspokoić potrzeby wegan, czyli osób, które nie spożywają/używają żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego. Mimo, że sam nie jestem weganem, ani nawet wegetarianinem, to wiem, że co najmniej kilku Czytelników bloga stosuje taką dietę. Myślę, że informacje zawarte w tym wpisie będą przydatne również dla osób, które chciałyby stosować permakulturę, czy założyć leśny ogród, ale nie chcą mieć zwierząt gospodarskich.

Zapewne zauważyłeś Drogi czytelniku, że napisałem "...ale nie chcą mieć zwierząt gospodarskich.". Nie oznacza to, że w takim ogrodzie nie ma zwierząt i ich nie wykorzystujemy.

Permakulturowe systemy produkcji żywności starają się dążyć do zamknięcia obiegu materii w obrębie naszego agroekosystemu. Co to oznacza? Po prostu staramy się wrócić większość pierwiastków, które "pobraliśmy" w jedzeniu do naszego ogrodu. Cel ten osiąga się przez używanie moczu jako nawozu oraz (w wersji dla bardziej odważnych) poprzez toalety kompostowe.

Mimo, że nie chcemy wykorzystywać zwierząt (w przypadku wegan) to nie oznacza, to że ich nie będzie w leśnym ogrodzie. Na pewno się pojawią. Nawet naszym zadaniem jest stworzenie im odpowiednich warunków do życia. Można powiedzieć, że będą one pracować za "wikt i opierunek".

Wcześniej wspomniałem, że permakulturowy ogród, "pole" czy sad przypominać ma normalny, naturalny ekosystem. W naszym klimacie w większości (naturalnych) środowisk występuje mnóstwo gatunków zwierząt. Zwierzęta te pełnią określone funkcje w tym ekosystemie. Jeśli nie zapewnimy w naszym "sztucznym" ekosystemie (leśnym ogrodzie) miejsca dla zwierząt, to czeka nas dodatkowa praca.

Jaka praca? Już tłumaczę.
Jedną z istotniejszych funkcji zwierząt jest kontrola szkodników. Zaraz, przecież te szkodniki, to też zwierzęta, a my ich nie chcemy, jesteśmy weganami...
Czy myślisz Drogi Czytelniku, że jakiś prawdziwy Polak;) (który nie jest amatorem ślimaków, ani nie hoduje ich na eksport) celowo przynosi do swojego ogrodu ślimaki? Raczej nie, one po prostu się same pojawiają. Musimy zatem uwzględnić jak będziemy je kontrolować. Można to robić ręcznie, jeśli nie chcemy ich zabijać to wywozimy gdzieś daleko do lasu. Tam zjedzą je "tygrysy". Ten sposób jest bardzo czasochłonny. Można też używać chemii do ich niszczenia, ale wtedy zabija się zwierzęta i czy chcemy mieć w swoim ogrodzie produkty, od których może zdechnąć nasz pies, czy zatruć się nasze dziecko? Skoro czytasz tego bloga, to pewnie tego jednak nie chcesz.
Istnieje trzecia droga:) i w przeciwieństwie do ekonomii, w przypadku kontroli szkodników ona działa dość dobrze. Do jej zastosowania trzeba wykorzystać zwierzęta, które żywią się ślimakami - też są likwidowane, ale my mamy rączki czyste :)
Te zwierzęta to żaby, ropuchy, żółwie, węże czy inna gadzina;) By pojawiły się płazy wystarczy wykopać małe oczko wodne, lub postawić w cieniu zatkany korkiem stary zlew. Trzeba również stworzyć bezpieczną drogę wyjścia dla żab, czy ropuch, które wejdą do zlewu - w przeciwnym razie śliskie i głębokie zlewy staną się pułapką dla żab, które wkrótce umrą z wyczerpania. Można wykorzystać również jeże. Przyciąga się je robiąc kompost z którego wyjadają rożne "robaki". By zwiększyć szansę, że jeże przezimują usypuje się kupki liści na zimę (dodatkowy powód, poza utratą cennej materii organicznej, by nie palić liści na jesień). Liście takie mamy za darmo lub możemy je zdobyć za darmo z przedszkoli, szkół - w miejscach tych zwykle pali się ten "odpad"...wrr. Na naszą korzyść działa, że mając tę wiedzę, możemy w ciągu sezonu podnieść poziom materii organicznej w naszej glebie do niesamowitego poziomu. Ja jestem z Gniezna, kolebki (Wielko;)Polski i prawdę mówiąc bardzo do mnie przemawia, że będę miał pracownika, który będzie dla mnie robił przez kilkadziesiąt dni w roku za kupę liści (tańsze niż ryż):)
Chyba jednak nie tylko Wielkopolanie lubią taką oszczędność...

Podobnie jest w przypadku zapylenia owoców/orzechów. Jeśli nie zadbamy o to, by rośliny miały odpowiednie zapylenie (głównie pszczoły miodne) to właśnie odpowiednie zapylenie roślin może stanowić czynnik ograniczający nasze plony. Wegańskie rozwiązanie, które ja bym proponował, to zrobienie "ula" w której umieści się kupiony wcześniej rój pszczół. Dzięki temu będziemy mieć dobrze zapylone rośliny. Wystarczy zamknięta skrzynka z małą dziurą, by pszczoły mogły wlatywać i wylatywać. Taka konstrukcja jest bardzo tania - nie musimy tam zaglądać i wybierać miodu, więc zwykła skrzynia wystarczy. Alternatywą dla zapylania przez pszczoły miodne jest:
-zapylanie ręczne - niesamowicie czasochłonne
-zapylanie przez gatunki inne niż pszczoła miodna - niestety zwykle niewystarczające

W następnej części wpisu poświęconego weganom będę opisywał jak w leśnym ogrodzie rozwiązać dwie kwestie, które są dość kontrowersyjne
-witaminę B12
-jak uzyskać pełnowartościowe białko w warunkach polskich z leśnego ogrodu.

Zdjęcie dzięki uprzejmości Wikipedii

Masz może jakieś pomysły, jak można "ulepszyć" wegański leśny ogród lub system permakulturowy? Ciekawi mnie Twoja opinia.

24 komentarze:

  1. Pięknie i spokojnie to brzmi. Ale są jeszcze takie zwierzęta jak zające i dzikie króliki, dziki, sarny, łosie i jelenie oraz żubry w naszym polskim klimacie. Nie wspomnę o zwykłych psach i kotach albo kurach (no, weganie może kur nie hodują, ale jest to możliwe, wystarczy nie mieć na stałe koguta, a stare kury zostawiać na dożywociu), które potrafią zrobić szkody, zeszpecić i rozdrapać ogródek. Z żubrami nie żart. Jest to pewien problem w okolicy, w której mieszkam. ;-) Jak je wszystkie zaprząc do pracy?
    Pozdrowienia z prawie-puszczy, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żubra, raczej do pługa zaprząc się nie da:)

    Odpowiedź na te pytanie jak je zaprząc do pracy to będzie cały, długi wpis - dzięki za podrzucenie kolejnego ciekawego tematu.
    Na szczęście jest możliwe zabezpieczenie się przed słoniem, więc 6 razy mniejszy żubr nie będzie stanowić problemu:) Niestety będzie się to wiązać z robotami ziemnymi..

    Znam jednego weganina, który hodował nawet kaczki - używał je do kontroli ślimaków w swoim warzywniaku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znajomy rolnik po prostu z góry kładzie na straty plony z pola sąsiadującego z lasem. Brzeg tego pola po prostu obsiewa rzadziej. Nie obsiać się go tam też żaden zysk, bo zwierzyna zjadłaby obrzeża pola w głębi. Co do żubra to różne widziałam patenty. Łącznie ze ściganiem zwierza na traktorze w obstawie burka z podwórka, albo atakiem z widłami na byka. To drugie co prawda skończyło się wiadomościami w telewizji, pogotowiem dla poturbowanej osoby i złamaną ręką, a potem odstrzałem byka-ludożercy w majestacie prawa polskiego.
    Temat jest taki: jedne zwierzęta służą, ale inne szkodzą. Tych drugich jest jakby nawet ostatnio trochę więcej (np. dzików), pewnie z powodu zaburzonej równowagi na dużych obszarach. Zwłaszcza na terenach przy-leśnych, których w Polsce jest o wiele więcej, niż na zachodzie.
    Pozdrawiam z zaśnieżonego lasu, Ewa S.

    OdpowiedzUsuń
  4. To tez problem prawny, bo gdyby rolnik mógł odstrzelić dzika i potem sprzedać jego mięso, to pewnie nie traktowałby tego jako stratę...
    Sposób na zabezpieczenie się przed żubrem, który opiszę jest (po zbudowaniu) bardzo pasywny - nie wymaga paliw kopalnianych, traktorów, czy nawet wideł:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdyby rolnik mógł prawnie odstrzelić dziką zwierzynę (własność Skarbu Państwa), to szybko dziki, sarny itd. byśmy oglądali tylko w zoo.
    Na szczęście w moim przypadku dziki nie stanowią dużego zagrożenia dla moich upraw, ale jak już wyrządzą szkody, to wystarczyło by, by
    Skarb Państwa za pośrednictwem np. koła łowieckiego wypłacał rzetelnie odszkodowania lub dokładał się do zabezpieczeń upraw przed szkodami, jedno i drugie jest traktowane po macoszemu i jeśli jest coś w ogóle wypłacone to w śmiesznych kwotach.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie chodziło mi, że w tym momencie dzik to tylko i wyłącznie szkodnik. Gdyby można było prowadzić odstrzał, to dzik stanowiłby pewnego rodzaju "zasób". Nie chodzi tylko o wartość mięsa, czy skóry, ale również pieniądze, jakie można by uzyskać gdy umożliwi się komuś polowanie.
    W ten sposób wchodzimy też w bardzo grząski temat jakim jest monopol PZŁ na organizowanie polowań. Jak w większości przypadków monopol jakiejś instytucji sprawia, że instytucja ta jest niewydajna. W normalnej sytuacji (rynkowej) sprawę "zarządzania" dzikami, jeśli PZŁ płaciłby jakieś śmieszne odszkodowania przekazałby Pan innej, konkurencyjnej organizacji. W Polsce niestety nie mamy takiej możliwości. Mamy jeden PZŁ, mamy jeden PZPN, jeden system emerytalny (piramidka)...

    W chwili obecnej PZŁ i pośrednio Skarb Państwa żerują na właścicielach ziemi (Skarb Państwa to nawet bardzo bezpośrednio;).

    W Afryce (Kenia bodajże) po sprywatyzowaniu parków narodowych (i żyjącej w niej zwierzyny) zniknął problem kłusownictwa (bo właściciel dba o swoje), zwiększyła się populacja słoni i innych zagrożonych zwierząt. W Polsce na pewno byłoby podobnie - kwota jaką mógłby rolnik uzyskać za pozwolenie na odstrzał przekraczałaby wszystkie potencjalne straty jakie taki dzik/sarna/jeleń/żubr wyrządza.
    W Kenii właściciele parków narodowych urządzają safari. Można "polować" z aparatem fotograficznym, lub za dodatkową opłatą ze strzelbą. Właściciel dba o to, by za dużo nie zabić zwierząt, bo kto by chciał przyjechać na safari, co żadnego słonia nie ma?

    Byłaby to dodatkowa zachęta dla ludzi by sadzili lasy... No ale do tego potrzeba państwa, które ceni wolność ludzi. Prawo zakazujące hodować dzikie zwierzęta również nie pomaga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nadal jestem przeciw polowaniom na dzikie zwierzęta, jako podstawowy argument stawiam fakt iż nie mamy ich na tyle, by umożliwić polowania dla przeciętnego Kowalskiego.
    Mimo wadliwie działającego systemu zarządzania zasobami leśnymi, uważam że prywatyzacja lasów czy też zwierząt bez kontroli państwowej mogła by być nie obliczalna w skutkach dla przyrody, mam na myśli przemianę w pieniądz wszystkiego co rośnie i co się rusza (na drzewo nie ucieka, bo już by było wycięte;)
    Sama idea jest w porządku, ale mentalność Polaków i pomysłowość czasami nie są powodami do dumy.
    Zresztą możemy się przekonać z telewizji, że nawet ci, których wybrał lud (czyli my) nie są godni zaufania.
    Co do hodowli zwierząt łownych, to powinna istnieć możliwość ich hodowli, w zamkniętym (odgrodzonym) terenie. Wtedy można by było urządzać sobie polowania, czy co tam się chce. Problem mogą stanowić spore rozdrobnienie działek, oraz koszty ich odgrodzenia, bo szkody spowodowanej przez zwierzynę na drodze może nie wynagrodzić nam żadne odszkodowanie.
    Co do zakładania nowych prywatnych lasów i robienia z drzewami co nam się podoba to jestem za,
    ale istniejące dorodne drzewa niech sobie spokojnie rosną.
    Pozdrawiam Marcin

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak czytam lub slysze ze wszedzie mozna , lub tam i tam mozna a odpowiedz ze w PL nie mozna bo ludzie to wariaci i pomylency to az mi sie stawia.
    A ktos kto sadzi ze ludzie wybrani przez lud mieliby byc odpowiedzialni i godni zaufania to za przepraszeniem musi byc idiota. Nie powinno to byc dziwne w kraju ktory jest :
    „demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
    Broni nie mozna , decydowac o swojej emeryturze nie mozna, haty jaka sie chce postawic w szczerym polu nie mozna , pustelnikiem czy zebrakiem byc nie mozna. To w ogole pozamykac wszystkich w zakladach bo przeciez tutaj mieszka banda wariatow! Dziekuje .

    OdpowiedzUsuń
  9. @Marcin
    Przysłowiowy przeciętny Kowalski raczej by sobie nie polował, tylko robiliby to "burżuje" :) Cena odstrzału ustalana byłby rynkowo. Z racji gęstości zaludnienia w Polsce ta cena byłaby dość wysoka.

    W chwili obecnej PZŁ płaci rolnikom bardzo nierynkowe stawki - może sobie pozwolić to robić, bo rolnik nie może nic zrobić, PZŁ ma prawny monopol na polowania. Koszty są zatem przerzucane na rolnika (to on ma zniszczone plony) a śmietankę - korzyści (przyjemność z polowania, mięso, skóry, trofea) zbierają członkowie PZŁ.

    Fachowo nazywa się to eksternalizacja kosztów, zwykle stosowana przez duże koncerny, w kwestii ochrony środowiska:
    "Wyprodukować produkt, ale my nie założymy filtru na komin, bo oczyszczanie wyziewów z naszej fabryki byłoby kosztowne. Fakt, że później lokalna społeczność w wyższych kosztach leczenia zapłaci 30 razy więcej nie ma dużego znaczenia - w końcu my nie płacimy."

    Panie Marcinie, ludzie to nie są kretyni, bardzo często jak Pan zauważa kierują się chęcią zysku. Przecież łatwo będą mogli sobie obliczyć:

    "Ten dzik zeżarł mi buraków za 600zł, zniszczeń mi narobił za 1000, więc jak za odstrzał dostanę 3000zł to i tak się będzie opłacać" Nie zajdzie jakaś orgia zabijania (na pewno nie większa jak dzisiaj na polowaniach "kolesi").
    Rolnicy to często ludzie prowadzący hodowlę zwierząt. Wiedzą więc, że jak sprzeda/zabije się stado rozpłodowe, to już później nie będzie nowych zwierząt. To jest tak proste.

    mopel44 poruszył niezwykle istotną kwestię - brak odwagi. Często słyszy się, że "Polacy jeszcze nie dorośli do demokracji", "że jeszcze nie dorośliśmy to tego czy owego"... Jak mamy dorosnąć, skoro nie daje się nam odpowiedzialności?

    Panie Marcinie, co jeśli tą pomysłowość ludzie mogliby "poświęcać" na np. zwiększanie produktywności gospodarstw rolnych, lasów a nie na kombinowanie jak obejść jedno, drugie, czy setne prawo.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. @ Marcin

    Sam jestem za pozostawieniem pomników przyrody itp. Jednak większość lasów w Polsce to nie żadne dorodne drzewostany, tylko monokultury sosnowe. Ich wartość biologiczna nie jest zbyt wysoka. Oczywiście każdy las pełni ważne funkcje (retencja wody, oczyszczanie wody, miejsce rekreacji, produkcja drewna... Jednak dużo lepszy dla środowiska byłby zwykle las, inny niż plantacje sosny.

    Dosadniej mówiąc, nie ma czego zachowywać, a na pewno nie trzeba tworzyć całej struktury biurokratyczno-kontrolnej jaką jest ten cyrk z kontrolą i władzą leśników w lasach. Nieprecyzyjnie się trochę wyraziłem - nie trzeba tego tworzyć, gdy chodzi nam o dobro i produktywność lasów, a nie o utrzymaniu statusu quo, który jest bardzo wygodny dla wielu osób. Kto o zdrowych zmysłach pozbywa się władzy dobrowolnie?
    No na pewno nie leśnicy...

    OdpowiedzUsuń
  11. @mopel44
    Moim zdaniem osoby zarządzające jakimkolwiek dobrem wspólnym, również osoby sprawujące władze państwową, czy też na poziomie gminy, powinny kierować się prawem, dobrem ludzi, a ich działanie nie powinno opierać się teraźniejszych zyskach, bo to co dobre w danej chwili w przyszłości może okazać się bardzo złym w skutkach posunięciem. Wiem że rzeczywistość czasami pokazuje coś innego:)
    Do prawdziwej demokracji jeszcze nam daleko, zresztą nie tylko nam. Poza tym demokracja, demokracją ale ktoś musi mimo to czuwać nie tylko nad demokracją, ale również nad innymi ludźmi jak i przyrodą, którym działanie jakiegoś "wolnego gościa" może poważnie zaszkodzić.
    Nie mam broni, uważam że nie jest mi potrzebna i cieszę się że inni też nie mają do niej swobodnego dostępu, uważam że to daje mi większe bezpieczeństwo niż posiadanie jej nie tylko przeze mnie ale i innych.
    Jeśli uważasz, że ludzie wybrani przez lud nie muszą wykazywać się odpowiedzialnością i być godnymi zaufania, to brak mi słów.

    Może mam pecha i mieszkam w innej Polsce, ale wokół mnie istnieją niestety "wariaci i pomyleńcy" w tym sensie, że nie zależy im na naszym środowisku, liczy się tylko bieżący zysk za wszelką cenę. W ostatnim czasie właściwie nie ma problemu z uzyskaniem pozwolenia na wycięcie topoli. Może niezbyt urodziwy krajobraz, został prawie ogołocony z drzew, bo większość drzew rosnących przy polach i drogach to topole. Drzewa te spełniały wiele przydatnych funkcji od tworzenia mikroklimatu (wiatr, cień itp.) do schronienia dla zwierząt, głównie ptaków. Minęło już trochę czasu od wycięcia tych drzew, a nikt nie nasadził nowych, natomiast jeśli zdarzył się wyjątek i nasadził (z obawy przed urzędową karą), to zadbał o to by one jednak nie wyrosły, bo będzie miał więcej pola pod monokulturę- to przykład obliczeń ekonomicznych, ludzi będących w posiadaniu ziemi(pola), mającymi możliwości wycinania drzew, będącymi rolnikami, ale tylko z definicji, a nie z przekonań(chyba że do pieniądza). Do tego dochodzi wycinanie przez tzw."nurków" wszystkiego co rośnie, mam na myśli grubsze krzewy czy małe drzewa, taki permakulturowy żywopłot.
    Uważam, że w większości przypadków zanim wytnie się te niby bezwartościowe plantacje, to powinno się już mieć w pewnym stopniu, odrośnięty ten funkcjonalny pełnowartościowy las, bo drzewa nie odrosną w kilka lat.
    Mam nadzieję że nie przynudziłem:)
    Pozdrawiam Marcin

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie przynudzasz Marcin - to b ciekawa kwestia. Nie chcę, żeby blog zmienił się w kółeczko wzajemnej adoracji:)

    Nie wiem, co mopel44 miał na myśli, ale ja zrozumiałem jego wypowiedź w ten sposób:
    Nie chodzi o to, że ludzie wybrani przez lud nie muszą być odpowiedzialni itp., tylko o to, że ludzie wybierani przez lud nie są odpowiedzialni/kompetentni.

    Co do broni- można w Polsce kupić za 3500zł airsoft guna. Czytałem gdzieś, że tym można z 200m komuś czaszkę rozwalić, jakoś nie słyszałem o fali zabójstw z tej wiatrówki...
    Broń jak nazwa wskazuje służy do bronienia się. Zaborcy już w XVIII wieku nas rozbroili, wszystkie władze kontynuują tą politykę - ludzie z widłami nie są w stanie dużo zrobić policjantowi z karabinem. W przypadku wojny natomiast (a wojny się zdarzają co kilkadziesiąt lat, szczególnie w Polsce) nie jesteśmy nic w stanie zrobić. Irakijczycy mogą się opierać amerykańskim najeźdźcą, a my co byśmy zrobili? Przypomnę, że armia iracka została rozbita w tydzień albo dwa, ile zajęłoby zniszczenie Wojska Polskiego? Co zrobimy po tym jak wojsko skapituluje? Mamy kolejny raz iść na rzeź jak barany? Jak nie będziemy mieć broni, to taki los nas czeka.

    W sprawie żywopłotu - potrzeba do tego wiedzy i uświadomienia jak korzystny on jest (zwłaszcza na monokulturowym polu). Nie stosowanie go, to po prostu strata pieniędzy, już nawet abstrahując od jego wartości dla środowiska - to się po prostu opłaca (wyższe plony).

    Wracając do lasu. Mój przyjaciel nie mógł posadzić lasu na swojej ziemi, bo w planach zagospodarowania dany teren miał pozostać gruntem rolnym. Im więcej drążył temat, tym bardziej odchodził od tego pomysłu, bo dowiadywał się coraz więcej, ze przestaje być właścicielem lasu a zostaje podwykonawcą zaleceń pana leśniczego.
    On by chciał zasadzić z 2 ha lasu. Nawet jak będzie to możliwe, nie zrobi tego z powodów prawnych.

    Wkrótce wyruszę do nadleśnictwa i dowiem się jakie rośliny można uprawiać na plantacji drzew. Postaram się stworzyć projekt "analogu lasu" tzn. Wielogatunkowej plantacji drzew obcego pochodzenia. Dzięki temu będzie można mieć las, bez rządów leśniczego. Założenie brzmi pięknie, zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce i czy jest to wykonalne od strony prawnej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do pszczół jako pszczelarz musze stanowczo zaprotestować! :)

    Pszczoły sa niewątpliwie dobrymi zapylaczami dla wielu roślin(ale nie dla wszystkich), jednak co do warunków ich bytowania, sprawa nie ogranicza się do "drewnianego pudła z dziurką".

    Pierwszym powodem jest zima - rodzina pszczela nie śpi jako tako, ale tylko zwalnia matabolizm i żywi się pokarmem zgromadzonym w lecie. W ciągu zimy wewnątrz ula panuje mróz , jednak pszczoły skupiają się w tzw: kłąb, w którym ogrzewaja sie wzajemnie. Natomiast na wiosne, królowa zaczyna składać jaja i do ich rozwoju potrzebna jest temperatura 36 stopni(jeśli dobrze pamietam) - i tu drewniana skrzynka nie wystarczy. Potrzebny jest ul z prawdziwego zdażenia z ociepleniem, albo grubymi ściankami.

    Życzliwy pszczelarz

    OdpowiedzUsuń
  14. cd.
    Druga sprawa to to, że nawet jesli te pszczoły dotrwają do wiosny, i nie zginą z głodu zużywając na ogrzanie ula o słabej izolacji całe swoje zapasy, to i tak nie bedą w stanie ogrzać go dostatecznie - a wtedy zaczynają sie rozwijać choroby groźne nie tylko dla tej rodziny, ale także dla innych pasiek, np: nosemoza(biegunka pszczół) czy zgnilec(martwica, jest tak niebezpieczny dla pszczół, że jest zwalczany z urzędu i wykrycie go w pasiece oznacza zniszczenie wszystkich uli z pszczołami oraz kwarantanne i zakaz sprzedarzy miodu z pasiek sasiednich!!!). A to juz nie przelewki, bo choroba jest nieuleczalna.

    Życzliwy pszczelarz

    OdpowiedzUsuń
  15. cd.
    Po trzecie, nawet jesli rodzina nie złapie tej czy innej choroby, to nie leczona nie przetrwa inwazji pasorzyta warroa destructor, który wylęga sie na larwach pszczół, roznosi różne wirusy i potrafi zniszczyć całą kolonie w ciągu 2 lat. Pozatym taka nie leczona rodzina staje się wylegarnią pasorzyta i roznosi go na inne pasieki w okolicy. Właśnie ten pasorzyt spowodował, że wyginęły wszystkie dzikie pszczoły!!!

    Po czwarte, pomijając choroby, pszczoła to nie slimak, i potrafi być niebezpieczna. Obecnie hodowane pszczoły nie sa agresywne, jednak w przypadku gdy królowa ma więcej niż 3 lata, pszczoły staja się niebezpieczne dla wszystkiego co sie rusza w promieniu kilkuset metrów. Bronią one swojej kolonii, jednak im starsza królowa, tym jej potomstwo jest agresywniejsze. Pszczoła żądlac wstrzykuje jad i wyrywa sobie żądło, po czym ginie. Dla normalnego człowieka 100-200 urządleń to dawka smiertelna. Dla osoby uczulonej jedno urządlenie, bez podania surowicy może się skończyć śmiercią przez uduszenie... A w lecie w jednej rodzinie żyje kilkadziesiąt tysięcy pszczół... Więc raczej o spokojnej pracy w ogrodzie mozecie zapomnieć... A w przypadku porzadlenia np: sąsiada przez nieubezpieczone pszczoły ma prawo wystapić o odszkodowanie.

    Życzliwy pszczelarz

    OdpowiedzUsuń
  16. cd.
    Po piąte, pszczoły zdobywaja nowe tereny przez podział rodziny - wychowuja sobie nową królowa, a nastepnie stara królowa zabiera część pszczół i idzie z nimi szukać nowego miejsca na gniazdo. Zazwyczaj rojeniu sie towarzyszy latanina pszczół wszędzie w promieniu kilkudzisięciu metrów(wiec moga kogos porzadlić). Pszczoły znajdują sobie jakąś gałąź, dziuple, pudło, strych, gdzie zamieszkają. I w ten sposób powielaja sie wyżej wymienione poblemy.

    Po szóste, mimo wszystko pszczelarstwo to wdzięczne zajecie, które może być uzupełnieniem permakultury i dodatkowym źródłem dochodu, bądź hobby, gdyż kwitnace drzewa, krzewy, zioła i inne rośliny z leśnego ogrodu stanowią wspaniałe źródło pyłku i nektaru potrzebnego pszczołom przez cały rok, a o którego stały przybytek trudno w monokulturach. Samo pszczelarstwo jest tak skomplikowane jak permakultura, o ile nie bardziej, i do własciwego gospodarowania (zarówno dla nas jak i pszczół) potrzebna jest wiedza. Oczywiście każdy może być pszczelarzem, jednak bez wiedzy i umiejętności, to tak jak z nożem - możemy zrobić krzywde sobie lub innym. Jeżeli jednak ktoś chciałby zostac pszczelarzem, powinien zajać sie teorią na temat pszczół czy metod pracy w pasiece, później poprosic jakiegoś pszczelarza o pomoc czy porade(a najlepiej kilku, bo w pszczelarstwie to jak w polityce - każdy ma swój punkt widzenia na te same rzeczy) i odbyć u niego jakieś praktyczne szkolenie, przy którym przekonamy sie czy ta praca jest dla nas, kiedy pszczoły łarzą nam po rekach kiedy pracujemy i czasem nas urządlą :) A potem możemy zakupić pszczoły, chociaz to też sport nie najtańszy, bo nowy ul to ok 250zł, a rodzina pszczela to od 100zł wzwyż. Jednak każdy zaczynał i niektórzy żyją tylko z swoich pasiek - właśnie dzieki wiedzy którą posiadają.

    Ps: Za dużo znaków, więc dodałem w częściach

    Pozdrawiam

    Życzliwy pszczelarz

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziękuję Życzliwy pszczelarzu za bardzo wartościowe uwagi. Celem "weganskiego pszczelarza" nie jest pozyskanie miodu , więc to trochę zmienia sposób zarządzania ulem. Skoro nie pobiera się miodu, to pszczoły mają więcej "materiału zapasowego" by przetrwać zimę.

    Czy pszczoły miodne nie są najważniejsze do zapylenia? Gdzieś wyczytałem, że wczesną wiosną populacja innych owadów zapylających jest na tyle mała (zwłaszcza w "tradycyjnych" uprawach monokulturowych), że hodowla pszczół jest kluczowa do uzyskanie obfitych plonów.

    Nawet nie wiedziałem, że to aż tak skompilowane:) Terminować u jakiegoś pszczelarza na pewno będę:)

    Postaram się wkrótce przedstawić "permakulturowe" podejście do hodowli pszczół. Mój znajomy pszczelarz z Wlk. Brytanii przedstawił mi kilka sposobów jak sobie radzą tam. Oni (Brytole) mają u siebie nawet więcej "chemii" w rolnictwie, dużo więcej samolotów i co się z tym wiążę niższą odporność rojów.

    Jeszcze raz dzięki za cenne informacje.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie ma za co :) tylko jako pszczelarz poczułem sie w obowiązku poinformować o pewnych "zagrożeniach" zwiazanych z pszczołami, które dla osób nieznajacych zagadnienia sa obce.

    Znam taką metode zwaną "pszczelarstwo naturalne", chociaz sam jej nie stosuje. Polega ona na hodowaniu pszczół nie tylko dla zapylania, ale dla samego faktu obcowania z naturą. Niekiedy nie pozyskuje sie od nich miodu, nie stosuje uli drewnianych czy innych, ale np: słomiane. U znajomego w Wlk Brytani może skrzynia wystarczy, bo klimat łagodny, u nas to nie przejdzie. W pszczelarstwie naturalnym wykorzystuje się metody jak najbardziej naturalne i nieinwazyjne, co jest jednak bardziej problematyczne. Przykładowo zwalczanie pasorzyta warroa destructor odbywa się środkami chemicznymi poza sezonem produkcji miodu, ale można stosować także inne metody, np: kwasy organiczne, chociaż jest to metoda o wiele bradziej pracochłonna bo trzeba ją wykonać kilkakrotnie i posiadać odpowiedni sprzęt, a to kosztuje czas i pieniądze, więc na większą skale nie stosuje sie tego.
    Z tym miodem na zime tez nie taka prosta sprawa, bo np: miód spadziowy(z cukrowej wydzieliny mszyc filtrujących soki drzew) zawiera dużo zanieczyszczeń, co może prowadzić do rozerwania pszczoły w zimie(pszczoły nie załatwiają się w ulu), wiec nie kazdy miód sie nadaje, a spadź występuje szczególnie w górach jesienią.

    Życzliwy pszczelarz

    cdn

    OdpowiedzUsuń
  19. Żeczywiscie, na wiosne pszczoly są największymi ilościowo zapylaczami zwłaszcza monokultur typu sady czy rzepak, bo sa jedynymi owadami które zimują "stadnie", pomimo zimowego zmniejszenia liczebności. Inne pszczołowate, motyle, muchy zimują samotnie a w trakcie sezonu też nie tworza rodzin. Natomiast osy, trzmiele i szerszenie tworzą rodziny, ale zimuja tylko królowe. Chemizacja rolnictwa, monokultury, niszczenie bądź"adaptacja" naturalnych siedlisk skutecznie zmniejszyły populacje innych owadów.

    Skomplikowane jest i to bardzo, jednak pszczoły to najdziksze z hodowanych przez człowieka stworzeń, bo wszystkie zwierzątka mozna udomowić(oswoić), a pszczoły nie. Pszczelarze to raczej opiekuni ula i osoby które leczą pszczoły, natomiast jeżeli chcemy pozyskać miód czy co kolwiek innego, to tak jak w permakulturze, musimy się "przystosować" do naturalnego zachowania pszczół i je w tym celu wykożystać. Bo szkodząc pszczołom, szkodzimy sami sobie. Dlatego pszczelarstwo daje mozliwość poznawania natury i wykożystania wiedzy o niej w obcowaniu z nią.

    Jak widzisz pszczelarstwo nie jest zagadnieniem prostym, więc jako pszczelarz prosiłbym o możliwość merytorycznego "ocenzurowania" artykułu przed publikacją. Inaczej będe siał spustoszenie na forum ;p
    Mój mail to: czosnaczek1@o2.pl

    Życzliwy pszczelarz

    OdpowiedzUsuń
  20. Jeśli to spustoszenie, będziesz Życzliwy pszczelarzu siał będziesz nadal w formie merytorycznych uwag (jak dotąd), to moja wolnościowa dusza nigdy nie zgodzi się na żadną cenzurę:). Ba zachęcasz mnie bym bzdury pisał :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Życzliwy pszczelarzu - zapanuj nad ortografią tak dobrze jak nad pszczołami. Twoja wiedza w zakresie zwierzątek jest imponująca ale BŁĘDY AŻ KŁUJĄ W OCZY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Przecież to nie blog ortograficzny, Facet ma wiedzę na temat, na który większość z nas nie ma pojęcia i miło że się z nami ją dzieli. Mnie te błędy mocno nie kłują (może mam słabszy wzrok:). Ważniejsze są dla mnie informacje zawarte w tekście niż ogonki czy inne bla bla. Zresztą do uprawy roślin lub hodowli zwierząt albo jakichś żyjątek ortografia nie jest potrzebna.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ale "żeczywiście" i inne cuda są powalające. Tak samo w algorytmice ortografia nie jest niezbędna ale "kożeni grafu" nie chcę widzieć.

    OdpowiedzUsuń
  24. Oj bądźmy wyrozumiali... Sam walę takie byki, że głowa boli (Czytelników;). Ja na szczęście wpisy mogę później edytować - w przypadku komentarzy nie ma takiej opcji.

    Nie czepiajmy się pierdół, bo to nie od tego miejsce.

    Pozdrafiam wshystkih ;)

    OdpowiedzUsuń